Rozdział 42

49 4 0
                                    

...
Ruszyłem w górę. Czułem się zupełnie inaczej niż zwykle. Czułem w sobie przerażającą moc. Moc, której nigdy, świadomie nie czułem. To wspaniałe uczucie. Czuję się jakbym był w stanie, walczyć z całym światem.

- Wspaniałe, czyż nie? - Odezwał się Bhunivelze.
- To niesamowite uczucie. Zawsze to czujesz?
- Zgadza się. Wewnętrzny spokój. A zarazem, potężna siła, buzująca wewnątrz Ciebie. Pomyśl tylko... Jak możesz wykorzystać taką potęgę. Nikt i nic nie ma nad Tobą władzy. Tylko Ty się liczysz...
- Fakt... Gdybym tylko chciał... Mógłbym zrobić ... Wszystko.
- Zgadza się. Więc pokaż światu; pokaż światu, moc, z której został on stworzony! - Krzyknął.

Czułem jak ta moc mnie przesiąka... Nigdy wcześniej nie czułem się... Nie wiem jakiego słowa mam nawet użyć; ale, pobudzony? Pełen energii? To było niesamowite uczucie.
Zrównałem się wysokością z Białym smokiem. Odwrócił się w moją stronę. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Początkowo myślałem, że albo on, albo Albion, się odezwie. Jednak żaden z nich tego nie zrobił. Prawdopodobnie dlatego, że byliśmy otoczeni przeciwnikami. Choć tak naprawdę miałem to gdzieś. Nastał czas, aby pokazać światu, prawdziwą siłę.

- Tsch... Ultimate Gold Blast. - Powiedziałem spokojnie.

Wystawiwszy dłonie przed siebie, utworzyłem dwie pieczęcie, a rozłożywszy skrzydła kolejne dziesięć, wymierzając w każdą możliwą stronę świata. Nie czekając dłużej, po prostu odpaliłem promienie w każdą stronę, niszcząc wszystko, co stanęło na ich drodze. Niewiele potem, zdecydowana większość magów, po prostu wyparowała z tego świata... Nie został po nich nawet pył.
Spojrzałem kątem oka w stronę białego smoka, podnosząc lekko kącik ust, czekając na jego ruch. Czułem jego spojrzenie, wiedziałem, że nie odpuści. Toteż, zaraz po tym jak po moim ataku, zniknęła zdecydowana większość naszych przeciwników, ruszył w stronę pozostałych, zgarniając kogo tylko popadnie. Niestety... A może i stety, w miejsce pokonanych przeciwników, zaczęli pojawiać się kolejni i kolejni. Nie dają tak łatwo za wygraną... Mam nadzieje, że Grayfia zaraz rozprawi się z Tą pieczęcią... A zajmiemy się pozostałymi. Póki co, musimy jej kupić tyle czasu ile tylko możliwe...

W międzyczasie, Azazel był zajęty walką z Poprzedniczką Lewiatana. Dostrzegłem ich w momencie gdy Azazel, wyciągnął... Właściwie to co on wyciągnął? Jakąś fiolkę? Jakiś szerszy kijek? Co to w ogóle było?

- Co to jest? - Spytała Katerea widząc, wyciągającego z kieszeni coś Azazela.
- Rzecz, zupełnie zabawniejsza wojny. - Uśmiechnął się lekko. - Moje hobby. Włócznia upadłego smoka.

Wyciągnąwszy tę... Włócznię, która swoją drogą zupełnie nie wyglądała jak włócznia. Uniósł ją nad głowę. A w tym momencie, rozbłysnęła ona, jakimś fioletowym światłem.

- To moje własne arcydzieło... Balance Breaker.

Czy on powiedział Balance Breaker? Niemożliwe... Przecież...
Tym samym, zmienił się. Chyba wszyscy tu obecni patrzyliśmy na Azazela z nie dowierzaniem. Wyglądał zupełnie jak Issei, w zbroi Balance Breakera. Dokładnie jak Albion i ten cały Vali. Wygląda na to, że Azazel, ma jeszcze kilka Asów w rękawach. Patrzyłem na niego, wciąż będąc w powietrzu, w pobliżu Valiego.
Katerea ruszyła wprost na Azazela, który w swoim ręku, trzymał ogromnych rozmiarów włócznie światła. Tym samym, gdy ruszyła prosto w niego, on przebił ją jednym, celnym pchnięciem.

- Świat, niebawem wejdzie w nową erę! - Krzyknęła, odwracając się w stronę Azazela.

W jednej chwili, jej ciało... Zupełnie zmieniło kształt. Nagle, dosłownie z niej, wyłoniło się kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt rąk, owijając się w okół niego.

* Highschool DxD: Jhin *Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz