65

1.6K 95 16
                                    

7 października, środa 1945 rok

Abigail obudziła się. Jakie to było dziwne uczucie, musieć codziennie sobie przypominać, skąd tu się znalazła. Spojrzała na zegar. Godzina 8 minut trzydzieści dwie. Abi tego dnia postanowiła wreszcie gdzieś wyjść na powietrze, bo miała dość tej wszechogarniającej ją nudy. A poza tym pragnęła poczuć podmuch wiatru na swojej skórze. Dziewczyna przywdziała na siebie szaty, a następnie postanowiła skierować się do kuchni, by spytać o coś Mary. Atkins znów poczuła przyjemną woń potraw i ujrzała w środku zapracowane kobiety. Ale tym razem zobaczyła u nich różdżki, a wcześniej myślała, że są po prostu niemagiczne. Z pomieszczenia w głębi kuchni, wyszła szefowa kucharek, poznana już wcześniej Mary. Uśmiechnęła się na widok Abigail (i Kuchcika, który nie odstępował jej już ani na krok).

-Czego panienka potrzebuje?- Spytała przyjaznym tonem. Abi uznała, że naprawdę całkiem miła z niej kobieta. Zaśmiała się, że to chyba przez to, że jest gościem Toma.
-Chciałabym wyjść gdzieś na zewnątrz... Jest tutaj śliczny ogród... Brak mi świeżego powietrza- odpowiedziała Atkins. Początkowa reakcja kobiety nie była oczywista. Abi starała się coś wyczytać z jej twarzy. Po chwili powiedziała:

-Tak, panicz Riddle w końcu pozwolił panience wyjść... Też uznał, że tak należałoby. Zaprowadzę panią.

Mary pociągnęła Abi i Kuchcika do swojego małego pokoju szefowej, a następnie otwarła stąd pewne brązowe drzwi. Za nimi, ukazał się niesamowicie piękny widok na ogród Riddla! Abigail zaparło dech w piersiach. Mocniej ścisnęła jej skrzata domowego za rękę. Zaczarowana, postawiła krok do przodu, czując miękkość trawy, które jeszcze gdzieniegdzie się zieleniła. Wszak trwała jesień. Kucharka Mary chyba zorientowała się, że nie jest już potrzebna dziewczynie i taktownie odsunęła się, by powrócić do swych zadań.

Abigail uznała to za park i w sumie było w tym sporo racji. Było tutaj kilka bardzo długich alejek z drzewami po bokach. Dziewczyna bardzo chciała się po nim rozejrzeć, bo to miejsce wyglądało, jakby kryło wiele zakamarków. Od razu podeszła z Kuchcikiem do rosnącego nieopodal krzaka róży. Powąchała jego płatki. Kojarzyło jej się to z różami w maminym ogrodzie. Kuchcik chyba też czuł sentyment do tych roślin. Abigail poprawiła sobie szalik przy twarzy. Było chłodno, ale nie przeszkadzało to dziewczynie. Abi skierowała się wprost alejki i postanowiła się przejść. Spojrzała się na skrzata dość smutnym spojrzeniem.

-Kuchciku? Chciałabym pobyć sama... Idź i upiecz mi może moje ulubione ciasto, co?- Zaproponowała. Dziewczyna poczuła się tu tak sentymentalnie... A poza tym musiała przemyśleć parę ciążących jej na sumieniu spraw. Było to dla niej bardzo ważne. Kuchcik pokiwał głową, ale było to dla niego dość smutne. Jednak uszanował decyzję swojej pani. Odszedł w stronę drzwi, z których przyszli. Abigail w tym czasie wciągnęła w nozdrza rześkie powietrze, które jakby rozjaśniło jej umysł.

Pomyślała o ostatnich wydarzeniach. O porwaniu, o tym jak Tom ją uratował, a teraz jest przetrzymywana w jego rezydencji, a każdy jej wmawia, że ją kocha.

Abi otarła łzę z policzka. Nadal pamiętała, jak chłopak ją potraktował i nie potrafiła mu tak teraz po prostu wybaczyć. Dała mu wszak całe swoje serce. A on je rzucił o ścianę i potraktował Sectumsemprą.

Nagle usłyszała jakiś zwiększony szelest tych pięknych i kolorowych jesiennych liści. Odwróciła się pełna trwogi, nie wiedząc, kogo może ujrzeć. Czasy te nie były bowiem bezpieczne.



Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz