31 grudnia, 1945 rok. Sylwester, poniedziałek.
Młodzi małżonkowie (dokładnie od dziesięciu dni!) wybrali się na spacer po parkowej rezydencji. Tego dnia znowu padał śnieg, tak, że cała przyroda wyglądała jak z bajki. Tom i Abigail czuli się przez to rozmarzeni i bardzo szczęśliwi. Abigail przywdziała na siebie beżowy kożuszek, wszak było dość zimno i elegancką białą czapkę. Na nogach miała czarne kozaki, które były chyba jej ulubionymi butami! Włosy, na prośbę Toma, zostawiła rozpuszczone, bowiem uważał on, że tak jego ŻONA wygląda najpiękniej.
Oboje przechadzali się wśród ośnieżonych drzew wolnym krokiem, tak, by nacieszyć się sobą oraz tym magicznym widokiem. Szli wzdłuż drzew, a końca ich parku nie było widać. Abigail oparła się plecami o pień drzewa z figlarnym spojrzeniem, zachęcającym Toma. Ten podszedł do niej i zaczął ją namiętnie całować, jakby zapomniał, że w sumie są w miejscu publicznym. Tę romantyczną i pełną czułości chwilę, gdy Tom miał złączone swoje usta z ustami żony, a jego dłoń gładziła jej szyję, przerwała jakaś obawa Abi. Tom spojrzał się na nią ze zdziwieniem. Czemu tak nagle zakończyła ich pocałunek? Abigail miała zmarszczone brwi i wyraźnie czegoś nasłuchiwała.
-Słyszałeś to?- Spytała. Tom nie wiedział o co jej chodzi, zresztą niczego nie słyszał, więc pokręcił przecząco głową. Po chwili jednak usłyszał coś. Jakby ciche... kwilenie lub ujadanie.
Abi podążyła za głosem, ciągnąc za sobą męża. W końcu, za drzewem które stało nieopodal, zauważyli PLASTIKOWĄ REKLAMÓWKĘ, A W ŚRODKU JAKBY JAKIEŚ STWORZENIE. Abi spojrzała z przerażeniem na Riddla. Tom ukucnął i zaczął rozplątywać to niegodziwe zawiniątko. Oczom Abi ukazał się malutki kotek, krzyczący w niebo głosy. Był bardo drobny, dlatego Abigail zaczęła sądzić, że ma dopiero kilka dni. Abigail ukucnęła na śniegu obok swojego mężczyzny. Wzięła w ręce kota, jakby robiła już to setki razy i powiedziała do Toma:
-Nie zostawimy go tu, prawda? Zobacz, jaki jest biedny... On chyba płacze- rzekła, pokazując Tomowi kotka, który darł się i być może był głodny. Dziewczynie zakręciły się łzy w oczach. Jak ktoś mógł się tak zachować wobec żywego stworzenia i to jeszcze tak bezbronnego jak mały kociak? Tom, widząc, że jego żonie bardzo na tym zależy, a zresztą- również czuł się wzruszony i chciał pomóc temu małemu stworzeniu- rzekł, że zabiorą go do domu i zaopiekują się nim. Abi przelotnie ucałowała męża w policzek, dziękując mu. Oboje skierowali się do rezydencji. Abigail szybko rozebrała się z zimowych strojów i poszła do sypialni. Tom natomiast pobiegł do kuchni, by wziąć stamtąd ciepłe mleko, jakąś strzykawkę i termofor. "Może się przyda"- pomyślał. Gdy wszedł do wspólnego pokoju jego i swojej żony, zobaczył, że Abi wielką czułością tuli małego kotka i nuci mu, by uspokoił się. Tom bez słów zaczął nabierać strzykawką mleko i podał je Abi. Jego ukochana podała je do pyszczka kotka, który po chwili wahania zaczął szybko pić ciepły napój. Abigail spojrzała z wdzięcznością na Toma. Mógł przecież nie zgodzić się, by zaopiekować się zwierzęciem. Tom widząc to, pocałował ją delikatnie w policzek.
-Skąd to wszystko umiesz?- Spytał. Abi zaczęła tłumaczyć cichym głosem, by nie przeszkadzać kotkowi.
-U nas w Dolinie Godryka było dużo zwierząt. Ja miałam szczurka Lucy, dziadek psa, na którego wszyscy mówiliśmy Theodore, od Roosvelta, a często też przychodziły do nas jakieś kocie przybłędy, którymi opiekowaliśmy się. Lubiłam się nimi zajmować, ale pilnowałam, by trzymały się z daleka od Lucy- zaśmiała się kobieta. Tom pokiwał głową. Nie wiedział tego. Teraz rozumiał, skąd w Abi tyle empatii, którą szczerze szanował i podziwiał. No i może trochę jej zazdrościł.
****************************************
3 stycznia, czwartek, 1946 rok.
Nastąpił już Nowy Rok. Abigail i Tom przywitali go z małym kociakiem na rękach, którego nazwali Archibald, czyli Archie. Abigail wymyśliła to oryginalne imię. Lubiła bowiem takie. Kotek zdążył się wybrać. Przytył troszkę, choć czasem nadal bardzo płakał z rozpaczy, co rozdzierało serce Abi. Młoda para często wstawała w nocy do kota. Poczuli z nim bowiem emocjonalną więź. Jakby on był świadkiem ich życia małżeńskiego i serdecznym towarzyszem ich bądź co bądź samotnego życia na odludziu.
Sytuacja w świecie czarodziejów uległa znacznemu pogorszeniu. Tak myślała Abigail, która od samego rana miała takie przeczucie. Po pierwsze, obudziła się sama w łóżku. Po drugie, jej mąż wyglądał na zatroskanego. Potrafiła rozpoznać jego prawdziwe emocje, nawet jeśli bardzo chciał to w sobie ukryć. Wreszcie mieli chwilę dla siebie, gdy usiedli wspólnie przy obiedzie. Tom spojrzał się w oczy Abigail. Miała nastąpić dla nich chwila prawdy.
-Abi... Muszę ci coś powiedzieć. Dzisiaj, nad ranem, wybuchła prawdziwa wojna w Hogwarcie. Czystokrwiści zaczęli czystkę czarodziejów o odmiennych poglądach i... zaczęli od nauczycieli. Nauczyciele z Hogwartu nie są jednak tacy głupi i zdołali się obronić czy uciec. Będzie u nas mieszkał profesor Slughorn, który musi się ochronić i jest ranny. I jeszcze coś. Aktualnie trwa wielka bitwa na terenie szkoły... Muszę tam pójść. Ty zostań- powiedział Tom Riddle. Abigail zamarła. Miało się spełnić bowiem to, czego się najbardziej obawiała. Jej najgorsze koszmary, z którymi dotychczas dzieliła się tylko ze swoim dziennikiem, właśnie wcielały się w życie. Kobieta wstała gwałtownie od stołu w jadalni, bardzo zdenerwowana.
-Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś? Nie ma mowy, bym tu została. Idę z tobą!- Krzyknęła ze zmarszczonymi brwiami. Tom również wstał i począł subtelnie jej tłumaczyć.
-Abi, tak będzie najlepiej.
-Dla kogo? Chyba dla ciebie- odparowała. Tom westchnął ciężko, bowiem trudno było negocjować z upartą Abigail.
-Posłuchaj. Być może jesteś brzemienna. Chcę cię ochronić, to wszystko- powiedział. Abi jednak, jak przypuszczał jej mąż, nie dawała za wygraną.
-Zapomnij. Idę z tobą. Nie zostawię cię samego, jestem twoją żoną. A poza tym nie możesz wiecznie mnie bronić przed światem, trzymając mnie w twojej rezydencji! Znosiłam to przez długi czas. Daj mi teraz pójść tam z tobą- powiedziała. Między małżeństwem zapadła cisz, w czasie której Tom myślał jak ma postąpić. W końcu, gdy Abigail już się opanowała, rzekł:
-No dobrze. Ale masz trzymać się mnie i robić to, co ci każę. Bez wyjątku. Zrozumiano?-. Abi ochoczo pokiwała głową. Oczywiście, że nie miała zamiaru zawsze słuchać rozkazów męża. Ale dobrze było się z nim zgodzić. Była niesłychanie szczęśliwa. Wreszcie będzie mogła zawalczyć o swoją wolność i godne życie!
CZYTASZ
Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.
FanfictionAbigail Atkins to dziewczyna pochodząca ze sławnego rodu czystej krwi, który od zawsze trafiał do Slytherinu. Zachowuje się jednak w inny sposób niż większość mieszkańców tego domu: nie żywi nienawiści wobec Gryfonów. Ba, nawet im pomaga! Jest równi...