Rozdział 72

44 4 1
                                    

...
Rias przeniosła nas do „Gabinetu" SirZechsa. Pojawiwszy się u niego, o mało nie dostał zawału, gdy nas ujrzał. A jeśli chodzi o nas, zastaliśmy go pijącego... No cóż, była to filiżanka, więc załóżmy, że albo herbatę albo kawę.

- Rias! Jhin! - O mało co się nie udławił. - Co to za nagle najście ? Coś się stało ?
- Witaj Bracie. - Powiedziała mu spokojnie. - Cóż, ja do Ciebie nic nie mam, ale Jhin chciał się z Tobą natychmiast widzieć.
- Witaj Lucyferze. Mamy problem.
- Cóż, cieszę się, że was widzę, ale przechodząc do konkretów, z czym do mnie przychodzicie ? Jaki problem.
- Pamiętasz nasza poprzednią rozmowę ? - Założyłem ręce na siebie.
- Hmm... Pamietam. Jednak chciałem aby ta rozmowa została między nami. - Spojrzał na swoją siostrę.
- Jaką rozmowę? - Popatrzyła na nas.
- Obawiam się, że wszyscy powinni już wiedzieć. Ponieważ chwile temu stało się coś, co nie powinno się w ogóle wydarzyć.
- Co masz namyśli ? - Zmarszczył lekko brwi.
- Chodzi o tą dziewczynę ? - Spojrzała się na mnie.
- Między innymi. - Odwzajemniłem spojrzenie. - Ta dziewczyna nie żyje od dobrych kilku lat.
- Nie rozumiem. - Popatrzyli na mnie skonsternowani.
- Ta dziewczyna, którą przez chwilę również widziała Rias, to moja siostra.

Lucyfer zdębiał na moment. Chyba zrozumiał do czego zmierzam.

- Niemożliwe. - Odpowiedział Chłodno. - Wszyscy wiemy, że Twoja siostra, jak i cała rodzina zmarła w poprzedniej wielkiej bitwie. Bez urazy.
- Nie gniewam się.
- Poczekaj. - Wtrąciła się Rias. - Co się w ogóle stało?
- W skrócie ? Czy całość?
- W skrócie. - Obydwoje odpowiedzieli.
-  W takim razie, ujrzałem na niebie kogoś ze złotymi skrzydłami. Pomyślałem, że to Bhunivelze. W końcu tylko ja i on posiadamy złote skrzydła. Dlatego ruszyłem zaraz za tym kimś. Wylądowałem na jednym budynku a zaraz za mną pojawiła się ona. Nie znałem jej wcześniej, jednak gdy spojrzałem na jej twarz, diabelnie przypominała mi moją siostrę. Rysy twarzy, włosy... W każdym razie zapytałem się jej jak się nazywa i mi odpowiedziała: Kazumi Hachijo. Innymi słowy... Moja siostra.
- Zaczekaj... To jest kompletnie niemożliwe. - Przerwał mi Lucek. - Przecież Ci powiedziałem, nikt nie przeżył oprócz Ciebie.
- Rozumiem, co nie zmienia faktu, że przedstawiła się jako moja zmarła siostra, o podobnym wyglądzie.
- Dobra, co było dalej ? - Podrapał się w głowę.
- Później pojawił się portal z którego wyszła Rias. Lecz zanim to, na odchodne powiedziała mi, abym uwierzył w Bhunivelze. To jedyna droga do nowego świata. . . Idąc tą logiką, pierwsza rzecz jaka wpadła mi do głowy, to to, że szuka kolejnych sprzymierzeńców.
- Rozumiem. - Wyraźnie spochmurniał.

Odłożył trzymaną w ręku filiżankę na biurko, po czym, zaczął chodzić po swoim gabinecie z wyraźnym nie pokojem na twarzy. Sądzę, że zarówno on jak i ja i prawdopodobnie Rias, domyślaliśmy się, co może się święcić, a raczej co już się święci.

- Rozumiem co masz namyśli. - Powiedział, zatrzymując się przy oknie. - Czego ode mnie oczekujesz ?
- Wspominałeś coś o jakimś planie. - Chciałem mu przypomnieć.
- Zaraz chwila moment. - Przerwała nam Rias. - Sugerujecie, że od kiedy Bhunivelze, wydostał się na wolność, już się przygotowuje do uderzenia?
- Zakładam taką możliwość. - Powiedział drapiąc się po głowie Lucyfer. - Jednak co jest bardziej zastanawiające... Jesteś pewien, że to mogła być Twoja siostra ?
- Absolutnie. - Powiedziałem wprost.
- Ehhh... Co teraz ? - Ewidentnie, sam nie wiedział co teraz zrobić. ( Cóż ja tym bardziej. )
- Interesujące nieprawdaż ? - Wtrącił się Chronos. - Nie sądzicie, że jest to podejrzane?
- Co masz namyśli ? - Spojrzeli się obydwoje na mnie.
- Zastanówcie się... Gdyby Bhunivelze faktycznie szykowałby się do uderzenia... Po co miałby poszukiwać... Sprzymierzeńców? Przecież to Bhunivelze.
- Co sugerujesz ? - Lucyfer wydawał się być zaintrygowany.
- To tylko teoria... Jednak, zakładając, że faktycznie poszukuje sprzymierzeńców, zasugerowałbym stwierdzenie, że w momencie rozdzielenia Jhina i jego, stracił a przynajmniej na chwile, część swojej mocy. Do tej pory, Jhin był jego... Swego rodzaju zasobnikiem energii, a w pewnym sensie jego własnym Sacred Gearem. A skoro, zostali rozdzieleni... Część jego mocy, musiałaby wyparować... Jednakże, wedle tej teorii, na jakiś czas.

Słuchając Chronosa, można by odnieść wrażenie, że poniekąd, może mieć racje. Przecież sam Bhunivelze, kiedyś wspominał, że obydwoje czerpiemy swoje moce z samych siebie, a jeśli faktycznie tak jest, to musiało by to mieć jakiś wpływ na niego, bynajmniej jeśli jego teoria okazałaby się być prawdziwa.

- Jeśli masz rację. - Zaczął Lucyfer. - To ile moglibyśmy mieć czasu ?
- Tego nie jestem w stanie nawet ja określić. Być może jest moją kopią jednak, przez te tysiąclecia, zdążyliśmy się obydwoje zmienić. Idealnym przykładem jest domniemana siostra Jhina.
- To znaczy? - Spytała Rias.
- Nawet ja nie bawię się życiem i śmiercią. Relikty przeszłości, powinny zostać w przeszłości.
- Czyli ile konkretnie moglibyśmy mieć czasu? - Zapytałem.
- Nie jestem w stanie na to odpowiedzieć. Jednak jeśli wciąż szuka sojuszników. Być może nie odzyskał jeszcze pełni sił.
- ... - Popatrzyliśmy po sobie. - Tyle mi wystarczy.

Szczerze mówiąc..
Obawiałem się ewentualnego, a raczej wręcz pewnego starcia z Bhunivelze. Mimo tego, że poniekąd, sam wciąż go w sobie posiadam. Jakby nie patrzeć, od tego zależą losy świata, a może i światów. W każdym razie, najbliższej przyszłości. Jednak w głowie, po wysłuchaniu w prawdzie teorii Chronosa, zapaliło się światełko w tunelu. Jeśli faktycznie ta teoria by się sprawdziła. To teraz wciąż mamy największe szanse. Choć fakt faktem, prawdopodobnie ma racje. Gdybym ja był Bhunivelze i posiadał jego moc, nie czekałbym nawet tylko od razu bym przeszedł do realizacji swoich planów. Po co czekać ? Po co gromadzić sojuszników? A co więcej, po co ? Skoro sam stwierdził, że rozpocznie wszystko od nowa. Zniszczy świat znany nam świat, a na jego kanwie stworzy nowy, wedle swojej woli.

- Lucyferze. - Poważnie wypowiedziałem jego imię. - Musimy na niego ruszyć.
- Odmawiam. - Wypalił wprost.
- To było szybkie. - Pomyślałem na głos. - Dlaczego?
- Nie jesteśmy jeszcze gotowi, aby mierzyć się z takim przeciwnikiem. To nie brygada chaosu.
- Lecz teraz może być najlepszy moment na atak. Jeśli teoria się potwierdzi...
- Jeśli... - Powtórzył Chronos.
- A co jeśli nie ?
- Wolę wiedzieć, że chociaż miałem szanse, niż czekać aż on sam zapuka nam do drzwi. - Lekko mnie zirytował.
- Jhin... Ja również się nie zgadzam. - Wtrąciła się wreszcie Rias.
- Zamierzacie więc siedzieć i czekać z założonymi rękoma, aż sam do nas zapuka ?
- Potrzeba nam czasu, na zorganizowanie wszystkiego.
- Kretynizm. Uderzmy teraz kiedy się tego nie spodziewa!
- Wykluczone. - Odpowiedział mi wprost, bez zastanowienia.
-... Świetnie. - Odwróciłem się plecami do nich i poszedłem w stronę wyjścia.
- Jhin...
- Rias nie... Daj mu ochłonąć... A co do ciebie, miałem wcześniej przygotowany plan... Będę potrzebować Koneko...

Jednak dalej już nie usłyszałem. Po prostu opuściłem jego biuro. Poważnie, nie wiem na co czekać jeśli jest okazja do tego, aby zaatakować, to powinnismy być w stanie natychmiast rzucić wszystko na niego. Możliwe, że więcej szans od losu już nie dostaniemy.

- Co zamierzasz partnerze ?
- Dobrze wiesz... Zamierzam go odnaleźć, choćbym miał sam zrównać z Ziemią wszystko, odnajdę go...
- Odważnie, jednak czy rozważnie ? Tego dopiero się dowiemy... Historię piszą zwycięzcy, kto tym razem zwycięży ?
- Ja... Obawiam się, że świat nigdy nie stał, na skraju tak wielkiego zagrożenia...
- Prawdopodobnie nie... Lecz, koniec końców w końcu musiał przyjść też ten pierwszy raz.

...
..
.

Zwyciężę... Przysięgam, macie moje słowo.

* Highschool DxD: Jhin *Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz