88

1.1K 67 1
                                    

3 stycznia, 1946 rok, czwartek.

Abigail Riddle trwała w rozmyślaniach. Dzieliła się nimi w swoim dzienniku. W głowie kotłowało jej się pełno krótkich myśli...

Co zabrać ze sobą na walkę? Jak się ubrać? Pożegnać się z rodziną? Patrzeć sentymentalnie na meble, swój dom, przyjaciół, myśląc, że widzi się je po raz ostatni?

Czy mieć po prostu nadzieję, że nie będzie to nasz ostatni dzień na tej dolorosa planecie...?

Abi nie znała odpowiedzi na te pytania. Wiedziała jedno.

Że warto o to walczyć lub umrzeć.

Ubrała się w to, co zwykle. Czarodziejski strój, a na to błękitny płaszczyk (Mugolski, ale przepiękny według Abi!). Pomalowała rzęsy i rozczesała włosy. Wzięła różdżkę. Usiadła na łóżku w sypialni, by przypomnieć sobie wszystkie ważne zaklęcia. Ale jakie zaklęcia umieścić w tej kategorii? Niewybaczalne, rozbrajające, ochronne? Dla pewności, Abi powtórzyła sobie wszystkie, nawet te użytku domowego. Po kilku minutach przyszedł do niej jej mąż. Popatrzył się na nią zatroskanym wzrokiem i wreszcie rzekł:

-Nadal nie jestem pewny co do tego... Uważaj na siebie- powiedział. Abi w milczeniu pokiwała głową. Wreszcie zdała sobie sprawę z tego, jaki charakter ma ta sytuacja. Bo, tak teoretycznie i praktycznie, mogli więcej się nie usłyszeć, pocałować...

Jakby w tej samej chwili o tym pomyśleli i zaczęli składać sobie ostatnie pocałunki. Po kilku minutach, Tom zaczął mówić, bardzo poważnie.

-Abi. Gdybym zginął...

-Nawet tak nie mów!- Krzyknęła na niego kobieta, dość agresywnie, co przestraszyło Riddla. Próbował jednak dalej.

-To WEŹ ŚLUB I BĄDŹ SZCZĘŚLIWA!- Krzyczał, mając nadzieję, że zatykająca uszy Abigail usłyszy jego prośbę. Dziewczyna wierzchem dłoni otarła łzę z policzka, nie chcąc pokazywać strachu swojemu ukochanemu. Dość miał już zmartwień i bez tego. Tom podał jej dłoń i teleportowali się.

********************************************************

Zakazany Las

Abigail i Tom Riddle poczuli gwałtowne szarpnięcie w okolicach pępka. Gdy wylądowali na miejscu, Abi prawie się przewróciła, ale jej mąż ochronił ją przed tym. Dziewczyna rozpoznała w widoku rozpościerającym się przed nią Zakazany Las, który najczęściej oglądała podczas latania na miotle, bowiem nigdy nie miała odwagi, by zapędzać się w te zakamarki. Nie było tutaj nikogo. Same drzewa. Abi poczuła, jakby te rośliny jednak wiedziały, co się dzieje wokół nich, bo emanowały smutkiem.

-Starajmy się być cicho... Idziemy na dziedziniec Hogwartu. Tam toczą się bitwy. Trzymaj się blisko mnie i uważaj na siebie. Pamiętaj, że nie jesteś zbyt dobra z pojedynków- rzekł, a kobieta popatrzyła się na niego groźnym wzrokiem.

-Wcale nie! Moje pojedynkowanie się przeszło rewolucję od czasów szkoły!*- Powiedziała. Mąż jednak pociągnął ją ze sobą, wiedząc, że to nie pora na kłótnie.

Ciągle wydawało się im, że słyszą dźwięki z pola walki. Choć, kto wie, może były to stworzenia w lesie? Nie było czasu, by się nad tym zastanowić.

Małżonkowie dotarli do dziedzińca. Był on pusty! Ze zdziwieniem popatrzyli po sobie. Weszli jednak do szkoły.

W Wielkiej Sali, która wyglądała jak kupa gruzu i pyłu, było pomieszczenie dla rannych lub zmarłych. Ten widok przeraził dziewczynę, gdyż ujrzała pośród nich wiele osób, które razem z nią ukończyły szkołę. Euphemia Potter i jej mąż, Fleamount, Anne-Marie Hopkins... Było to drastyczne. Ludzie siedzieli na ławkach, stołach, ponuro patrząc na parę, która nie ucierpiała w walce. Było ich około 60-70. Ktoś podszedł w końcu do nowo przybyłych. Okazał się to być dawny narzeczony Markus, który popatrzył się na nich wściekły.

-Co on tutaj robi?! Ludzie, on zabił mi matkę!- Zaczął krzyczeć i wymachiwać różdżką. Abi jednak była szybsza. Wyczarowała barierę między Markusem, a jej mężem.

-Nie będziesz podnosił różdżki na mojego męża- wycedziła przez zęby. Markus spojrzał się na nią z przestrachem, jakby była jakąś wariatką. Abi wiedziała, że jej mąż kiedyś postępował źle. Ale zmienił się i zasługiwał na drugą szansę. W końcu Abigail uspokoiła się i zaczęła zadawać pytania.

-Czemu nie walczycie?

-Czystokrwiści zarządzili przerwę. -Odpowiedziała jej jakaś wiekowa czarownica. Dziewczyna pokiwała głową.

-Mamy jakiś plan?- Drążyła. Ludzie spojrzeli się po sobie. "Aha"- pomyślała pni Riddle. "Czyli nie".

-Po co nam plan? Wystarczy ich powybijać wszystkich!- Zerwał się gwałtownie jakiś facet około czterdziestki, a za nim inni ludzie, którzy byli tak samo narwani. Abi pokręciła przecząco głową. Spojrzała się na swojego męża. Następnie, zbliżyli się do ludzi, przy których była ta starsza kobieta, i którzy wyglądali na mniej opornych intelektualnie.

-Zrobimy tak: po piętnastu minutach, stawimy się na dziedzińcu. W tym czasie, każdy czarodziej tu obecny i zdolny do walki, musi nauczyć się pewnego zaklęcia, które łatwo zapewni nam zwycięstwo- przemówił Tom. Abi spojrzała się na męża. Miał na myśli to jej zaklęcie...?

Tom dodał żonie otuchy wzrokiem, jednak nie opuściły ją wątpliwości. Patrzyła, jak wszyscy wpatrują się w nich z nadzieją. Jej zaklęcie było okrutne, ale jeżeli miało uratować żywoty tych osób, warto było go użyć, w tym celu.

*- nawiązanie do czasów szkolnych, gdy Tom złapał Abi na jej wadzie, którą jest słabe pojedynkowanie się. 

Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz