Teleportacja!
....
....
........
Kuuuuurrrrwaaaaa!
Wylądowałem w jakichś krzakach. Ała... Ał... Cholera, moje plecy. Jakimś cudem wygrzebałem się z nich. Rany, założę się, że specjalnie wybrała te krzaki jako miejsce teleportacji. Niech Cię szlag Grayfia, a już miałem Cię polubić. Poprawiłem nieco swój wygląd, otrzepałem się z liści i ewentualnych gałązek, jakie mogły by zostać, po ewentualnym lądowaniu.
Dobra, pora się rozejrzeć.
O rany... Całkiem duży ten dom... Dom? Cholerny pałac. Mam DejaVi. Okej... Sprawdźmy czy są tu jacyś strażnicy. Skitrałem się za tym cholernym krzakiem, rozejrzałem się dokładnie, każdą ścianę, każde okno, każdy winkiel. Czysto. Wyszedłem znowu zza tego krzaka idąc wprost do drzwi wejściowych. To co ? Wchodzimy z rozmachem ? Zacisnąłem pięść i chciałem uderzyć w drzwi z całej siły. To był błąd, robiąc już zamach. Drzwi otworzyły się przede mną automatycznie. Kurde, tego się nie spodziewałem.Przede mną ukazały się schody prowadzące na górne piętra, były szerokie na conajmniej 6 metrów, wykonane z jakiegoś marmuru albo czegoś, kamienio-podobnego, no nie ważne, nie jestem jakimś cholernym architektem, żeby o tym teraz myśleć! Wystawiłem lekko głowę za próg, spojrzałem w lewo, w prawo. Bezpiecznie. Zrobiłem kilka kroków przed siebie.
Cholera.. Gdzie są wszyscy ?
Dobra. Skup się, gdybyś miał wesele, byłoby ono w największej sali. Fajnie by było znać chociaż ten budynek. Nie mogła mnie przeteleportować wprost do sali ? Nienawidzę jej. Pójdę w...Lewo? Aaa co mam do stracenia. Zacząłem iść przed siebie. Korytarz był dość długi, po każdej stronie były jakieś drzwi. Zastanawiałem się, ile osób może tu mieszkać, jak co chwilę mijałem jakieś drzwi. Pewnie po tamtej stronie jest to samo. A na górze jeszcze gorzej. Dobra, nie ważne, skup się. Masz zadanie do wykonania. Szedłem wciąż przed siebie, aż tu nagle przede mną pojawiły się, masywne, ogromne drzwi. Zatrzymałem się przed nimi i przyłożyłem do nich głowę, aby być pewnym, że dobrze trafiłem. Słyszałem jakieś przytłumione dźwięki, ludzi dyskutujących ze sobą... Nie ma co... To na bank tutaj.
- I co dzieciaku? - Usłyszałem Bhunivelze. - Wchodzimy ?
- .. - Wziąłem głęboki oddech. - Wchodzimy.
- Jesteś pewny?
- Jestem pewny.
- Możesz się jeszcze wycofać.
- Chcesz mnie wspierać? Czy masz zamiar rzucać tymi głupimi pytaniami.
- Jasne, spokojnie. Już nie mogłem się doczekać. - Zaśmiał się.
- Pora zacząć ten bal.Gold Fist!
=========================================================Wyważyłem drzwi, które były przede mną. Wszyscy obecni na tej sali; A było na oko, co najmniej ze 100 jeśli nie więcej osób. Spojrzeli na mnie.
- Jhin ?! - Usłyszałem zdziwiony głos Rias.
- Rias ! - Krzyknąłem w jej kierunku
- Eee! Za kogo Ty się masz dzieciaku?! - Słyszałem drącego się Raisera.
- Znasz mnie! Jestem Jhin Hachijo! Ostatni Żyjący Hachijo! I Rias Gremory należy do mnie! - ... Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co właśnie powiedziałem.
- Jak śmiesz ?! - Raiser Krzyczał na mnie z końca sali.
- Uuu... Czyżby to było jakieś wyznanie uczuć? - Słyszałem gdzieś śmiejącą się Akeno.
- Straż! Skończyć z nim. - Wydał im polecenie.
- Poprzeszkadzamy trochę ? - Spytał Yuuto.
- Bardzo chętnie. - Odpowiedziała mu Akeno.
- Zgadzam się. - Dopowiedziała Koneko.
- Jhin! My się nimi zajmiemy. - Powiedział szarżujący Yuuto.
- Więc jednak się zjawiłeś. - Powiedziała Koneko, sprzedając strażnikowi kopa.
- Ruszaj Jhin! - Powiedziała stojąca za mną Akeno.
- Dziękuje. - Spojrzałem się w stronę Raisera i Rias.Na sali zdawało się słychać głosy ludzi, kompletnie nie wiedzących co się właśnie dzieje. Słyszałem pogłoski, że był to plan Rias, w razie jakiegoś wypadku, czy coś... Ale to nie było ważne. Ważne były te dwie osoby, które stały przede mną. Rias... i On. Wtem pojawił się zza filaru, SirZechs Lucyfer.
CZYTASZ
* Highschool DxD: Jhin *
FanfictionFANFIC FANFIC FANFIC Na podstawie Highschool DxD... **************************** Opowieść skupia się na bohaterze o imieniu; Jhin. Jhin to pozornie zwykły 18 letni nastolatek, obdarzony najpotężniejszym Sacred Gear jaki kiedykolwiek, mógł istnieć...