Rozdział 41L

51 5 0
                                    

..
W nocy, gdy całe towarzystwo... Mam na myśli, Zeoticusa i Lucyfera... Wróciło do siebie, czyli do podziemi. Jak zwykle leżałem na podłodze próbując zasnąć...
Więc jutro ma miejsce ta cała konferencja tak? Kurde... Zapowiada się naprawdę ciekawie. Swoją drogą, nie byłem tym jakoś bardziej zaciekawiony, bardziej mnie interesowała sprawa z Kokabielem. W końcu „Przypadkiem" podsłuchałem ich wczorajszą rozmowę. Jednak, jakim cudem, ktoś zabił Kokabiela, nie zostawiając, żadnych śladów? Ba, w jaki sposób ten ktoś zmiażdżył mu serce, nie zadając żadnych obrażeń? To wszystko, wydaje się być grubymi nićmi szyte. Hmm... Myślę, że to będzie jedna z kwestii, która zostanie jutro poruszona na szczycie. Ehh... Zamknąłem oczy. Na razie i tak, nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Póki co powinienem się skupić na zaśnięciu. Jutro będziemy główkować co z tym wszystkim zrobić...

=================

Następnego dnia, rano...
Typowa rutyna, wstać, czekać aż wszyscy się umyją, pójść do łazienki, zjeść, ubrać się, słuchać narzekania mamy, że znowu nic nie robię i wyjść. Dzień jak każdy inny... Jednak nic nie zapowiadało tego co miało się wydarzyć na szczycie...

Zebraliśmy się wszyscy w budynku klubu. To jest ja i cała rodzina. W każdym razie, zebrawszy się wszyscy, Rias, nakazała Koneko zostać, w razie " wypadku " Oczywistym było, że się zgodziła. Co do naszej reszty, zebraliśmy się w jednym miejscu, aby Przewodnicząca, mogła nas przenieść. Choć prawdę mówiąc, mieliśmy tu zostać, a to z tego względu, że szczyt będzie miał miejsce w szkole... Tyle, że w innym wymiarze. Sprytne, nie ? Koniec końców, zostaliśmy przeniesieni do innego wymiaru. 

Trafiliśmy.
Znaleźliśmy się przed drzwiami, do innej sali w naszym budynku. Otworzyliśmy wrota prowadzące do sali, w której wszyscy już na nas czekali. Chociaż, myślę, że ten cały szczyt, zostałby i tak zrealizowany, bez naszej obecności.. Ustawiliśmy się pod ścianą za Lucyferem. 

- Akhem. - Odkaszlnął Lucyfer. - Pozwólcie, że wam przedstawię. Oto rodzina mojej siostry, Rias Gremory. - Siedział przy stole, obok jakiejś młodej dziewczyny.

Kim była ta dziewczyna?
Całkiem... Ładna. Długie czarne włosy. Cóż, na pierwszy rzut oka, można by powiedzieć, taka... Trochę Lolita. Aaa... O czym ja myślę? Jakby się Rias, teraz dowiedziała co miałem w głowie, na bank, by mi ukręciła łeb.

Stanąwszy pod ścianą, zacząłem zwracać uwagę, na obecne tutaj osobistości... Sugerując się tym, że siedzi jeszcze z nimi gość, który, wygląda dokładnie jak anioł. A przynajmniej tak, bym widział anioły... Pozwolę sobie strzelić, że jest to Michał Archanioł. Za nim, stała jeszcze jedna dziewczyna. Dziewczyna, którą miałem okazję, wcześniej poznać. Jak ona się nazywała... I.. I.. Irina ? Tak, jakoś tak. To ta dziewczyna, która była u nas z Xenovią. Uhh... Ciekaw jestem co ona sobie teraz myśli.

Jednakże.. Ilekroć spojrzałem, w kierunku Michała. Tylekroć, czułem uderzenia gorąca, gdzieś w głębi siebie. Choć myślę, że to nie ja czuję, to gorąco... To znaczy czuję, ale bardziej, doskwiera je Bhunivelze.

Znalazł się tam jeszcze jeden osobnik. A właściwie to dwóch. Jeden; Skoro siedzą tu już, Lucyfer i Michał.. Musi być Przedstawicielem Upadłych. Zaś Drugi... Nie miałem kompletnie pojęcia kto to.. Jednakże.. Biła od niego bardzo, bardzo silna aura. Kimkolwiek jest, lub czymkolwiek... Jest potężny.

- Tak więc... To jest grupa mojej siostry. Oni odparli atak Kokabiela. - Powiedział spokojnie Lucyfer.
- Cóż. Jesteśmy wam wdzięczni, za to. - Uśmiechnął się Michał.
- Wybaczcie, za ten wypadek. - Odpowiedział mężczyzna, który siedział z nimi.

Aaa... Więc to musi być przywódca Upadłych. Powinienem zostać Sherlockiem w przyszłości. 

- Wygląda na to, że jednego z moich poniosła fantazja. - Wyglądał jakby mu kompletnie nie zależało aby tu być. 
- Skoro już wszyscy tutaj dotarli... Proponuję rozpocząć spotkanie. - Zaczął Lucyfer.

* Highschool DxD: Jhin *Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz