Rozdział 37

63 6 1
                                    

...

- Cóż... Zacznijmy od tego... Co oznacza bycie jednością z Bhunivelze... I nie, nie mam tutaj namyśli, tego, że posiadam pełnie jego mocy.
- Słucham? - Zaśmiał się mój dziadek. - Pełnie mocy? Dobre sobie. Owszem... Możesz jej używać, jednak nawet Ty, nie dasz rady jej okiełznać.
- Co masz namyśli? - Spojrzałem się na niego.
- To, że Bhunivelze, o dziwo sam z siebie, pozwolił Ci używać jego pełni mocy. Wcale nie oznacza, że możesz sobie nią od tak dysponować. Pewnie już to nie raz słyszałeś... Ale, Chaos Cię pochłonie. Co więcej, możesz od teraz używać jego ostatniej formy świadomie. Jednak, z nieświadomym skutkiem.
- Dobra, dziadku.. Mów do rzeczy.
- Jak sobie życzysz. - Podszedł do mnie. - Wyobraź sobie, dwie osoby. Ciebie i kogoś innego. Ktoś Ci mówi, że oddaje się pod Twoją opiekę. Innymi słowy, możesz z nim robić co zechcesz, lecz tylko, do pewnego stopnia. Dlaczego ? Ponieważ to zupełnie inny byt. Tak jak Ty jesteś oddzielnym, tak samo on jest oddzielnym. Bhunivelze i Ty, to nie to samo i nigdy nie będziesz w stanie stać się jednością z chaosem.
- Więc chcesz powiedzieć, że Bhunivelze mógł mieć w tym wszystkim swój własny cel, oddając mi swoją moc? - Chyba zaczynałem rozumieć.
- To nie jest wykluczone. - Złapał się za brodę. - W każdym razie musisz się liczyć z tym, że w każdej chwili, może on po prostu zakończyć waszą jedność. Tak naprawdę, wszystko w tej sytuacji zależy od niego.
...
- Wiesz dlaczego wtedy przegrałem? - Odezwał się po chwili ciszy.
- Wtedy? - Spojrzałem się na niego wraz z mamą.
- Podczas wielkiej wojny. - Sprostował. - Ponieważ moja więź z nim, zniknęła.
- Co masz namyśli. - Spytała mama zaskoczona.
- Zwyciężyłbym wszystko i wszystkich, gdyby nie ten fakt.
- O czym ty mówisz ?
- ... Jego ostatnie słowa nim umarłem... Wraz z nim... W pewnym sensie, brzmiały.

„ To ja decyduje kiedy umrzeć... Twój czas nastał Jinpachi. Nie będziesz tym, który dosięgnie szczytu"

- Dosięgnąć szczytu? - Powtórzyłem ostatnie słowa.

Co mógł mieć namyśli, mówiąc „ Dosięgnąć Szczytu" ? Inne pytanie, czy to co mówił dziadek jest prawdą? Apropo tej bitwy? Czy to możliwe aby we wszystkim jednak maczał palce Bhunivelze ? „ Ja decyduje kiedy umrzeć" Czy Bhunivelze mógł przez to wpłynąć na naszą historię? Nie, musiał wpłynąć, gdyby mój dziadek zwyciężył, świat mógłby wyglądać zupełnie inaczej niż teraz. Co by było jeśli faktycznie, by wtedy wygrał. Jakby mógł wyglądać nasz świat ?
I wtem przypomniałem sobie, mimowolnie tamten sen... Czy to możliwe? Czy to byłby nasz świat? Nie.. Raczej nie, prawda?

- Co znaczy dosięgnąć szczytu? - Zapytała moja mama.
- ... Bhunivelze w naszej rodzinie, jest już bardzo długo... Ja byłem tym, który posiadał go najdłużej i tym który korzystał z niego niemal cały czas. Jednak, nie znam na to pytanie odpowiedzi. Prawdopodobnie, jedyną osobą która, może znać tą odpowiedź, jest sam Bhunivelze.
- Zapytam go o to. - Powiedziałem po chwili.
- Hmm... Nie sądzę aby chciał odpowiedzieć. Jednak warto spróbować. - Spojrzał na mnie.
- Wiecie co mnie zastanawia? - Wtrąciła się mama. - Tak jak Powiedział Jinpachi. W naszej rodzinie Bhunivelze, jest już bardzo długo. A tak naprawdę nikt o nim prawie nic nie wie. Oprócz tego, co jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. Przedwieczny, chaos, życie, smierć i tak dalej. Tak naprawdę myślę, że Bhunivelze, mógłby pogrążyć świat w chaosie. Jednak nie robi, z konkretnego powodu.
- Co masz namyśli? - Spytał Jinpachi.
- Sama chciałabym wiedzieć. Wszyscy wiemy, że wchodząc w ostatnią jego formę, tracimy nad sobą panowanie. Można powiedzieć, że zamieniamy się miejscami. Jednak, jeśli Bhunivelze tak uwielbia chaos i wszystko co jest z nim związane... To dlaczego jeszcze nie pogrążył świata w chaosie?
- Dobre pytanie. - Dodał Jinpachi.
- On musi mieć w tym wszystkim jakiś cel. Tylko, jaki?
- Hmm... Kokabiel coś wspominał o tym, że każdy posiadacz Bhunivelze, jest tak naprawdę jego Sacred Gearem. - Wtrąciłem się.
- Kokabiel.. - Powtórzył mój dziadek.
- Coś na ten temat wspominał, że tak naprawdę, każdy jego posiadacz ma z góry, naznaczoną swoją role w świecie. Każdy ma już wypisane przeznaczenie. Szczególnie, ja, Ty, czy Ty. - Spojrzał na każdego tutaj z wyłączeniem mojej siostry.
- Jeśli tak jest.. To Bhunivelze może... Szuka czegoś, lub kogoś? - Dodała mama.
- Hmm jeśli tak, to czego lub kogo?
- Bhunivelze chce walczyć z Bogiem, tak jak sam to powiedział i jak sam, podobno zaplanował.
- Może i tak, jednak dlaczego jeszcze tego nie zrobił? Każdy z nas wchodząc w jego ostatnia formę zamienia się z nim miejscami. - Kontynuował dziadek. - Więc miał dostatecznie dużo okazji, aby wywołać kolejną wojnę i zmierzyć się z Bogiem.
- ...

Każde z nas, zaczęło się zastanawiać nad faktycznym celem Bhunivelze. O ile rzeczywiście taki istniał. Tak naprawdę to wszystko, to tylko gdybania i domysły. Jednak, coś w tym tak naprawdę jest, w końcu, dziadek i mama mają trochę racji. Jeśli Bhunivelze tak, bardzo ubóstwia chaos, chce walczyć z bogiem i chce utopić świat w chaosie... To dlaczego jeszcze tego nie zrobił. Zdaje sobie sprawę z tego, że wchodząc w jego ostatnia formę traci się nad sobą kontrole, ale skoro tak się dzieje... Dlaczego On się wstrzymuje? Mógłby przecież zesłać na świat chaos... Prawda? Chyba, że.. Kiedyś z nim rozmawiałem... Czy jest możliwe, aby istniało gdzieś jego alter-ego. A co jeśli, mówiąc, o walce z bogiem... Ma namyśli swoje alter-ego? O ile takowe istnieje?
Świetnie...Jest jeszcze więcej pytań niż się spodziewałem. Tylko tym razem, Bhunivelze powinien znać na większość z nich odpowiedzi...

- Więc, tak jak wspomniałem wcześniej... To, że możesz władać pełną jego mocą, wcale nie oznacza, że masz nad nią władze. - Wróciliśmy do pierwotnego tematu.
- W porządku, tyle chciałem wiedzieć. - Przytaknąłem mu. - Jednak mam jeszcze jedno pytanie.
- O co chodzi? - Mama spojrzała się na mnie.
- Właściwie... Co tu robi Kazumi? - Spojrzałem się na swoją siostrę.
- ... Cóż...  - Podrapała się kłopotliwe po włosach.
- Też przez chwilę, byłam w posiadaniu Bhunivelze. - Wreszcie się odezwała.
- ... Serio? - ._.
- Choć był to przypadek. - Zaśmiała się kłopotliwe.
- Przypadek?! - Równocześnie powiedziałem z dziadkiem.
- Widzicie, na początku, mama miała zwyczaj zdejmowania pierścienia. A jako, mała dziewczynka, lubiłam wszystko co błyszczące, więc mój mały móżdżek pomyślał, że fajnie by było, mieć przez chwile świecący pierścień jak mama.
- Czekaj.. Chcesz powiedzieć, że Byłaś przez jakiś czas posiadaczką Bhunivelze. Dlatego, że podobał Ci się pierścionek ?!
- No cóż...
- To nie jest jakaś cholerna zabawka! - Wyrwał dziadek.
- Przecież byłam dzieckiem!
- Ale nie tyka się cudzych rzeczy!
-  Oddałam go chwilę później!
- O rany... Jak Ty wychowałaś moją wnuczkę?! - Spojrzał się na moją mamę.
- To było dziecko. Skąd miałam wiedzieć, że przyjdzie jej coś takiego do głowy!?
- Kto wie jakby to się mogło skończyć?! Wiesz co by było, gdyby „przypadkiem" użyła ostatniej formy Balance Breakera?!
- Nie drżyj się na mnie! To i tak było lata temu a i tak wszyscy nie żyjemy.
- Ehhh... Jhin! - Dziadek mnie zawołał. - Jeśli kiedykolwiek, będziesz miał dzieci. Nigdy, przenigdy, nigdy, nie dawaj im pierścienia do zabawy.
- Przecież wiem. - Wiedziałem co ma namyśli.

Już sobie wyobrażam małego bobo, który przypadkiem połyka pierścień, a potem.. Nie... O rany... Wyobraźnia... Przestań działać.

- Dobra zmienmy temat. - Zaproponował w końcu załamany dziadek.
- Więc.. Jest coś jeszcze w czym możemy Ci pomóc synu?
- Już.. Nie. - Odpowiedziałem po chwili. - Wystarczająco już wiem. Teraz muszę się rozpytać Bhunivelze.
- Jednak bądź ostrożny. Nigdy nie wiesz, co mu przyjdzie do głowy.
- Wiem, zdaje sobie z tego sprawę. ... W porządku. Na mnie już pora. Nie wiem ile czasu tu przesiedziałem.
- Zgoda.. Już czas na Ciebie. Pamiętaj, jakbyś czegoś potrzebował... Czy pogadać... Zawsze możesz na nas liczyć. - Dziadek podszedł do mnie i zaczął szeptać. - Wpadaj częściej, bo nudzi mi się ciągle siedzenie z babami.
- Ah... Jasne dziadku. - Westchnąłem kłopotliwie.
- Zbieraj się Jhin. - Powiedziała mama. - Bardzo cię Kocham.
- ...

Coś we mnie pękło. Widziałem tylko już ich znikających gdzieś w białej otchłani. Stawali się przezroczyści. Jednak ostatnie słowa mamy... Usłyszane „ Na żywo" to zupełnie coś innego niż od mojej.. Nie biologicznej mamy. Nie pamiętam nawet kiedy od niej usłyszałem te słowa..
Wróciłem. Otworzyłem oczy, ukazał im się dobrze znany świat. Spojrzałem przed siebie, przez wyważone drzwi, do kościoła wchodziła łuna światła słonecznego. Być może... Być może, oni gdzieś tam są ? A może są gdzieś uwięzieni, między tym światem a tamtym? ... Hmm ...

Uroniłem łzę, lekko podnosząc kącik ust.
- Ja Ciebie też mamo. - Uśmiechnąłem się mimowolnie.

...
Ej... Zaraz... Chwila...
Właściwie, to która jest godzina? Wyciągnąłem błyskawicznie telefon z kieszeni...
O rany...
Tylko nie to...
...
Zabiją mnie!

Za 15 minut mam koniec zajęć. A z tego kościoła, mam cholernie daleko. To był głupi pomysł, zapuszczać się aż tak daleko. Bardzo głupi pomysł... Dobra nie czas na ocenienie pomysłów. Trzeba się czym prędzej zbierać, żeby nie urwała mi głowy, że zwiałem z zajęć czy się spoźniłem... Chociaż nie... I tak pewnie wie, że zwiałem z zajęć. Dobra na bank mi urwie łeb, ale im prędzej tam będę tym mniej boleśnie mam nadzieje, że będzie. Toteż chwyciłem czym prędzej torbę i błyskawicznie, ruszyłem w stronę klubu. . .

=====================
Ciąg dalszy nastąpi..

* Highschool DxD: Jhin *Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz