...
...
...
Obudziłem się w swoim pokoju. Cholernie bolała mnie głowa, głowa... Właściwie to bolał mnie każdy centymetr ciała. W pokoju panował półmrok. Innymi słowy, albo było coś pod wieczór, albo powoli wstawał dzień. Leżałem w swoim łóżku, będąc opatulonym kołdrą. Ściągnąłem z siebie kołdrę i próbowałem usiąść. Udało mi się, choć czułem ogromny ból w klatce piersiowej. Kłucie, rwanie, zupełnie jakbym miał połamane kości. Spojrzałem przez okno. Wygląda na to, że dopiero będzie wstawać, dzień. Stanąłem na równe nogi i nagle zakręciło mi się w głowie. Oparłem się o biurko. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że w okół swojej klatki piersiowej byłem obłożony bandażami.
Pić...
Opierając się o meble, doszedłem do swoich drzwi, otwierając je. Na kanapie ujrzałem, śpiącą Asię, przykrytą swetrem. Starałem się być jak najciszej aby jej nie obudzić. Zrobiłem kilka kroków, przed siebie, dochodząc do lodówki, wyciągając z niej jakiś sok. Wziąłem kilka łyków i odłożyłem z powrotem na miejsce. Po czym jakby nigdy nic, wróciłem do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Oparłem, się o parapet okna, spoglądając, na budzącą się do życia ulicę.
Nie pamiętam nic. Kompletnie nic, mam dosłownie przebłyski. Pamietam, niewyobrażalny ból i moment kiedy traciłem wzrok. ... Następnie, widziałem Rias, trzymająca mnie w swych ramionach. I obudziłem się tutaj. Co tam się wydarzyło?
- Hej.. Bhunivelze? - Pomyślałem, że może odpowie na kilka moich pytań.
-... - Jednak nie odpowiedział.
- Bhunivelze!
- ... - Wciąż nic...Może się obraził.. albo coś? Westchnąłem. Gorąco, więc otworzyłem okno i jakimś cudem pomyślałem, że siedzenie na parapecie, to całkiem fajny pomysł, w końcu na dworze jeszcze nie będzie, cholera wie jak gorąco.
Usiadłem, spoglądałem na ludzi idących pode mną. Już kiedyś o tym myślałem, ale... Jak to jest być normalnym człowiekiem? Niewiedzącym o istnieniu tego drugiego świata? Ciekawe. Wtem poczułem jakby ktoś mi walnął, łychą w łeb.- Jakie to uczucie, wiedzieć, że istnieje świat, który ma pojęcie, o istnieniu drugiego świata, w którym nie mają pojęcia o istnieniu, tego pierwszego? - Usłyszałem znajomy głos; choć przyznam, że była to niezła plątanina.
- Jinpachi... ?
- Mój wnuk, Jhin. - Staliśmy na przeciw siebie. - Wspaniała walka.
- Serio? - Lekko się zdziwiłem, nie znając tak naprawdę jej przebiegu i wyniku.
- Dokładnie tak. Takiej walki się spodziewałem. Pamiętasz jak Ci mówiłem? Nienawiść to siła, którą pokonasz wszystko.
- ... - Odwróciłem wzrok.
- Mówiłem Ci. Wspomnisz moje słowa. A dzięki nim urośniesz w siłę. Tak też się stało. - Zaśmiał się.
- Nie pamiętam tej walki. - Powiedziałem po chwili.
- To nic dziwnego - Podszedł do mnie. - Gdybyś częściej używał tej formy. Być może... Miałbyś nad nią kontrole.
- Jak mam używać tej formy, skoro wiem, że aby wrócić do siebie... Musi mi ktoś w tym pomoc... - Ściszyłem nieco ton.
- A jednak udało Ci się wrócić, czyż nie? - Innymi słowy... Wszystko da się zrobić. Jeśli tego bardzo pragniesz.
- ...
- Niebawem znów się spotkamy. - Odwrócił się do mnie plecami. - Kto wie? Może pewnego dnia... Opanujesz nawet, ostatnią formę? - I zniknął.Słońce wyłoniło się, zza horyzontu. A ja usłyszałem za sobą, dźwięk otwierających się drzwi.
- Huh?
- Huh ? - Odwróciłem się.
- Jhin!
- Asia?!
- Nie skacz.. - Ruszyła w moją stronę.
- Ale ja... - Przytuliła mnie i pociągnęła z powrotem do wewnątrz.
- Nie pozwolę Ci umrzeć. Słyszysz? Nie pozwolę! - Krzyczała ze łzami w oczach.
- Ale ja nie chce umierać! - O Co jej chodzi?!
- Przecież siedziałeś w oknie. - Wciąż mnie mocno trzymała.
- Bo mi było gorąco!
- Mogłeś je po prostu otworzyć!
- Asia! Nie mogę oddychać!
CZYTASZ
* Highschool DxD: Jhin *
FanficFANFIC FANFIC FANFIC Na podstawie Highschool DxD... **************************** Opowieść skupia się na bohaterze o imieniu; Jhin. Jhin to pozornie zwykły 18 letni nastolatek, obdarzony najpotężniejszym Sacred Gear jaki kiedykolwiek, mógł istnieć...