Rozdział 22

56 6 0
                                    

...
..
.

Obudziłem się.
Wciąż ledwo przytomny. Rozglądałem się, gdzie jestem. Czy to mój dom? Spojrzałem po ścianach, wystroju wnętrza. To mój pokój. Jak ja się tutaj znalazłem? Ostatnią rzecz jaką pamiętam to...
Płacząca Rias
Przypomniałem sobie nagle każdą chwilę z tej bitwy. Przegrałem... Lecz to nie było najgorsze, zawiodłem wszystkich. Obiecałem wszystkim, zaufajcie mi. Wygramy, jak to się mogło stać? Jakim cudem, nie dałem rady, takiemu dupkowi jak on? Przecież walczyłem w słusznej sprawie prawda? Obiecałem Rias, że nie dam jej wyjść za tego palanta...
A mimo wszystko... Zawiodłem. Muszę ich przeprosić. Nie, to już nic nie zmieni. Gdybym tylko, oddał się w ręce chaosu. Dlaczego, tego do cholery nie zrobiłem?! Walczyłem dla słusznej idei. Walczyłem o wolność, wolność tej dziewczyny... O wolność Rias. Psia krew...

Podniosłem się z łóżka i usiadłem. Ah... Wciąż mnie lekko boli morda. Pytanie brzmi jak długo mnie nie było? Nie, co jeszcze mogę spieprzyć?

- Jak on się czuje? - Usłyszałem znajomy głos za drzwiami.
- Jeszcze się nie obudził. - Odpowiedziała Asia. Wszędzie poznam jej głos.
- Mogę do niego zajrzeć?
- Wejdę z Tobą.

Otworzyły się drzwi, do mojego pokoju. Zza których wyłoniły się, Asia i Grayfia.

- ... Jhin! - Asia rzuciła mi się na szyję.
- Co jest? Przecież żyje. - Odpowiedziałem.
- Wciąż... Choć niewiele brakowało. - Wtrąciła się Grayfia.
- Wiem...
- Jak Się czujesz? - Spytała przejęta Asia.
- Nie jest źle. Choć bywało lepiej. - Odpowiedziałem chłodno.
- Mało brakowało, abyśmy Cię musieli pochować. Gdyby nie Rias, mógłbyś już nie żyć.
- Wiem o tym... Przepraszam, zawiodłem wszystkich. - Spuściłem głowę.

Popatrzyły po sobie nawzajem.

- Nikogo nie zawiodłeś. - Zdziwiła się nieco Grayfia.
- Huh ? - Spojrzałem się na nią. - Nie dotrzymałem słowa i Rias...
- Dałeś z siebie wszystko. To wystarczy. Każdy z nas oglądał tą walkę. Ja, Lucyfer i pozostali. Każdy był pod wrażeniem, Twojej woli walki.
- Pod wrażeniem?
- Mhm... - Kiwnęła twierdząco Asia.
- Źle Cię oceniłam, Lucyfer, miał co do Ciebie racje. Jestem Ci winna przeprosiny. Dlatego Cię przepraszam.
- Ja... - Nie bardzo wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć.
- W każdym razie, może i przegraliście. Jednak, pokazaliście Raiserowi, że nie ma żartów z rodziną Gremory. Poza tym mam coś dla Ciebie.

Wyciągnęła z kieszeni jakaś kartkę, na której była jakaś, pieczęć.

- To Zaproszenie na wesele.
- ...
- Lucyfer kazał mi przekazać to i wiadomość.
- Wiadomość? - Zdziwiłem się lekko.
- Asiu, możesz nas na chwile zostawić?
- Oczywiście, już wychodzę. - Odeszła zamykając za sobą drzwi.

Wiadomość była następująca:

Nie liczę na to, że przyjdziesz świętować zamąż pójście mojej siostry. Ba, wiem, że prawdopodobnie i tak byś nie przyszedł. Jednak, jeśli choć trochę Ci zależy na mojej siostrze. Przyjdziesz i zrobisz przedstawienie. Na które liczy ona, ja, i twoja rodzina. Twój przyjaciel SirZechs Lucyfer.

Przyjaciel Lucyfer... - Powtórzyłem to.

- Nie wiem, co zrobisz. Jednak liczę na to samo, co Lucyfer.
- Jak mam się tam dostać? - Podniosłem na nią wzrok.
- Wiedziałam, że tak zareagujesz. - Uśmiechnęła się do mnie. To chyba pierwszy raz od zawsze. - Formalnie, to nie jest zaproszenie. Lecz teleportacja, przed rezydencję Phoenix. Dalej będziesz wiedzieć, co należy zrobić.
- ... Dziękuje.
- Nie dziękuj mnie. Lecz, zrób to co należy. A na mnie już pora. Nie chce, żeby weselnicy bawili się beze mnie. - I zniknęła w płomieniach podobnie jak Lucyfer zawsze znika.
- Mimo wszystko, dziękuje. - Powiedziałem po tym, jak już zniknęła.

Czułem, że Asia stoi za drzwiami, czekając aż ją zawołam. Jednak, mam teraz poważne zadanie. Do którego jest mi potrzebny..

- Bhunivelze!
- Hmm?
- Wiesz co zamierzam zrobić, prawda?
- Znowu dostaniesz w mordę. - Zaśmiał się.
- Tym razem będzie inaczej... - Zacisnąłem pieści.
- Co planujesz? - Chyba się zainteresował.
- Oddaję się w Twoje ręce.
- Uuu... Mów dalej. - Na bank go zainteresowałem.
- Jak już mówiłem, oddaje się w Twoje ręce. Jednak jest coś jeszcze o co chciałbym Cię zapytać.
- Słucham? - Był bardziej zainteresowany rozmową, niż zawsze.
- Od czego demony, otrzymują największe obrażenia?
- Poważnie się mnie pytasz?
- Tak.
- ... - Roześmiał się.
- Co Cię tak bawi?
- O rany... Dobra, spróbuje na poważnie podejść do tematu.. Od czego demony dostają największe baty? Cóż jest kilka rzeczy. Takich jak, egzorcyści, księża, kościoły...
- Konkretniej!
- Krzyż. - Spoważniał. - Jeśli naprawdę chcesz zranić demona... Walnij go krzyżem.
- W porządku. Teraz drugie pytanie.
- To jeszcze nie koniec? Agh... Streszczaj się.
- Gdy przechodzę w Twoją ostateczną formę. Krzyż mnie zrani?
- Nie. Jeśli ja stworzyłem wszystko, to zastanów się... Co może mnie zranić?
- Rozumiem aluzje. - Podrapałem się po głowie. - W porządku. Tyle chciałem wiedzieć.
- Zawsze do dyspozycji.

Dobrze, a wiec krzyż. Idąc metodą dedukcji... Raiser jest demonem. Jednak jego ciało, jest nieśmiertelne, ale... moc krzyża rani każdego demona. Innymi słowy, musi ranić też i jego. Hmm... Nie dowiem się dopóki nie spróbuje.

- Asia? - Zawołałem ją zza drzwi.
- Tak? - Od razu wywaliła drzwi.
- Chcę Cię prosić o pomoc.
- Pomoc? Coś Cię boli? Może Ci coś przynieść ?
- Dokładnie! Znaczy nic mnie nie boli, ale chciałbym abyś mi coś przyniosła.
- Co takiego?
- Twój krzyżyk, który nosiłaś kiedyś na szyi.
- Krzyżyk? Przecież to Nas zrani.
- Dlatego, chce abyś założyła rękawiczki. I wtedy mi go przyniosła.
- Co chcesz zrobić? - Dopytywała.
- Zwyciężyć! - Wstałem na równe nogi.

======================

Ubrałem się i byłem gotowy już do drogi. Krzyżyk od Asi, miałem w kieszeni, nim jednak wyruszyłem. Pożegnałem się z nią, przytuliłem i powiedziałem jej, aby się nie martwiła, jak to ma w zwyczaju. Spojrzałem na kartkę od Grayfii.

- Asia... Niebawem wrócę. - Uśmiechnąłem się do niej pokazując jej okejke.
- Onii-San... Wróć cały i zdrowy. - Złożyła ręce jak do Amen.

W takim razie... Zobaczmy gdzie to mnie wyrzuci.
Teleportacja...

============================

CDN

* Highschool DxD: Jhin *Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz