ok. godz. 21, dormitorium Abigail
Abi szybko weszła do pokoju. Walburga brała prysznic, a Sybille i Druella pisały lekcje. Atkins usiadła przy swoim biurku. Musiała napisać dosłownie zakończenie wypracowania na historię magii. Ta cała sytuacja kompletnie wywróciła ją z równowagi. Myślała, że powinna to powiedzieć Walburgi. Ale nie, zniszczy jej tym życie (i przyszłość, która i tak jest już postanowiona). Lepiej niech żyje w błogiej niewiedzy. Zgasiła lampkę i schowała książki do torby. Walburga w tym czasie wyszła z łazienki, a zadowolona Abi szybko ją zajęła. Chciała się odświeżyć i rozluźnić przed jutrzejszym, ciężkim meczem.
****************
Abigail obudziła się o 7. Bardzo trudno było jej znasnąć. Otworzyła ciężkie powieki i przyzwyczaiła oczy do lekkiego światła. I tak był koniec listopada i rano było coraz ciemniej. Usiadła na łóżku. Obróciła się w lewo, chcąc zobaczyć na swoje współlokatorki. Walburga też siedziała na łóżku i pisała coś w zeszycie. Abigail zignorowała ją. Pomyślała, że nie tylko ona nie może spać. Zabrała swoje ubrania na mecz i poszła do łazienki, by tam się ubrać.
Gdy wyszła, Walburgi już nie było. "Trudno"- pomyślała. Poprawiła swój strój, smętnie popatrzyła w lustro "Jestem taka brzydka..." i wyszła z pokoju. Dostrzegła Toma, siedzącego na kanapie obok Mulcibera i Oriona oraz Walburgę, która płaszczyła się do narzeczonego. Wtedy jak grom z jasnego nieba, przypomniała jej się wczorajsza cała sytuacja. Poczuła niemiły ścisk w gardle. Powiedziała coś w stylu "Hej" i pobiegła do Wielkiej Sali. W pomieszczeniu czekała na nią Jo i Alison z wielkim transparentem "Slytherin górą!". Abi poczuła się nieco rozczulona. Usiadła przy stole, w nadziei, że coś je, ale jej skurczony żołądek nie chciał niczego przyjąć. Każdy łyk herbaty był robiony z wysiłkiem. W końcu ta męka się skończyła, ale za to nastała następna. Atkins zebrała całą drużynę i poszli dumnie w stronę szatni.************
-Posłuchajcie- Abigail zaczęła mowę przed meczem. Wszyscy mieli już założone stroje, a w ich rękach miały miejsce piękne, brązowe miotły.
-Nie wygłoszę takiej pięknej mowy, jaką wygłaszał William. Po prostu powiem wam, że skopiemy tyłki tym nadętym Gryfonom- powiedziała, a zawodnicy zachichotali.
-Mamy o wiele lepszych pałkarzów, niż ma tamta drużyna. Nasi ścigający są spostrzegawczy i szybcy. A Thomas nigdy nie popuszcza gola. Jeżeli byśmy wygrali ten mecz- to wszystkim tym, którzy w nas nie wierzyli, będzie conajmniej głupio- powiedziała Abi. Przed wyjściem z szatni przybili sobie piątki. Abigail ustawiła się pierwsza do wyjścia. Wzięła głęboki oddech i wyszła na boisko.-A to nasza drużyna Ślizgonów! Nowym kapitanem jest Abigail Atkins! Zobaczmy, kto dzisiaj zagra z Gryfonami!- Krzyknął komentujący Fleamont Potter.
-W drużynie zaszły wyraźne zmiany! Nowym obrońcą jest Thomas Killber. Zmieniła się pałkarka, obok Black zagra Jane Smith!- Krzyczał. -Mamy też dwóch nowych ścigających! Kevina Tries i Felicyte Grace! Powitajmy nową drużynę gromkimi brawami!- Powiedział, a po trybunach rozległy się pojedyncze oklaski (oprócz Jo i Alison, które biły brawo jak oszalałe).Abi wyszła uścisnąć rękę kapitanowi Gryfonów, Markusowi Mervinowi, który swoją drogą też był nowy, ale nie zrobił takiego wrażenia jak Abigail.
-Niech to będzie czysta gra- powiedział sędzia, gdy kapitanowie trzymali się za ręce. W końcu usłyszeli gwizdek i drużyny wzbiły się w powietrze.*****************
30 minut później-No cóż, wszystko wskazuje na to, że teraz drużyna Ślizgonów jest niepokonana!- komentował Potter. Faktycznie, prowadzili 110:20. Abigail była przeszczęśliwa. Widziała miny tych niedowiarków z widowni, którzy pewnie nie wierzyli własnym oczom. Jej drużyna wygrywała i to z dużą przewagą. Ścigający świetnie ze sobą współpracowali, tak, że gdy już kafel był w ich rękach, to nic już nie mogło im go odebrać. Gryfoni, coraz bardziej sfrustrowani, zaczynali grać nieczysto, ale ich kapitan ich upominał (raz zrobił specjalną przerwę, by opierdolić jednego zawodnika za faul na Kevinie Tries) i były zażądzane rzuty rożne. Abi teraz tylko musiała znaleźć znicza. Euphemia Rudolph bała się widocznie do niej podejść, po tej sytuacji z tamtego roku, co było na rękę Atkins. W końcu, latając wokół boiska i zachwycając się nad zwinnością swojej drużyny, zauważyła małą, złotą kulkę. Jak najszybciej podleciała do niej. Abi w locie wybuchnęła gromkim śmiechem, bo Euphemia nawet nie zauważyła, że Abi za czymkolwiek leci. W końcu dosięgła złotej piłki. Usłyszała gwizdek sędziego. Wygrali. 260:20. Miażdżąca przewaga. Gdy tylko postawiła stopę na ziemi, jej drużyna doleciała do niej z gratulacjami.
-Byliście świetni! To nasze wspólne zwycięstwo!- Krzyknęła Abi, którą niosli na rękach zawodnicy. Nawet Walburga ją ucałowała (chyba pomyliła ją z Felicyte).
**************
Cała drużyna, w glorii zwycięstwa, wkroczyła do Pokoju Wspólnego. A tam, czekała na nich impreza! Gdy tylko weszli usłyszeli wiwaty i oklaski.
-Super, że jesteście! Zwędziliśmy trochę piwa kremowego z kuchni!- krzyknął jakiś pierwszak, młodszy brat Walburgi, chyba Pollux. Jego brat, Alphard zaśmiał się. Grupa weszła w głąb pokoju. Na stoliku były przeróżne słodkości i przekąski. Abi urwała jedno winogrono i wsadziła sobie do buzi.
-Jak to pięknie wygrywać...- Pomyślała sobie pod nosem.*****************
Zaczął się następny tydzień. Był on bardzo normalny, oprócz tego, że nową formą pocieszenia dla Abi było zwycięstwo w meczu. Dziewczyna unikała Oriona jak ognia, a Walby też powróciła do swej dawnej ignorancji. Jedyną osobą, która miała na niej swoje spojrzenie, był Tom. Abi nie wiedziała, o co mu chodzi. To zaczynało być męczące. Pzrzypomniała sobie, to co widziała w jego głowie. W pierwszej chwili pomyślała, że zobaczyła rodziców jakiejś półkrwi osoby. Ale... ten mężczyzna był do niego tak podobny... Obiecała sobie, że dzisiaj wieczorem spróbuje z legilimencją. 3 grudnia, poniedziałek. Wraz z nowym miesiącem nastała okropna pogoda. Deszcz, śnieg, ciemno, plucha. Abi jednak cieszyła się z tej pogody. Taka pogoda- wbrew wszelkiemu przekonaniu- wpędzała ją w dobry nastrój.
*****************
Abi usiadła w Pokoju Wspólnym. Piła gorącą, malinową herbatkę, bo czuła się trochę słabo. "Ta bitwa na śnieżki z Joan nie była dobrym pomysłem"- pomyślała. Zdawała sobie sprawę, że w sumie na to zasłużyła. Czytała na kanapie i tym razem to ona wpatrywała się w Toma. On i jego zwolennicy pisali lekcje. Abigail postanowiła, że właśnie teraz rzuci na niego zaklęcie. Sprawa rodziców Riddla nie dawała jej spokoju. I czego szukał w tej toalecie? Popatrzyła, czy aby na pewno nikt jej nie obserwuje. Nikt na nią nie patrzył. Abigail poprawiła się w swoim zawiniątku.
Przygotowywała się na tę chwilę, a lekcje miała odrobione. Bała się, że coś jej nie wyjdzie... Albo co gorsza: Riddle się zorientuje. W końcu wzięła głęboki oddech. Wyjęła z kieszeni różdżkę. Odwinęła nieco koc i wypowiedziała formułkę. Poczuła, że udało jej się. Tym razem wiedziała, czego szuka. Chciała zobaczyć rodziców Toma.
Zobaczyła jakąś scenę w jego głowie. Poczuła tę niebywałą wściekłość i frustrację.
"Matka czarownica, ojciec mugol!"- usłyszała. Zupełnie tak, jakby była w jego wspomnieniu.
Zobaczyła jakąś dziwną scenę, gdy Tom rzuca zaklęcie na jakiegoś wynędzniałego człowieka, w jakiejś ruderze. Widziała też, jak Tom czyta książkę. Rzucił jej się w oczy napis "Komnata Tajemnic". Pomyślała, że czytał coś o tej głupiej, starej legendzie. Niestety, po chwili przestała widzieć jego myśli. Schowała różdżkę. Tom przez chwilę załapał z nią kontakt wzrokowy. Abi szybko udała, że na niego nie patrzy.******
Legillimencja! 🍕😀🍕💗
CZYTASZ
Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.
FanfictionAbigail Atkins to dziewczyna pochodząca ze sławnego rodu czystej krwi, który od zawsze trafiał do Slytherinu. Zachowuje się jednak w inny sposób niż większość mieszkańców tego domu: nie żywi nienawiści wobec Gryfonów. Ba, nawet im pomaga! Jest równi...