Rozdział XXVII

2.3K 143 9
                                    

Wrzeszcząca Chata, 24 grudnia.

Tom w najlepsze prowadził zebranie Śmierciożerców. Był w wyjątkowo świetnym humorze. Wreszcie zdecydował się podzielić tą radością z innymi członkami.

-Chciałbym oświadczyć, że nareszcie podejmiemy jakieś kroki wobec tych... Szlam- Zaczął. Widziałem, jak siedząca na walącym się krześle Diana Sunmise wyciąga się do góry, by wszystko dobrze widzieć i słyszeć.

-Otóż, jak my wszyscy tu zebrani, jesteśmy czystej krwi. Nie wiem, czy wiecie, ale w moich żyłach płynie krew samego Salazara Slytherina. -Powiedział, wywołując tym powszechne zdziwienie. Walbirga mocniej ścisnęła mnie za rękę, a Mary Kingsom, należąca do naszej grupy mimo braku Belli Atkins, wydała z siebie zduszony krzyk.

Jakoś nie dziwi mnie to, że Tom ma w sobie takie korzenie. Zawsze miał w sobie coś szlachetnego i majestatycznego. Coś innego niż wszyscy. Spojrzałem na niego. Posłał mi pewnien błysk w oku, a ja zrozumiałem, co ma na myśli. Komnata.

-Tym samym mam uprawnienia- i już to zrobiłem- by otworzyć Komnatę Tajemnic i tym samym, by oczyścić Hogwart- Powiedział. Wzruszona Diana Sunmise zaczęła klaskać, a za nią wszyscy Śmierciożercy. Walburga spojrzała się na mnie spod swoich czarnych loków i wysłała radosne spojrzenie. To coś nowego w dziejach Hogwartu.

******

Wreszcie nastała wigilijna uczta. Wszyscy uczniowie, którzy zostali w Hogwarcie na Święta, stawili sie przy stołach swoich Domów. Tom i jego zwolennicy siedzieli w zbitej grupie przy stole Slytherinu. Gdy zauważyli, jak dyrektor podchodzi do mównicy, skończyli swoje rozmowy i powstali, tym samym dając przykład innym uczniom.
Dippet spojrzał kochanym wzrokiem na uczniów. Rozłożył ręce i począł mówić.
-Cieszę się, że spędzimy te wspaniałe Święta w takim gronie...-Zaczął. Popatrzył po sali i po chwili dodał:
- Nie jest nas dużo... Może usiądziemy wspólnie przy stole Puchonów?- Zaproponował. Grupa Toma i on sam posłali groźne spojrzenia Puchonom, którzy w większości nie byli czystej krwi. Oczywiście, w swoim spojrzeniu o Gryfonach, z którymi wygrali ostatni mecz. Wszyscy tak krzyżowali się wzrokiem i nikt nie chciał podejść do tego stołu. Do uszu Toma doleciał czyjś śmiech. Wszyscy zwrócili oczy na Abigail, która po prostu śmiała się z tej sytuacji. Dippet chyba zrozumiał, że to się nie uda. Spojrzał się na nich dziwnym wzrokiem i powiedział:

-No dobrze... Może nie... Chciałbym życzyć wam, drodzy uczniowie, sukcesów w nauce, prywatnych, wielu przyjaciół i niech Merlin wam sprzyja. Niektórzy wasi rodzice- zaczął, patrząc na stolik Puchonów, którzy zarumienili się dziwnie- walczą na froncie i nie mogą z wami spędzić Wigilli. Niech Bóg ma ich w opiece...- powiedział, patrząc na sufit. Po ciszy powiedział:
-Chciałbym, abyśmy podzielili się opłatkiem. Pozwólcie, że zacznę od naszych drogich nauczycieli...- Powiedział, a uczniowie jakby biorąc to za sygnał jak najszybciej zaczęli biec do osób, którym chcą złożyć życzenia. Do Toma ustawiała się cała kolejka! Teraz opłatkiem dzielił się z nim Thomas Killber.
-I chcę abyś... Coś się stało?- Spytał, kiedy zauważył, że podczas tych życzeń Tom patrzy w kompletnie inną stronę. Popatrzył tam, gdzie on.

Otóż Abigail Atkins całowała się z Markusem Mervinem. "Chyba ich poniosło przez te życzenia..."- zakpił sobie Killber. Tom wyraźnie zbity z tropu i zły, że dał po sobie to zauważyć, natychmiast powrócił do opłatka. Ucieszył się, kiedy dostrzegł kątem oka, że profesor Slughorn zaczął składać jej życzenia i tym samym przerwał tę chwilę. Bardzo dobrze.

**********

25 grudnia, ranek

Tom obudził się. Nie był w zbyt dobrym nastroju, ale szybko przypomniał sobie, że jest przecież Dziedzicem Slytherina, więc ma powód do dumy. Wstał z łóżka. Jak zwykle, reszta spała. Tom w przeciwieństwie do większości uczniów w Hogwarcie nie wyczekiwał tego dnia prezentów. Jak zwykle, dostanie jakąś kartkę z sierocińca i tyle. "Och nie, przepraszam, jeszcze jedno twarde ciastko"- uśmiechnął się do siebie Tom. Ubrał szatę oraz cicho poruszył klamką, idąc do Pokoju Wspólnego. Zobaczył jakąś postać przy Pokojowej choince. Była ubrana w błękitny szlafrok. Pod rękawem lewej ręki miała schowanego szarego szczura.

"Dziwaczna Abi"- pomyślał Tom. Chwilę patrzył, jak dziewczyna rozpakowywuje prezenty. Rozrywała czerwoną paczkę. Wyjęła z niej książki, słodycze... Riddle poczuł teraz jakąś niebywałą pustkę. Było to takie wstrząsające uczucie, jeszcze nigdy go nie poczuł, jakby miał zaraz upaść. Aby wytrącić siebie z tego transu, odkrząknął. Wtedy, Atkins odwróciła się i migiem powstała z ziemi. Posłała mu anielski uśmiech, jakby była najszczęśliwszą osobą stąpającą po Ziemii.
-Wesołych Świąt!- Powiedziała i ku zdziwieniu chłopaka, z CAŁEJ SIŁY go przytuliła. Potem jeszcze raz uśmiechnęła się i pobiegła do swojego dormitorium, zostawiając Toma w prawdziwym wmurowaniu. "Dziwaczna Abi"- pomyślał po 5 minutach, kiedy to do niego wkońcu dotarło.

************

Było ok. 10. Ślizgoni powstawali z łóżek i siedzieli w Pokoju Wspólnym mówiąc o swoich prezentach. Abigail stała w rogu pokoju i trochę głośno (flet poprzeczny jest głośny) grała na flecie poprzecznym kolędy. Ślizgoni, jak zwykle, pewnie by się na nią za to darli, ale Abi grała coraz piękniej i nastrój był zbyt świąteczny, by nawet oni, mieszkańcy Domu Węża, mogli na nią narzekać. Abi była im za to bardzo wdzięczna i sama była jakby duchem tych Świąt. Nawet nie wkurzyła się na Irytka, który rzucił na nią wielką kulą śniegową, kiedy szła w stronę biblioteki, na oczach wszystkich Ślizgonów.

Rozmarzona i szczęśliwa Abi grała kolejne dźwięki na instrumencie, coraz bardziej zatapiając się w melodii "Cichej nocy" i grając całą sobą. Wszyscy byli pod wrażeniem, tego jak wibruje dźwiękiem i jak delikatnie kończy frazy. Gdy Abi tak grała, do Pokoju przyszedł jakiś skrzat domowy. Oprócz tego, że przyniósł dla wszystkich jedzenie (to przecież skrzat) to miał do przekazania wiadomość dla Abi.

-Panicz Markus Mervin czeka na panią przed wejściem- powiedział, lekko dygając. Abi poczuła na sobie wzrok całego pokoju i w szczególności palące spojrzenie Toma, które mogłoby wypalić jej dziurę w ramieniu.
-Dziękuję... Niech mu pan przekaże, że za moment przyjdę- Powiedziała zarumieniona. Skrzat wyszedł, a Abi układała nuty przy pianinie, na którym zawsze kładła partytury.
-Markus Mervin? Czy to ten szlamiarz?- Powiedziała obraźliwie Druella Rosier. W Abi kotłowało się, ale nic nie powiedziała. Wyżyła się na swoich nowych nutach, które z plaskiem rzuciła na pianino. Usłyszała za sibą szyderczy śmiech. Należał on do Toma. Abi miała mu to za złe. "Idiota. Nie zepsuje mi tego dnia"- pomyślała. Wyszła z Pokoju i spotkała się z chłopakiem, który wyglądał tak pięknie i... No zresztą. Jakby założył na siebie worek na śmieci, to zakochana Abi powiedziałaby, że jest śliczny. Ach, ta miłość...

**********

Wow. Miałam nie dodawać, ale dziś są moje urodziny. 🍕😀🍕💗
Jestem wdzięczna za tę książkę ❤❤❤

Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz