Dla Issy-Morgen
Ściąga:
[T/i] - twoje imię
Szybkim krokiem weszłam do budynku szkoły i ruszyłam w stronę klasy. Nie patrzyłam na nikogo i na nic. Miałam ochotę walnąć się w czoło tak mocno, żeby został ślad na stałe i codziennie przypominał mi o mojej porażce. Zakochałam się w jednym chłopaku, ale zamiast normalnie z nim porozmawiać i powiedzieć mu o tym, ja się po nim drę, wykłócam się o błahostki. To porażka, po prostu porażka. Moja największa życiowa porażka!
- Bitch-chan, poczekaj - usłyszałam za sobą głos Laito. Przyspieszyłam kroki nie odwracając się do tyłu.
- Zostaw mnie w spokoju kapeluszniku! - krzyknęłam do niego. Mam dość upokorzenia, którego najadłam się przed szkołą. Boże... To będzie się ciągnąć za mną przez resztę życia... Chłopak złapał mnie za ramię i zatrzymał. Próbowałam się wyrwać, ale ma naprawdę mocny chwyt.
- Chcę z tobą porozmawiać. Bez kłótni i na spokojnie - odparł łagodnie. Po chwili udało mi się uwolnić z jego chwytu.
- Mówię, żebyś mnie zostawił! Nie chcę z tobą rozmawiać i w ogóle nie mieć nic z tobą do czynienia - powiedziałam zła. Wcale tak nie myślę, ale denerwuje mnie to, że nie chce tego zostawić. Wystarczy mi upokorzenia na dziś. A w dodatku pewnie widać, jakbym była zła na niego a jestem zła na siebie i na swoje odruchy obronne.
- Nie dam się spławić, nie tym razem. Idziemy w końcu szczerze porozmawiać. Dość tych niedomówień i kłótni o byle co - rzucił. Chwycił mocno moje przedramię. Pociągnął mnie w stronę wyjścia ze szkoły. Nie miałam wyjścia i musiałam iść za nim.
- Laito, zaraz zaczynają się lekcje - poinformowałam go. Tyle, że on machnął lekceważąco dłonią.
- Jeden dzień chyba cię nie zbawi - odparł. Wyszliśmy z budynku i wsiedliśmy do jego limuzyny. Albo raczej zostałam tam praktycznie wepchnięta. Dobrze przynajmniej, że się nie wywaliłam. Po prostu usiadłam na jednej kanapie a chłopak umiejscowił się naprzeciw mnie.
- Gdzie mnie porywasz? - spytałam zakładając ręce na piersi. Pojazd ruszył.
- Na poważną rozmowę o naszej relacji - odpowiedział. Prychnęłam pod nosem.
- Same konkrety mi tu powiedziałeś - rzuciłam z sarkazmem. Odwróciłam się w stronę okna i patrzyłam przez nie.
Droga zajęła nam około dwudziestu minut. Przebyliśmy ją w milczeniu. Ja gapiłam się przez okno a Laito patrzył w komórkę lub na mnie. Pewnie szukał w internecie jakichś argumentów to walki słownej. Też bym poszukała, ale mój niewyparzony język da sobie radę.
W końcu stanęliśmy przed rezydencją. Kilka razy słyszałam o niej, więc zrozumiałam, że zabrał nas do siebie, gdy zobaczyłam budynek. Wysiedliśmy z limuzyny. Chłopak otworzył bramę i wpuścił mnie do środka pierwszą.
- No więc? O czym chcesz rozmawiać? - spytałam z założonymi rękoma. Jakby nie mógł normalnie tego zignorować. Przeszliśmy do budynku. Weszliśmy do środka, żeby nie robić szumu na zewnątrz.
- O naszych kłótniach. Nigdy nic ci nie zrobiłem a ty ciągle po mnie krzyczysz. Rozmawiam z kimś, krzyczysz. Rozmawiam z tobą, krzyczysz. Chcę cię przytulić, krzyczysz. Powiedz mi w końcu, o co ci chodzi! - powiedział lekko zirytowany. Westchnęłam cicho pod nosem. Tylko, żeby jeszcze powiedzenie tego było takie proste.
- Nie twoja sprawa. Po prostu zostaw mnie w spokoju i odwieź do domu - odparłam odwracając głowę, żeby na niego nie patrzeć.
- Moja sprawa. Jesteś naprawdę ładną dziewczyną i gdyby nie nasze kłótnie to z chęcią zaprosiłbym cię na randkę. Tak to boję się, że zaczniesz krzyczeć w restauracji - odpowiedział próbując rozładować napięcie, które wytworzyło się między nami. Udało mu się, bo parsknęłam śmiechem, ale szybko wróciłam do swojej poważnej miny.
- A może ty mnie kochasz, ale odrzucasz od siebie tą myśl? - spytał udając, że się zastanawia. Pokazałam mu, żeby popukał się w czoło. Szkoda, że nie wpadł na to wcześniej, kiedy byłam w normalnym nastroju, a nie bojowym.
- Miałabym się zakochać w takim kretynie jak ty? Podrywasz wszystko, co się rusza i jest płci żeńskiej. Po prostu denerwuje mnie twoja osoba, bo żadnej z dziewczyn nie traktujesz poważnie - powiedziałam. Laito przybliżył się do mnie, ale ja cofnęłam się trzy kroki.
- Nie podchodź do mnie za blisko. Po prostu zostawmy to. Obiecuję, że nic już do ciebie nie będę miała - odparłam. Jednak on się nie poddał i zapędził mnie pod ścianę. Bez żadnego słowa mnie pocałował. Objęłam go wokół szyi. Po chwili odsunął się.
- Tylko już nie krzycz, okej? - spytał a ja pokiwałam głową na zgodę. Chyba nie mam wyjścia i jestem na niego skazana.
- To co, zgodzisz się na randkę na przykład jutro? - zaproponował.
- Tak, może być jutro - powiedziałam z małym uśmiechem.
CZYTASZ
Diabolik lovers - one-shots 2
FanfictionCzęść 2 shotów z Diabolik lovers. Przed zamówieniem proszę zapoznać się z zasadami zamówienia. Okładkę wykonała: @25_WeLka_05