Carla x reader | Niepewność |

806 33 5
                                    

Dla Wegiel-chan

Ściąga:

[T/i] - twoje imię

[T/n] - twoje nazwisko

Dzwonek... Koniec zajęć na dzisiaj. Zamknęłam zeszyt i książkę. Schowałam długopis do piórnika. Wszystko schowałam do torby i wstałam z miejsca. Zarzuciłam sobie torbę na ramię. Wyszłam z sali i ruszyłam do wyjścia ze szkoły. Naciągnęłam kaptur na głowę i zaciągnęłam sznurki. 

- Panno [T/n], kaptur z głowy - odparła matematyczka przechodząc obok mnie. Przewróciłam oczami i przyspieszyłam kroku do wyjścia. Nie cierpię jej. Uwzięła się na mnie z tym kapturem. 

Wyszłam ze szkoły i patrząc tylko w ziemię, skierowałam się do bramy. Proszę, żeby go tu nie było... Już mam dość jego atencji wobec mojej osoby. 

Dotarłam do bramy szkolnej i wyszłam przez nią. Nie ma śladu, nikt nie woła i nie łapie. Aż dziwne. Podniosłam powoli wzrok. Rozejrzałam się i niemal od razu zobaczyłam go na drodze do mojego domu. Westchnęłam cicho. Oczywiście, że nawet teraz, gdy stoi oparty o bramę ze spuszczoną głową, wie o tym, że jestem niedaleko. Zrezygnowana ruszyłam w jego stronę. 

- [T/i]... - odparł cicho, gdy podeszłam bliżej. Spojrzałam na niego. 

- Nie, nie zmieniłam zdania na temat twojego zaproszenia i nie, nie zmieniłam się zdania, co do tego, że powinieneś zmienić swój obiekt westchnień - powiedziałam. Wampir westchnął i spojrzał na mnie swoimi złotymi, błyszczącymi oczami. 

- Proszę, daj się chociaż odwieźć do domu - poprosił. Czuję, że jak wsiądę z nim do limuzyny to on zagra tak, że zatańczę wszystko. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam na niebo. Skuliłam się w sobie, bo zawiał zimniejszy wiatr.

- Teraz nie masz wyjścia. Nie puszczę cię na godzinny marsz do domu, kiedy pogoda się psuje - odparł i objął mnie ramieniem. Limuzyna podjechała a on spojrzał na mnie. 

- No dobrze, ale masz mnie odstawić pod mój dom - powiedziałam. Białowłosy skinął głową i razem wsiedliśmy do pojazdu. Oczywiście musiałam być blisko niego. Nie odpuściłby tego. Wyjęłam swój telefon i zaczęłam szukać słuchawek w torbie. 

- Nie będziesz mnie ignorować moja droga - odparł. Spojrzałam na niego. W ręce trzymał moje słuchawki. Westchnęłam ciężko.

- Carla, proszę cię. Oddaj mi MOJE słuchawki - powiedziałam znacząco podkreślając do kogo należą zabrane słuchawki. On tylko pokręcił przecząco głową. 

- Nie. Musimy porozmawiać. Nie będzie to możliwe, jeżeli będziesz siedzieć w słuchawkach - wyjaśnił. Przewróciłam oczami i schowałam telefon do kieszeni. 

- Tyle, że nie mamy o czym rozmawiać. Dlaczego jeszcze ci się nie znudziło bieganie za mną? W mojej szkole jest tyle pięknych i normalnych dziewczyn. Wybierz sobie jakąś z tamtych - rzuciłam. Carla chwycił mój kaptur i zdjął go ostrożnie z mojej głowy. Złapał moją twarz w swoje dłonie i nakierował mój wzrok na siebie. 

- Ja chcę ciebie i będę obok tak długo aż w końcu będziesz ze mną - powiedział takim tonem, jakby składał obietnicę. Westchnęłam cicho rozpływając się w jego złotym spojrzeniu. Powinnam się cieszyć, że taki chłopak się mną interesuje. 

- Jedno spotkanie. Nie lubię zwracać uwagi i zbytniego tłumu - uległam mu. Cholera by go wzięła.

- To wiem. Nie bez powodu nosisz bluzy i coś z kapturem - odparł z małym uśmiechem. Przewróciłam oczami. 

- Skoro tak dobrze mnie znasz, to masz już idealne miejsce - rzuciłam uszczypliwie. Białowłosy położył dłoń na mojej głowie. 

- Uwierz, że od dawna mam upatrzone miejsce i jestem pewien, że ci się spodoba - powiedział. Limuzyna się zatrzymała. 

- Jutro o szesnastej. Punktualnie - rzuciłam zakładając kaptur na głowę. Nie wierzę, że w końcu się zgodziłam. Sięgnęłam po torbę i wyszłam z pojazdu. Pobiegłam do domu, żeby nie zmoknąć.

~***~

Szliśmy w ciszy przez las. Wdychałam piękne, leśne powietrze. 

- No muszę ci przyznać, że ten piknik był naprawdę udany. Nie sądziłam, że możemy mieć tyle wspólnego - powiedziałam półgłosem. W odpowiedzi dostałam cichy śmiech. Spojrzałam na niego. 

- A tak bardzo się wzbraniałaś - odparł. Przewróciłam oczami. Wróciłam wzrokiem na ziemię, żeby nie upaść. 

- Ale to nie znaczy, że zmieniłam zdanie, co do tego, że to podchodzi pod małą obsesję - rzuciłam. Czułam, że coraz ciężej mi się chodzi. Po pływaniu w jeziorze, długim pikniku, gdzie co chwilę coś robiliśmy, moje ciało jest zmęczone. Nie jestem przyzwyczajona do tak intensywnego popołudnia. W dodatku musieliśmy się przeprawić przez ten sam las, żeby dotrzeć do jeziora. 

- Zobacz, już widać limuzynę - powiedział. Uniosłam wzrok i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. O ile można było. 

- Chyba nigdy nie cieszyłam się tak bardzo na widok twojej limuzyny. Nogi mi odpadają - odparłam. Carla zaśmiał się cicho. 

- Mogłaś powiedzieć, zaniósłbym cię - odpowiedział. Pokręciłam głową. 

- I tak już zgodziłam się, żebyś niósł cały asortyment. Ja dam radę - mruknęłam pod nosem. Dotarliśmy do samochodu. Wsiadłam do środka i padłam na jedną kanapę, jak długa. Wampir dołączył po chwili. 

- Jeśli zechcesz to następnym razem postaram się wymyślić coś mniej męczącego - powiedział. Spojrzałam na niego. 

- Możemy przejść się do muzeum sztuki - zaproponowałam i pokiwałam głową. Tak, zgodzę się na kolejne spotkania.

- Dobry pomysł - odparł z uśmiechem. Limuzyna ruszyła.

Diabolik lovers - one-shots 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz