18 grudnia, 1945 rok.
Tom Riddle stanął wraz z Blackami przed Komnatą Tajemnic. Postanowił, że będzie tu przez chwilę, by opowiedzieć im, co się działo przez ten czas, gdy nie mieli kontaktu.
Jego opowieść była całkiem długa. Nie ominął nawet informacji o poronieniu Abigail, jego półkrwi i o tym, że ostatnio często pisze jakiś dziennik o obecnej sytuacji. Blackowie też co nieco mu powiedzieli. Okazało się, że czystokrwiści kłócą się nawet między sobą. Siostra Abigail, Belinda, wzięła nawet rozwód z Williamem Lestrangem. Sytuacja osiągnęła już apogeum. Blackowie w końcu zrozumieli, że nie warto dyskryminować mugolaków. Oni, tacy zapaleni działacze. W chwili, gdy Tom ich spotkał, właśnie uciekali z Hogwartu, w którym oboje uczyli w nieco naciągany i stronniczy sposób Zaklęć. Uważali, że za kilka dni wybuchnie wojna w "Czystokrwistych", jak i z innymi czarodziejami, która rozegra się na terenach Hogwartu, ponieważ sami rodzice uczniów byli mocno zdenerwowani i zestresowani obecną sytuacją w szkolnictwie, jak i w codziennym życiu. Toma nie zdziwiły te informacje. Domyślał się takiego obrotu spraw. Zaprosił Blacków do siebie, po tym, jak razem zniszczą horkruksy. No i oczywiście, będą na ich ślubie.
-Słuchajcie- zaczął, gdy już się ze sobą nagadali. -Zostańcie tu. Jeśli wejdziecie, bazyliszek może was zabić. -Rozkazał, a oni posłusznie pokiwali głowami. Tom, z mocno bijącym sercem, wszedł do Komnaty Tajemnic. Od razu zasyczał coś w języku węży. Był poza śmiertelnym działaniem potwora, który przypełzł i posłusznie czekał na to, co powie jego pan. Tom wziął głęboki oddech i starał się wyglądać na pewnego siebie, choć wcale się tak nie czuł.
Położył przed nim na śliskiej posadzce horkruksy: medalion Salazara Slytherina, jego dziennik oraz pierścień rodowy. Dziwnie się czuł ze świadomością, że zaraz zostaną zniszczone dzieła jego własnych rąk, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że te "ręce" były wtedy bardzo nikczemne i zapatrzone w siebie. Odrętwiały, wydusił siebie w języku węży, aby bazyliszek zniszczył te przedmioty.
I oto niegdyś pewny siebie, Tom Riddle, teraz patrzył, jak paskudny gad, słuchający się tylko jego, niszczy rzeczy, które w przeszłości stanowiły dla niego sens życia.
Stał spięty i nie wiedział, co ma uczynić. Po kilkunastu minutach, wyrwał się z tego paraliżu i pobiegł do Oriona i Walburgi. Przyjaciele, na jego widok, wstali z podłogi i przyglądali mu się uważnie.
-Już po wszystkim?- Spytała Walby. Tom nerwowo pokiwał głową. Blackowie otoczyli go ramieniem.
-To było straszne, ale cieszę się. Teraz jestem uczciwy wobec Abi. Ale ani słowa jej, dobrze?- Rzekł Tom, na co jego znajomi ze szkolnej ławki z rozbawieniem pokiwali głowami.
-Teraz należy wydostać się z Hogwartu- przypomniał Orion.
-Tak- rzekł Riddle.
-Znam miejsce, z którego można się deportować- przypomniała sobie Walburga.
-Przecież w Hogwarcie nie można się deportować...- zdziwił się Tom.
-To było za twoich czasów. Teraz jest zupełnie inaczej- powiedział smutno Orion.
Wszyscy wyszli z tunelu, prowadzącego do Komnaty i Walby zaczęła ich prowadzić do swojego gabinetu. Przestraszyli się, bo po drodze spotkali Williama Lestrenga, ale zdążyli go spetryfikować, zanim zdążył chociażby mrugnąć. Znaleźli się w gabinecie Walburgi, który utrzymany był w czerwonym kolorze, jej ulubionym.
-Dokąd mamy dotrzeć?- Spytała kobieta.
-Do lasu obok rezydencji Toma Riddla w południowo-wschodniej Anglii, dokładnie w Dover- odpowiedział Riddle. Walburga pokiwała głową. Złapała za ręce chłopaków.
-Dover, las obok posiadłości Toma Riddla!- Krzyknęła i wszyscy poczuli szarpnięcie w okolicach brzucha. Udało się.
*********************
Zdajecie sobie sprawę z tego, że dobijamy do setki i już koniec? ;(
CZYTASZ
Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.
FanfictionAbigail Atkins to dziewczyna pochodząca ze sławnego rodu czystej krwi, który od zawsze trafiał do Slytherinu. Zachowuje się jednak w inny sposób niż większość mieszkańców tego domu: nie żywi nienawiści wobec Gryfonów. Ba, nawet im pomaga! Jest równi...