Rozdział 67

38 2 3
                                    

***
- Jhin ?

Niemalże wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, wyglądali jakby zobaczyli kogoś, kto już nie żyje. Choć fakt faktem, można by powiedzieć, że na swój sposób umarłem... A bynajmniej w pewnym sensie.

- A to Ci niespodzianka. - Odezwał się stojący pod ścianą, Azazel.
- Ty jesteś prawdziwy? - Spytała Xenovia.
- Czekajcie. - Wtrąciła im Rias. - Nie możemy być pewni, czy jest to Jhin.
- Rias ma rację. - Dodała Akeno. - Jeśli rzeczywiście Bhunivelze, pochłonął Jhina, to skąd możemy mieć pewność, czy przypadkiem nie przybrał jego formy?

Słuszna uwaga. Prawdopodobnie, sam bym tak myślał, gdybym był teraz na ich miejscu.

- Zatem, Jhin, jeśli nim faktycznie jesteś. Skąd możemy być pewni, że jesteś prawdziwy? - Zmierzyła mnie wzrokiem Przewodnicząca.

Spojrzałem się na każdego z nich. Ewidentnie czułem tę nieufność wobec mnie. I nie, nie mam im tego za złe. Właściwe cieszę się w pewnym sensie, że tak zareagowali. Mają rację, nie można mi teraz zaufać, jeśli faktycznie stałoby się tak, jak powiedziała Akeno. Nie mniej jednak, ponownie rozejrzałem się po nich i postanowiłem nieco do nich podejść, nie odzywając się jeszcze. Stawiając krok przed siebie, niemal natychmiastowo każde z nich utworzyło pieczęcie i przyzwało miecze, celując we mnie. Zaraz po tym zatrzymałem się i uniosłem obie ręce do góry, na znak poddania się. Po czym postanowiłem zaryzykować i ponownie do nich podejść. Tym razem jednak im bliżej byłem nich, tym czułem, że coraz bardziej się wahają w podjęciu jakiejś konkretnej decyzji.

W końcu jednak, znalazłem się przy łożku Isseia. Wszyscy wciąż mierzyli mnie wzrokiem, czułem, że wciąż mi nie ufają lecz już w nieco mniejszym stopniu.

- Długo zamierzacie mnie tak obserwować? Serio zaczynam się bać. - Powiedziałem odwracając się w ich stronę.
- Na pewno jesteś prawdziwy? - Spytał Yuuto.
- Heh... - Westchnąłem głęboko. - Wiecie, prawdopodobnie gdybym był Bhunivelze. Nie wszedł bym sobie przez frontowe drzwi, otwierając je klamką, po czym poszedł wraz z Lucyferem tutaj. Co więcej, na pewno byśmy się już bili. - Przewracałem oczami.
- Jhin? - Asia cicho wypowiedziała moje imię.
- ... ? - Spojrzałem się w jej oczy.
- ...
- ...

Obydwoje wpatrywaliśmy się sobie w oczy w kompletnej ciszy.

- To Jhin. - Powiedziała spokojnie, z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Skąd ta pewność? - Spytała Koneko.
- Czuje to, nie umiem tego wytłumaczyć ale to po prostu wiem. To spojrzenie... Jest takie samo, jak byliśmy razem w domu...
- Asia... - Przerwał jej Azazel. - To, że to czujesz wcale nie oznacza, że tak jest. - Powiedział z założonymi na sobie rękoma.
- Jeśli jesteś Jhinem. - Spojrzała na mnie Rias. - Powiedz coś, co tylko Jhin wie.
- ... - Spojrzałem na nią. - Umm... Cóż, jakby to powiedzieć, to może być trudne.
- Dlaczego ?
- Więc.... Przez całe życie ja i Bhunivelze, byliśmy razem więc ciężko mi będzie coś wymyślić. - Podrapałem się w zakłopotaniu po głowie.
- Takie coś jest bezsensu Rias. Ma rację. - Spojrzał się na nas Azazel. - Więc tak naprawdę wszystko zależy od nas, czy mu zaufamy... Czy też nie.
- Umm... Mogę Coś zasugerować ? - Odezwałem się ponownie.
- Co chcesz zrobić ?
- Cóż... Na początek chciałbym się dowiedzieć, dlaczego Issei leży na łożku, z ręka smoka, a nie swoją.
- To dość proste. - Odpowiedział mi Azazel. - Kiedy toczyła się bitwa w której uczestniczyłeś zarówno Ty jak i brygada chaosu. Issei zmienił się w Juggernaut Drive. Choć niekompletnego. Było to dla niego tak duże przeżycie, że smok jeszcze nie oddał mu ręki.
- Być może ja zdołam pomóc. - Odezwał się Chronos vel Bhunivelze.
- Ten Głos.. - Wszyscy oprzytomnieli.
- Więc jednak jesteś Bhunivelze! - Krzyknęła w moją stronę Rias. - Tworząc przede mną pieczęć.
- Nie, nie! Dajcie mi wytłumaczyć... Bo to... Dość, skomplikowane... - Ponownie się Zakłopotałem.
- ... - Rozejrzeli się po sobie. - Masz tylko jedną szansę. - Anulowała swoją pieczęć, podobnie jak pozostali.
- Uff... No dobra przejdźmy do ostatnich wydarzeń....

* Highschool DxD: Jhin *Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz