Rozdział 66

32 3 0
                                    

***

- Hmm... Cóż przynajmniej umiesz się teleportować. - Zabrzmiał jakby nie wierzył, że potrafię.
- Wiesz, miałem trochę czasu, aby się tego nauczyć. - Zacząłem się rozglądać, dookoła.

Dobrze, sprawa wygląda następująco. Jesteśmy w świecie diabłów, w miejscu gdzie początkowo miał się odbywać Rating Game. Ale, ktoś nas oszukał.. No nie ważne. Cóż, wygląda na to, że nieco się tu uspokoiło, a mówiąc nieco, mam namyśli całkowicie. Jeszcze, niedawno była tu po prostu strefa wojny, a w tej chwili, to jedno, wielkie pobojowisko. 
Zacząłem iść przed siebie, w pewnym sensie zwiedzając to całe pobojowisko. Wbrew pozorom, nie wyglądało to jakby bitwa, skończyła się jakoś, szczególnie dawno. Spojrzawszy się w okół, wszędzie było widać ciała istot każdej z ras. Spuściwszy głowę ku ziemi, dostrzegłem że była ona niemal przesiąknięta krwią. Hmm...Hmm... Właśnie,pora wykorzystać wiedzę, nabytą przez te wszystkie lata, grania w gry... 

Postanowiłem schylić się nieco i wziąć nieco tej krwi na palce. Dotknąłem jej pozostałymi palcami, wydawała się być ciepła.. A może to po prostu ja jestem ciepły ? ( Bez skojarzeń ) Hmm.. Jak to działa ? Postanowiłem wziąć ją na język... Jak w każdej grze o komandosach czy innym Rambo... Smakuje jak.. Kurwa!  Fuj! Jak oni to robią ?! Zaraz się porzygam. Ughhh...

- Ty tak poważnie ?! - Spytał się mnie. 
- Co ? Co Ci nie pasuje ? Myślałem, że może mam jakieś specjalne zdolności albo coś w tym stylu. - Westchnąłem lekko.
- Też byłeś takim kretynem przy moim alter-ego ? - Spytał z zażenowaniem.
- ... Nikt nie pytał Cię o zdanie. - Zażenowałem się lekko.

Dobra, nieważne co było to było, mniejsza z tym. Skupmy się, na tym aby znaleźć pozostałych. Zastanówmy się, co by mogło się stać po odbyciu się Rating Game. Pierwszą opcją mogłoby być to aby wrócić do klubu. Kolejną opcją mogłoby być, to, że wrócą to królestwa podziemi, do rodziny Gremory i reszty. A skoro mowa już o reszcie, to co z Bhunivelze ? A raczej, jego złym bratem bliźniakiem.. W sensie.. Ah... Nieważne. Jest wiele rzeczy do zrobienia. A ja kompletnie nie mam planu. Co więcej, nie mam pojęcia, co właśnie może się dziać. Być może, właśnie toczy się walka z Bhunivelze. A być może już po wszystkim ? Nie dobra, muszę się skupić. Myśl, myśl... Już wiem... Nie mam planu...

- Mogę coś zasugerować ? 
- Huh ? - Oprzytomniałem.
- Jesteś beznadziejny. 
- Jeśli to Twoja sugestia to sobie daruj... Rany, jesteś kompletnie taki sam jak on.
- ?! Jesteśmy klonami ! ... A przynajmniej w pewnym sensie.
- Dobra, to jaka ma być Twoja sugestia ?
- Zastanówmy się.. Gdybym to ja był na jego miejscu, najprościej mówiąc, bym się gdzieś zaszył. Przynajmniej na jakiś czas, dopóki napięcie polityczne z lekka nie ochłonie.
- Więc, sugerujesz, że prawdopodobnie, mógłby się gdzieś teraz ukrywać ? Ale właściwie to co mu, nam daje ?
- Nam nic. Jemu daje to czas. Po tych wydarzeniach, które ujrzałem w Twojej głowie, czas jest jego wielkim sprzymierzeńcem. Mówiąc prościej, Bhunivelze, wykonał swój ruch. Teraz czeka na odpowiedź którejś ze stron.
- Którejś ze stron ? - Powtórzyłem za nim.
- Tak. Analizując Twoją przeszłość, doszedłem do tego, że są trzy strony konfliktu. Bhunivelze, brygada chaosu i wy, ci którzy chcą zostawić świat, takim jakim jest. Każda strona ma wizję swojego świata. Tak jak Bhunivelze i brygada chaosu, tak samo i wy. 
- Idąc tym tokiem myślenia, możesz mieć rację.

Trzeba mu to przyznać. Bhunivelze, rzeczywiście, mógł teraz po prostu się gdzieś zaszyć i po prostu czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Jednak, tak naprawdę tylko ja mógłbym być w stanie najbliżej domyślać się jaki mógłby być jego kolejny krok, zważywszy na to, że jedno byliśmy ze sobą połączeni tyle czasu, a drugie to fakt, iż jestem ponownym jego posiadaczem... W pewnym sensie. 

- Mój pomysł jest taki. Odnajdź swoich przyjaciół. Wytłumacz im jak sprawy się właśnie mają, i wspólnie podejmiecie kolejny krok.
- Masz rację. To chyba najlepsze rozwiązanie w zaistniałej sytuacji. 

Pomyślałem, że zacznę poszukiwania od posiadłości rodziny Gremory. Jakby nie patrzeć, była ona na swój sposób naszą bazą wypadową, przez krótki czas, lecz jednak. Toteż, postanowiłem utworzyć kolejną pieczęć teleportacyjną i nie zastanawiając się dłużej, po prostu się przeniosłem na tereny rodziny Gremory. A żeby być bardziej precyzyjnym, przeniosłem się wprost pod same drzwi wejściowe, ich pałacu. . .

=======================================

Znalazłem się dokładnie przed ich drzwiami. Rozejrzałem się w okół dla bezpieczeństwa, zważywszy, że nieco się ostatnio wydarzyło i nie chciałbym zostać zaatakowany przez ochronę. Bo ktoś sobie pomyśli, że Jhin to ten zły gość. W każdym razie, położyłem swoją dłoń, na klamce od tych cholernie wielkich drzwi. Wziąłem głęboki oddech i ją nacisnąłem, otwierając wrota przed sobą...

...

W głównym holu, pierwszą osobą jaką ujrzałem był nie kto inny, jak SirZechs. Popijając coś z filiżanki, stojąc zadumany przed jakąś figurą. Usłyszawszy dźwięk otwieranych wrót, odwrócił się w moją stronę i upuścił filiżankę, która rozbiła się na mnóstwo małych kawałeczków. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Jeśli chodzi o mnie, patrzyłem się na niego, jakby nigdy nic. Z kolei co do niego, wyglądał jakoby zobaczył ducha. Cóż.. W pewnym sensie, jest to dość adekwatne stwierdzenie. Byłem na swój sposób martwy. Znaczy niedosłownie, ale też nie poważnie. Można powiedzieć, że byłem gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią.

- J... Jhin ?! - O mało się nie zadławił.
- Lucyfer. - Spojrzałem na niego, podchodząc w jego stronę.
- Niemożliwe... Przecież Bhunivelze..
- Lucyferze, cieszę się na Twój widok i chętnie Ci wszystko opowiem. - Postanowiłem od razu przejść do sedna. - Jednak w tej chwili, muszę znaleźć swoich przyjaciół i potrzebuję do tego Twojej pomocy.
- Spokojnie.. - Oprzytomniał. - Wszyscy są tutaj. Natychmiast Cię do nich zaprowadzę.

Nie czekając dłużej, po prostu powiedział abym udał się wraz z nim, do pozostałych. Po chwili marszu, w tym jakże.. Jakby inaczej ? Cholernie, olbrzymim pałacu, znaleźliśmy się przed drzwiami, gdzie podobno wszyscy już byli zgromadzeni. 

- Myślę, że ucieszą się na Twój widok. - Powiedział uśmiechając się lekko.
- ... Mam nadzieję. - Westchnąłem niepewnie.

Otworzywszy drzwi, ujrzałem wszystkich. A zaraz po usłyszeniu dźwięku otwieranych drzwi, odwrócili się oni w moją stronę. Nie muszę chyba mówić, że wszyscy doznali szoku, widząc mnie, prawda ? No dobra, to wszyscy doznali widocznego szoku, gdy mnie ujrzeli. Żadne z nas, nie było w stanie wypowiedzieć, jakiegokolwiek słowa. Toteż pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, po prostu się przywitałem ze wszystkimi powoli zbliżając się do nich... Aż w końcu ujrzałem, leżącego Isseia na łóżku. 

...

* Highschool DxD: Jhin *Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz