Rozdział 81

17 0 0
                                    

...

A więc to definitywnie tutaj się zakończy. Tam gdzie nastąpił początek, tam się wszystko skończy. Normalnie jak w filmach o superbohaterach, tyle tylko, że w tym wypadku wszystko jest naprawdę.

Hmm.. Jeśli jesteśmy teraz na początku wszechrzeczy, a właściwie na początku znanego nam początku; jakkolwiek to brzmi, muszę założyć, że jesteśmy obecnie w kosmosie, przynajmniej teoretycznie... Oznacza to, że nie ma tu niczego oprócz niezbadanej przestrzeni, również teoretycznie, wiedząc, iż najpierw narodził się Bhunivelze, mogę założyć, że nie ma tu nigdzie żadnych planet ani niczego innego, co mogłoby w jakiś sposób utrudniać mi manewrowanie, z drugiej strony nie bardzo jest się tez gdzie ukryć w razie jakiegokolwiek wypadku.

- Jhin. Skup się. - Z moich przemyśleń wyrwał mnie Chronos.
- Wybacz, starałem się rozeznać w sytuacji w jakiej obecnie jesteśmy.
- Sytuacja wyglada następująco Jhin: Wal mocno, z czego się da i nie daj się trafić.
- Rozumiem... - Konkretnie i dosadnie, podoba mi się to.
- Kończmy to wreszcie, Jhin. - Odezwał się do mnie Bhunivelze.

A dosłownie zaraz po tym ruszył wprost na mnie, używając Gold Fist. Był szybki, powiedziałbym nawet, że był bardzo szybki. Na moje szczęście, refleks wciąż miałem w miarę dobry, toteż udało mi się zablokować jego uderzenie zasłaniając się przy tym jednym ze swoich skrzydeł. Choć faktem jest, że rozbił mi on opancerzenie skrzydła, to lepiej to niż jakby to miało oznaczać natychmiastową smierć.

- Myślisz, że dasz mi radę ? - Zapytał spokojnie. - Co powiesz na to ?!

Wtem, uderzył mnie drugą ręką w tors. Nie będę ukrywać, że to już poczułem.

- Tsk! - Poczułem jakby złamał mi wszystkie żebra.
- Skup się! - Powiedział zaraz Chronos. - Nie możemy sobie pozwolić na błąd.

Był dosłownie przy mnie, teraz miałem okazję na kontrę. Toteż, rozłożyłem szeroko skrzydła, tworząc pieczęcie wokół niego. Nie było możliwości nie trafienia go z takiej odległości, nie ma szans aby też w jakiś sposób, zdołał uniknąć uderzenia. Teraz jesteś mój!

- Gooooold Blast! - Wystrzeliłem wszystkim co miałem wprost w niego.

Dostał! Uderzenie było bardzo potężne, musiał to poczuć. Co więcej, wyrzuciło go na taka odległość, że nawet go nie widziałem.
Musiałem w niego trafić. Zacząłem się rozglądać dokąd go wyrzuciło, jednak z każdą sekundą czułem jak nerwy zaczynają mnie zżerać. Nie byłem w stanie go nigdzie dostrzec, a nie sądzę, że dostał tak mocno aby nagle wyparować...

...

- Leci! - Krzyknął do mnie Chronos.
- ?! - Natychmiast mnie otrząsnął.

Nagle dostrzegłem punkcik który robił się coraz większy, aż w końcu dostałem. Potężne uderzenie, na które nie byłem gotowy, prosto w klatkę.

- Kurwa! - Krzyknąłem.

Siła uderzenia była tak silna, że straciłem słuch na chwilę. A ból był nie wyobrażalny, poczułem jakby coś dosłownie przeszyło mnie na wylot. Tym samym, również i mnie wyrzuciło potwornie daleko, na tyle daleko, że znowu straciłem go z pola widzenia. Ból dawał się ciągle we znaki. Zacząłem pluć krwią, jeszcze jedno może dwa uderzenia takie same jak to i na pewno rozbije Nephalem Breaker'a a w najgorszym wypadku po prostu mnie zabije.

- ... Jhin, jak się trzymasz ? - Spytał Chronos.
- Bywało lepiej. - Odpowiedziałem mu, trzymając się za klatkę piersiową. - Co to była za szybkość?!
- Musisz pamiętać, tutaj nic cię nie ogranicza. Nie ma powietrza, atmosfery, która by cię spowalniała. Nie ma tu zasad fizyki.
- ... Rozumiem. - Westchnąłem.

Musiałem się skupić. Znowu straciłem go z pola widzenia. Dlatego musiałem być jeszcze bardziej czujny, niż przedtem. Teraz wiem czego można się po nim spodziewać. Tym razem nie dam mu się tak łatwo zaskoczyć jak przedtem.

- !? - Ponownie dostrzegłem mały punkcik, który zmierzał prosto w moją stronę.

Nie tym razem. Nie miałem za wiele czasu do namysłu, miałem dwa wyjścia. Pierwsze postarać się w jakiś sposób wybronić przed nim, albo drugie; zrobić dokładnie to samo co on. Jeżeli ja poczułem tamto uderzenie musi to oznaczać, że i on to w jakimś stopniu poczuje... Ruszyłem wprost na niego, robiąc dokładnie to samo. Rozłożywszy skrzydła czym prędzej leciałem w jego stronę z przygotowanym Gold Fist.

- Czy Ty zamierzasz... ? - Zaczął Chronos.
- Dokładnie tak. - Odpowiedziałem mu pewnie.

Wtem znaleźliśmy się dokładnie przed sobą, poczułem jakby czas zaczął zwalniać, choć w rzeczywistości tak nie było. Dokładnie w ułamku sekundy później, nasze pięści się ze sobą spotkały. Obydwoje włożyliśmy w te ciosy niemal cała swoją siłę, zdało się słyszeć huk we wszechobecnej, otaczającej nas próżni.

- Tsk! - Poczułem ponownie potworny ból.

Spojrzałem na swoją rękę... Była złamana w kilku miejscach. Kątem oka, zerknąłem również i na jego rękę...Ona również była złamana.

- ...
- ...
- Ty psie... - Oglądał swoją dłoń. - Jeszcze nigdy, nigdy nie byłem tak pokiereszowany.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz, czyż nie ? - Uśmiechnąłem się, mimo bólu, który narastał w moim ciele.
- Niesamowite... - Był Ewidentnie w szoku. - Ból, te emocje, adrenalina... Moje ciało się waha.

Zdawał sprawiać wrażenie, jakby nigdy jeszcze nie doświadczył takiego uczucia. Jakby nigdy wcześniej jego organizm, nie bronił się przed śmiercią.

- Jhin! - Odezwał się do mnie Chronos. - Wal teraz póki jest rozkojarzony.
- Świetny plan.

Wystawiłem moją sprawną rękę przed siebie, tworząc jedną, wielką pieczęć, będąc pewnym, że nie ucieknie, wystrzeliłem w niego, Ultimate planet Devastation. Trafiłem, byłem pewny, że oberwał. Jednak postanowiłem nie siadać na laurach, od razu ruszyłem w jego stronę, by móc mu jeszcze kilka razy poprawić.
Mam cię! Poleciałem wprost do niego i zacząłem okładać jego mordę pięścią, bez opamiętania. W tym amoku walki, straciłem niestety też czujność i mimo tego, że dalej go tłukłem bez opamiętania, zdołał utworzyć za mną pieczęć i potraktował mnie tym samym. Jednakże... Trafił nas oboje, czyżby był zdeterminowany, że aby chronić swoje życie, jeśli będzie trzeba sam, będzie sie ranić ? Ma to sens na swój sposób, jednak nie mogę sobie pozwolić na kolejne rozkojarzenie. Jego promień był zdecydowanie słabszy od tego, czym ja go potraktowałem. Azaliż, moje ciało zaczynało już czuć wyczerpanie nawet mimo formy Nephalem Breaker'a.

- Co... Masz już dość ? - Spytał słaniając sie lekko na kolanach.
- Zapomnij. - Odpowiedziałem mu, wiedząc że dochodzę do kresu wytrzymałości. - Przysięgałem, że cię zatrzymam i słowa dotrzymam.
- Jesteś tylko człowiekiem, Jhin. Upartym, denerwującym, pasożytującym, człowiekiem. Nie możesz mnie pokonać, nie pozwolę Ci na to.
- Więc spróbuj mnie zatrzymać. - Resztkami sił postarałem sie ponownie podnieść.

Czuję to, zbliża się kres moich możliwości. Ta walka kosztowała mnie znacznie więcej, niż się spodziewałem. Cholera... Zaczynam wątpić, czy dam radę.
Rias... Muszę go zatrzymać. Muszę to zrobić dla moich przyjaciół, dla mojej rodziny, dla naszej wspólnej przyszłości. Zatrzymam... Zatrzymam go, nawet za cenę własnego życia...

*********

Rias...
Lecz jeśli nie wykonam tego zadania, chciałbym abyś wiedziała, że cię kocham, chcę wraz z tobą, pewnego dnia, założyć rodzinę, spotykać się z naszymi przyjaciółmi, nie martwić się co przyniesie kolejny dzień... Postaram się tego dokonać... kładąc własne życie na szali.

***********

Czułem jak krew spływa mi z ust po poprzednim uderzeniu... Zatrzymam Cię Bhunivelze, póki wciąż płynie krew w moich żyłach a serce wciąż bije, będę walczyć o naszą Przyszłość....

* Highschool DxD: Jhin *Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz