23 czerwca, niedziela, 1945 rok
Rok szkolny w Hogwarcie właśnie dobiegał końca. Tego dnia, uczniowie o godzinie 10 mieli stawić się spakowani w Wielkiej Sali, by wrócić świstoklikiem do domu. Dyrektor Dippet wybrał taką opcję, ponieważ uznał ją za najbezpieczniejszą. Abi zwlekła się z łóżka około 8.55. Nie była zbyt wyspana, ponieważ do późnej nocy pakowała swój kufer, wkładając tam ubrania i książki. Odczuwała smutek, że opuszcza Hogwart raz na zawsze. Abigail była bardzo zamyślona, bo wspominała wszystkie chwile spędzone w tej szkole, które teraz wydawały jej się tak miłe, w porównaniu do czyhającej przed nią niejasną przyszłością. Martwiła się o Jo, pracę, związek z Tomem... Choć o to ostatnie coraz mniej, ponieważ Abi była przekonana o sile wiążącego ich uczucia. Uśmiech tego chłopaka po prostu zwalał ją z nóg i sprawiał, że zapominała o całym magicznym i niemagicznym świecie. "Przynajmniej wojna się skończyła"- pomyślała Abi, idąc już z Walburgą i Jo do Wielkiej Sali oraz taszcząc ze sobą kufry. Atkins miała spotkać tam Toma. Gdy weszła do pomieszczenia, było już tu sporo ludzi, ale dało się znaleźć jakieś miejsce. A dokładniej przy Riddlu. Chłopak na jej widok wstał, podszedł do dziewczyny i pocałował przelotnie w usta, chwytając od niej kufry i klatkę z Lucy (Lucy to jej szczur). Położył je obok swoich i usiadł razem z dziewczyną przy stole Slytherinu. Uśmiechnął się w jej stronę i wziął jej dłoń w swoją.
-Abi, nie martw się... To się nie skończy wraz z opuszczeniem Hogwartu...- Zapewnił ją chłopak. Wspomniałam już, że widok tak czułego Toma i jego dziewczyny budził niemałe zainteresowanie? Abigail aż czuła na swoich plecach spojrzenia tych wszystkich, ale przy chłopaku nic jej nie groziło. Posłała w jego stronę szczery uśmiech.
Po jej prawej stronie siedziała Joan, a Walburga i Orion naprzeciwko, również snujący miłosne plany po szkole. Jo musiała pewnie bardzo głupio się czuć w otoczeniu gruchających ze sobą gołąbeczków... Po kilku minutach, cała Wielka Sala była pełna uczniów i profesor Dippet miał snuć swoje przemówienie na koniec roku szkolnego. Stanął na środku i rozłożył ręce.
-Drodzy uczniowie! Ja oraz inni nauczyciele żegnamy się z wami, na zawsze- tu spojrzał się na siódmoklasistów- Lub na dwa miesiące. Ten rok szkolny był dla nas bardzo owocny, ale także i niebezpieczny. Mam nadzieję, że miło zapamiętaliście ten czas i będziecie go wspominać przez całe życie. Kto wie, może się jeszcze tu spotkamy, ale w okolicznościach, gdy wy będziecie chcieli tu pracować?- Zaśmiał się Dippet. Abi aż zrobiło się smutno, że opuszcza to miejsce. Tu przecież przeżyła tyle wspaniałych chwil... To jest jej dom. Ale akceptowała to, że musiała zająć się przede wszystkim Jo, która ma tylko ją. Ewentualnie Belindę, której Abigail nie znosiła. Z niewiadomych przyczyn. To zresztą było nieco dziwne. Toma to interesowało dość, ale widząc reakcję Abi, nie dopytywał o szczegóły.
Po swoim monologu, którego zresztą większość siódmoklasistów nie słuchała, przejęta rozmyśleniami o własnej przyszłości, profesor Dippet zaprosił uczniów na pożegnalną ucztę. Machnął różdżką i na stołach pojawiły się półmiski pełne pyszności. Abigail wzięła dla siebie szklankę z herbatą, posłodziła ją i dodała cytryny. Miała ściśnięty żołądek i nie miała ochoty nic jeść, więc skusiła się chociaż na to. Uśmiechnęła się lekko machinalnie, ale szczerze w stronę Toma i rzekła:
-Musisz do mnie pisać. Mam nadzieję, że twoja sowa szybko lata- zaśmiała się dość smutno. Riddle chyba wyczuł tę nutę w jej głosie, i chcąc udowodnić swe uczucia, wziął jej twarz w dłonie.
-Abi, nie obawiaj się tak. Nigdy bym o tobie nie zapomniał- rzekł i złożył na jej ustach pocałunek. Abi lekko się rozchmurzyła i pogłaskała swojego szczurka, Lucy, wystającą jej spod rękawa mundurka. O godzinie 10.30 mieli świstoklik do swojego miejsca zamieszkania. Abi bardzo nie lubiła tego rodzaju transportu, ale musiała przyznać, że było to wielce przemyślane i bezpieczne. Miała tylko nadzieję, że rozłąka z Tomem nie potrwa zbyt długo.
Minęło już trochę czasu i uczniowie powinni już się szykować do użycia świstoklika. Abi pilnowała, czy Jo na pewno dobrze chwyta przedmiot, za pomocą którego miały dotrzeć do Doliny Godryka. Wszak Abigail wykazywała się troskliwością. Ostatni raz spojrzała i pocałowała swojego ukochanego chłopaka. Z żalem popatrzyła na Wielką Salę i na nauczycieli, do których czasem miała tyle urazy... W tej chwili zwykłe szkolne troski wydały jej się niezwykłym błogosławieństwem. Kilka minut przed teleportacją, czarodziejom w Hogwarcie dane było usłyszeć dudnienie mocno otwieranych drzwi.
To organizacje tak zwanej "Czystej krwi" przedarły się przez zaklęcia broniące szkoły. Abigail pomyślała, że zemdleje, widząc wśród tych ludzi Belindę, swoją starszą siostrę. Uczniowie Hogwartu wydali się przerażeni. Nastąpił chaos, gdy czysto krwiści zaczęli rzucać zaklęciami na wszystkie strony. Przestraszona Abigail kazała swojej siostrze szybko chwycić za świstoklik i dziewczyna się teleportowała. Tamci czarodzieje podeszli do nauczycieli i zaczęli toczyć z nimi pojedynek na zaklęcia. Abi w tym popłochu dostrzegła Toma, który migiem złapał ją za rękę i oboje wybiegli z Wielkiej Sali.
*****************************
Ygh, kiedy feeeriee ;(
Jak będę miała naprawiony telefon, to chyba założę Instagrama na tę książkę xD. Miłego dnia lub nocy, w zależności kiedy to czytacie. I śpijcie długo, sen bardzo ważny jest, mówię serio. Czy są na wattpadzie jacyś faceci? Tak z ciekawości xD
CZYTASZ
Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.
FanficAbigail Atkins to dziewczyna pochodząca ze sławnego rodu czystej krwi, który od zawsze trafiał do Slytherinu. Zachowuje się jednak w inny sposób niż większość mieszkańców tego domu: nie żywi nienawiści wobec Gryfonów. Ba, nawet im pomaga! Jest równi...