Siema, siema.
Szybka wstawka. Numer rozdziału, plus literka L Od teraz oznaczać będą długie rozdziały.
Dzięki za uwagę a przede wszystkim za wsparcie (:===========================================
Śnił mi się koszmar...
A w zasadzie, miałem wrażenie, że był to świadomy sen. Choć nie do końca. Widziałem wszystko, jednakże nie kontrolowałem tego, jak to zwykle bywa w świadomym śnie. Śnił mi się Kokabiel. A żeby było konkretniej:Śnił mi się, przykuty do skały łańcuchami, gdzieś w piekle, Kokabiel. Widziałem go doskonale, jednak, w tym... Śnie. Było coś nie tak, jak już wspomniałem, nie kontrolowałem go, a właściwie tego snu, a właściwie to siebie... No dobra, każdy wie o co chodzi. Zmierzam do sedna. Chodzi o to, że w tym śnie, stałem naprzeciw niego. Nie wiedziałem o czym do mnie mówi, nie słyszałem go. Ruszył ustami, żeby nie było. Coś mówił, lecz kompletnie nie wiedziałem co. Jednakże, moja.. W cudzysłowiu, dłoń, po prostu, weszła w niego. Chwyciła go za serce, a następnie zmiażdżyło je w ręku... Zaraz po tym się obudziłem. Nie mam pojęcia co mam za sny ostatnio. Ostatni był o...Jakimś końcu świata, teraz to. Chyba za dużo myślę, albo się za bardzo denerwuję... Jednak,czy ja się faktycznie czymś denerwuję ? Westchnąłem. A w dodatku, wczorajsze myśli Bhunivelze. Co on mógł mieć namyśli, mówiąc to wszystko ? Czy on coś planuje ? Przecież powinienem o tym wiedzieć... Chyba, że...
Chyba, że specjalnie, w jakiś sposób blokuje, mnie abym nie dostał się do jego głowy. Ale... Pytanie brzmi następująco: Dlaczego, nie pozwala mi do siebie dotrzeć ? Ba! Dlaczego ja nie jestem w stanie wejść w jego umysł tak jak on wchodzi sobie spokojnie w mój ? Ehh.. Zdecydowanie za dużo myślę.. Choć po ostatnich wydarzeniach, to chyba normalne...
Wreszcie dzwonek.
Już myślałem, że nie usiedzę.
W końcu jednak, jak to po zajęciach, oczywistym było, że muszę się udać do klubu. W zasadzie stało się to już jakąś rutyną. Nie ma dnia, abym tam nie poszedł. Swoją drogą, czy tylko ja mam tak trudne życie ? Prawdę mówiąc, od ostatniej walki z Phoenixem, nie minęło jakoś szczególnie dużo czasu, jednak od tamtej pory, nie mam nawet chwili wytchnienia. Czy to możliwe, że ta walka była swego rodzaju zapalnikiem, który teraz, kieruje moimi poczynaniami ? A może Kokabiel miał rację ? Może moje przeznaczenie, jest już przesądzone ? Cholera... Za dużo myślę.
- Witam wszystkich. - Powiedziałem otwierając drzwi.
- Ah, Jhin. Właśnie na Ciebie czekaliśmy. - Uśmiechnęła się lekko Rias.
- Oho.. - Tak... Zdecydowanie, mam przesrane życie. - W takim razie, już jestem.
- Otóż.. Azazel rozmawiał z Isseiem. - Powiedziała prosto z mostu.
- Azazel ?- Powtórzyłem po niej. - Coś mi świta... Ale...
- Azazel,jest jednym z przywódców upadłych aniołów. - Rozjaśniła mi Akeno.
- Aaaa... - Przytaknąłem, że niby wiem o co chodzi.
- Więc jak już wspomniałam, Przywódca upadłych, od tak po prostu, wchodzi sobie na moje terytorium i szkodzi moim interesom. A w dodatku, demoralizuje mi mojego wspaniałego pionka.. Karą jest śmierć. - Powiedziała jakoby była urażona.
- Przewodnicząco. - Wtrąciła się jej Koneko. - Czy to prawda, że ma się odbyć zebranie, przywódców 3 frakcji?
- .. Zgadza się. Poinformowano mnie niedawno. - Założyła na siebie ręce.
- Hmm... - Mruknęła Xenovia. - To oznacza, że ostatnie wydarzenia, zaburzyły umowny pokój między wszystkimi frakcjami.
- Mam nadzieję, że głowy wszystkich frakcji, nie wpadną na pomysł aby siłowo, rozwiązywać problemy... Ciekawe... Jaki jest jego cel ? - Powiedziała sama do siebie.
- Eee ? - Spojrzał się na nią Issei.
- Mówię o Azazelu.
- Oh... Może chce odebrać mój Boosted Gear ? - Ewidentnie się przejął.
- Bez obaw. - Podeszła do niego, niebezpiecznie blisko. - Nie pozwolę, aby komukolwiek z mojej rodziny stała się krzywda. - Przytuliła go do siebie.
CZYTASZ
* Highschool DxD: Jhin *
FanfictionFANFIC FANFIC FANFIC Na podstawie Highschool DxD... **************************** Opowieść skupia się na bohaterze o imieniu; Jhin. Jhin to pozornie zwykły 18 letni nastolatek, obdarzony najpotężniejszym Sacred Gear jaki kiedykolwiek, mógł istnieć...