81

1.2K 66 6
                                    

18 października 1945 roku, wtorek.

Abigail Atkins leciała aktualnie samolotem z wyglądem swojej kucharki Mary. Czuła się podniecona myślą, że niedługo jej ślub, a przedtem jeszcze kupno sukni. W tym krótkim czasie od wyjścia z domu, zdążyła już poczuć tęsknotę za ukochanym. Zauważyliście? O rezydencji Toma Riddla w południowej Anglii mówiła "mój dom". Wreszcie poczuła się w nim, jakby było to jej miejsce na Ziemi. Pomyślała o swoim nienarodzonym Dziecku. Jakże przeżywała tę bolesną stratę! Jednak zrozumiała, że być może tak miało być, i że to Dziecko będzie dla niej czymś w rodzaju osobistego Anioła Stróża.

Zbliżało się lądowanie. Myśl, że za kilka godzin ujrzy swoją siostrę, po tylu miesiącach rozłąki, napawała ją ogromną radością. Przeżyła jakoś manewry pilota samolotu i ujrzała swoją rodzinę.

Cynthia Anderson nie zmieniła się na twarzy, może troszkę złagodziły się jej rysy. Ciocia i wujek za to wydawali jej się starsi, ale nadal przepełnieni miłością. A jej siostra...

Jej włosy były jakoś dziwnie zaczesane do tyłu, a na wysokości karku miała zrobionego jakiegoś zawijanego koka. Wyglądało to bardzo modnie i szykownie. Miała również delikatny makijaż. Dziewczynka urosła i nabrała kobiecych kształtów. Abi rzuciła się, by ją uściskać i przypomniała sobie, że nadal ma wygląd dojrzałej kobiety.

-Och, przepraszam cię, Jo. To ja, Abi!- Przedstawiła się. Siostra wtuliła się w nią, jednak z pewnym wyczuwalnym dystansem.

"A no tak"- pomyślała Atkins. "Joan zaczęła pewien etap w życiu, czyli to piekło, inaczej mówiąc- dorastanie"- zaśmiała się w pewien smutny sposób narzeczona Toma.

Abigail podeszła, by przytulić się ze swoją rodziną. Wyczuła od nich rodzinne ciepło i troskę. Jej ciotka ją wycałowała i powiedziała, wewnętrznie nic się nie zmieniła.  Wujek dodał, że powinna dużo jeść, bo to zdrowo, a Cynthia nawet uśmiechnęła się do niej przyjemnie. Abi poczuła się, jakby prawie należała do ich rodziny.

Weszła do ich samochodu i pojechali do domu Andersonów. Był on duży, urządzony w odpowiednim dla lat czterdziestych stylu. Wnętrze przedstawiało się naprawdę przytulnie. W tym czasie Abi zdążyła odzyskać swój dawny wygląd oraz przebrała się w swoje ubrania. Zjadła przepyszny obiad w iście amerykańskim stylu, tak, że nawet zatęskniła za tą nudną angielską herbatką. Po czasie odpoczynku, pojechali na ślubne zakupy!

******************************************

Tego samego dnia, o godzinie 12, Tom Riddle był już po wydobyciu medalionu Salazara Slytherina z jaskini niedaleko jego dawnego sierocińca. Było to dość trudne, ale umknął wszelkim zasadzkom. Jednak teraz, miał zrobić to najgorsze, czyli dostać się do Hogwartu. "Przynajmniej nie będę już oszukiwał Abi"- pocieszał się w myślach Tom, próbując dodać sobie otuchy.

W jednej chwili, mając ze sobą wszystkie horkruksy, deportował się do Hogsmeade. W tym samym momencie, zawyły syreny, które, jak myślał Tom, chyba wydały jego obecność. Czym prędzej pobiegł do Miodowego Królestwa, gdzie była jakaś sprzedawczyni. Zamknął za sobą drzwi i zaczarował ją zaklęciem Imperiusa. Być może było to z jego strony nieco brutalne, w końcu była Bogu ducha winna, ale w porównaniu do tego, że Riddle wcześniej zabił Martę Warren, było to naprawdę łagodne potraktowanie człowieka. Tom znalazł się w ciemnym tunelu. Powietrze w nim było bardzo wilgotne. By móc cokolwiek widzieć, Tom zapalił światełko na końcówce różdżki. Od razu stało się lepiej.

Po około piętnastu minutach (Tom nie wie, ile minęło od jego wejścia do tunelu, kompletnie stracił poczucie czasu) był już w Hogwarcie. Znalazł się za posągiem jednookiej czarownicy. Uff, trafił na przerwę, ale nadal istniało ryzyko, że kogoś spotka. Pomknął więc korytarzem do pustej łazienki, gdzie jeszcze kilka lat temu przebywał, chcąc dostać się do Komnaty Tajemnic.

Cicho sunąc po korytarzu, dostrzegł jakieś dwie postaci. Serce mu zamarło, a nogi stały się jak z waty.

Umrze, to pewne. Nie zobaczy już Abigail. Ci czarodzieje go zabiją.


Dwie postaci zbliżyły się do młodego Riddla. Tom rozpoznał w nich kogoś sobie znajomego.

-Tom! Co ty tu robisz?!- Syknęli jednocześnie Walburga i Orion Blackowie. Tom rozradował się na ich widok. Oni raczej mu nic nie zrobią...

-Posłuchajcie! Idę do Komnaty Tajemnic, zniszczyć moje horkruksy. Za kilka dni biorę ślub z Abigail Atkins. Błagam, pomóżcie mi! Jak dobrze, że was spotkałem!- Tom pozwolił sobie w tej strasznej sytuacji na objęcie dawnych przyjaciół, którzy byli tak wzruszeni, że mieli łzy w oczach. Chcieli o coś pytać, ale Tom im przerwał.

-Wszystko wam powiem później. Chodźcie!- Ponaglił ich i wszyscy zaczęli biec w stronę Komnaty.

******************

Miłej majówki!

Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz