72

1.6K 98 3
                                    

12 października, poniedziałek 1945 rok

******************************Tom***********************

Obudziłem się cały zlany potem. Śnił mi się koszmar o tym, że tracę  Abi na zawsze. Wstałem, ponieważ potem nie potrafiłem być znowu zmorzony snem. Zerknąłem na zegarek w moim pokoju, który wskazywał na godzinę 6.00 rano. Westchnąłem. Starałem się odpędzić od siebie te koszmarne obrazy sprzed oczu. Mimo tego wszystkiego, byłem raczej w dobrym nastroju, ponieważ wiedziałem, co mam uczynić. Zrozumiałem, że miłość, czyli Abi jest dla mnie najważniejsza i że w moim przypadku, który jest beznadziejnie mocno zakochany w niej, nie da się żyć bez tej osóbki. Lekko uśmiechnąłem się na jej wspomnienie. W przeciągu kilkudziesięciu sekund ubrałem się i postanowiłem udać się na spacer po mojej posiadłości. Wiedziałem, że chcę być z Abigail Atkins, ale musiałem przemyśleć jeszcze parę istotnych kwestii.

**************************Abigail********************

Było już dobrze po siódmej. Bardzo dobrze mi się spało, bo czułam się uspokojona przemianą Toma. A propos niego. Szukałam go wszędzie! Mary, czyli gosposia Toma, również go nie widziała od rana. To dziwne. Postanowiłam, że może wyjdę na zewnątrz i tam go poszukam. Nabyłam, a raczej Tom skądś wynalazł dla mnie, piękny, ciemnożółty jesienny płaszcz, który wyglądał bardzo elegancko i jednocześnie tak ślicznie...! No ale do rzeczy. Wyszłam z gmachu posiadłości i od razu skierowałam się w stronę drzewnej alejki, w której kiedyś się spotkaliśmy. Nie dostrzegłam jednak z daleka jego postaci. Poszłam dalej. Wtedy go ujrzałam. Stał za drzewem, dlatego go nie widziałam, logicznie. Stał do mnie plecami, więc nie mógł mnie zauważyć. Zbliżyłam się jeszcze mocniej.

-Tom...?- Powiedziałam cicho. Chłopak, a raczej mężczyzna, szybko się obrócił, zupełnie jakby  przestraszył się mojego głosu.

-Wybacz, przestraszyłam cię...- zasmuciłam się lekko, a Tom zaczął kręcić przecząco głową.

-Nie, nie przepraszaj. Po prostu się tutaj  zamyśliłem. Pewnie mnie szukaliście. Przepraszam- rzekł. Nie miałam serca, by po takich słowach krzyczeć na niego, że prawie wpadłam w panikę przez jego nieobecność. Jego ton głosu był jakiś bardzo strapiony, co od razu zauważyłam.

-Co się stało?- Spytałam od razu. Tom popatrzył się na mnie dziwnie.

-No przecież widzę. Mów, szybko- nalegałam.

-Nic się nie stało. Tak zwyczajnie zastanawiam się o naszej przyszłości. -Oznajmił. Pokiwałam głową. Na myśl o tym, paraliżował mnie strach. Nie chciałam, aby moje uczucie do Toma zostało w jakiś sposób zdeptane, ale również dręczyła mnie myśl o tym, jak dalej potoczy się wojna czarodziejów. Tak mi źle z tą świadomością, że być może w tej sekundzie ktoś ginie, tylko dlatego, że jest tolerancyjny. Myślałam, że czarodzieje są zbyt mądrzy na rozpętanie walk z takiego powodu. No cóż, widocznie się pomyliłam. I to bardzo. Chyba zbyt zaufałam domniemanej mądrości brytyjskich czarodziejów.

-Dobrze. Ale póki co, mam pytanie- rzekłam. Tom spojrzał się w moją stronę, co uznałam, za przyjęcie tej informacji.

-Chciałabym się ujawnić. Z mojej analizy wynika, że nie poniósłbyś żadnych konsekwencji tego, bo nie chcę cię obarczać zbyt mną, o ile to jeszcze możliwe. Ja... Chcę po prostu walczyć za wolność ludzi magicznych i niemagicznych. To moja taka duchowa potrzeba- wytłumaczyłam, pewnie dość dziwnie, jak to ja, bo Tom dziwnie mi się przyglądał. Ale chyba nie zaskoczyła go treść mojej wypowiedzi. Poczułam, jak powiew wiatru smaga moją twarz, a włosy falują we wszystkie strony. Zaśmiałam się, bo wyobraziłam sobie, jak muszę w tej chwili wyglądać. Prawie wicher porwał mi mój fioletowy szalik, ale zdążyłam go chwycić w locie. Chwilę zanosiłam się śmiechem, gdy poczułam na swoich ustach wargi Toma, które przyjemnie mnie muskały i chciały mnie coraz więcej. Objęłam jego plecy i mocno się do niego przytuliłam. Ale to romantyczne. Zawsze marzyłam o podobnym zdarzeniu. Po kilku długich i namiętnych minutach oderwaliśmy się od siebie. Popatrzyłam w piękne, szare oczy Riddla, które tym razem nie wydały mi się stalowo zimne.

-Abi... Właśnie dlatego nie mogę ci pozwolić na walkę. Jesteś moją ukochaną dziewczyną, kobietą. Nie pozwolę, aby ktoś mógł cię skrzywdzić- powiedział. Przestałam go tulić i tupnęłam nogą.

-Po prostu chcesz mnie tylko dla siebie! Nie myślisz o tym, że moim życiowym powołaniem jest walka o równość między mugolakami a czarodziejami czystej krwi!- Krzyknęłam bardzo zdenerwowana jego egoistyczną postawą. A ten przebrzydły egoista, jakby z czegoś chichotał.

-Abi, kochanie, przecież wiesz, że w pojedynkach nie jesteś zbyt dobra. I do tej pory myślałem, że twoim życiowym powołaniem jest ważenie eliksirów, a nie walka. -Powiedział. Zmarszczyłam  brwi. Egoistyczny, szowinistyczny dupek! Obróciłam się i raźnym krokiem pomaszerowałam w stronę domu. Domu Riddla, rzecz jasna.

*************************

Zapraszam Was na moją drugą opowieść. Dotyczy kompletnie innego tematu, ale być może spodoba się Wam. :*

Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz