Czwartek, śniadanie w Wielkiej Sali
Wszyscy uczniowie stawili się o godzinie 7.45 na śniadaniu. Czwórka znajomych ze Slytherinu, jak zwykle usiadła obok siebie.(Choć {Abi} niektórzy rozważali zmianę miejsca: siedzenie przy Riddlu wiązało się ze spotykaniem jego przydupasów).
-Tom, z kim idziesz na jutrzejszy bal? Ja już nie mogę się doczekać!- powiedziała żywo Walburga, dolewając sobie kawy zbożowej.
Abi nerwowo uniosła głowę z nad książki o życiu Ludvika van Beethovena i spojrzała się ukradkowo na Toma. Szepnęła do niego bezgłośnie "Nie mów..." i modliła się, aby zrozumiał o co jej chodzi. Walburga spojrzała na nią ze zdziwieniem, a Abi zaczęła nienaturalnie kaszleć, co brzmiało jak histeryczny śmiech.-Z Abigail.-Powiedział Tom, który w duchu śmiał się z reakcji dziewczyny i specjalnie to powiedział. Atkins przeklnęła głośno.
-Jaką Abigail?- powiedziała Black, w jednej chwili tracąc uśmiech z twarzy. Jej oczy przypominały teraz rozmiarem galeony.-Abigail Atkins, Slytherin, piąty rok nauki. Najlepsza z eliksirów i dużej większości innych przedmiotów w Hogwarcie- powiedział, uśmiechając się zimno do Abi, która miała ochotę go roz-szar-pać. Swoją drogą naprawdę myślała, że wyjdzie z siebie.
-Czemu mi tego nie powiedziałaś?!- powiedziała z oburzeniem brunetka do swojej przyjaciółki. Abi myślała chwilę, co powiedzieć, aż w końcu rzekła, zatapiając swoje mordercze spojrzenie w Riddlu.-Nie było okazji- wycedziła przez zęby. Walburga i tak nie przestała się na nią boczyć. "SUPER! Dzięki, Tom"- pomyślała. Zelżyła trochę ucisk swojej ręki na szklance, bo nie zauważyła, że tak mocno ją ściska. Do Wielkiej Sali wleciała sowa.
-Abi? Czy to nie jest Ernest?- zawołała do niej młodsza siostra, Joan, siedząca parę kroków dalej.
-Jest... Ale co ona ma?- zastanowiła się blondynka.
-Ostatnio pisałaś list do rodziców- przypomniała jej Black, nadal z nadąsaną miną, ale już nie potrafiła się na nią gniewać. Z wiadomych przyczyn nie chciała tego pokazać po sobie.
-Och, no tak, dziękuję...- powiedziała.Sowa podleciała wprost do rąk Atkins. Blondynka pogłaskała ją po piórach "Dobra sówka..." i wyciągnęła list. Miała nietęgą minę. Przy nim była jakaś paczuszka.
-To wyjec- oznajmiła Walburga, kątem oka podglądając jej pocztę.
-Co zmalowałaś?- spytała się jej młodsza siostra. Abi miała wyraźny znak zastanowienia na twarzy.-Nic... Ostatniego wyjca dostałam w drugiej klasie...I wtedy rzuciłam na Cynthię Anderson zaklęcie rozśmieszające, bo się mnie czepiała...- powiedziała.
-Otwórz. Nawet gdybyś zdążyła wyjść z sali, to i tak będzie głośno- oznajmił Orion, tonem znawcy. Abi wzięła głęboki oddech. Otworzyła kopertę.
-ABIGAIL ANN AKTKINS!- ryknął wyjec, a dziewczyna rozpoznała w nim głos matki.
-JESTEŚMY NIESAMOWICIE DUMNI! NAWET TWÓJ OJCIEC MIAŁBY PROBLEM Z WYCZAROWANIEM PATRONUSA!!!
-OCZYWIŚCIE, ŻE KUPIMY CI TE SKŁADNIKI! JAK MOGLIŚMY WCZEŚNIEJ CI TEGO NIE KUPIĆ!- powiedział ojciec.
-DZIADKOWIE PŁACZĄ Z DUMY!- dodała matka.
-Nie dość, że nasza Abi gra w quidditcha, na pianinie, ukulele i fleciku, to jeszcze jest taką zdolną uczennicą...- szlochali w tle dziadkowie. Abi przez to całe przedstawienie czuła się bardzo dziwnie.
-W TEJ PACZCE SĄ SKŁADNIKI O KTÓRE PROSIŁAŚ!- powiedział ojciec.
-TYLKO UWAŻAJ NA SIEBIE!- dodała matka i wyjec rozpadł się na drobne kawałki.
CZYTASZ
Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.
FanficAbigail Atkins to dziewczyna pochodząca ze sławnego rodu czystej krwi, który od zawsze trafiał do Slytherinu. Zachowuje się jednak w inny sposób niż większość mieszkańców tego domu: nie żywi nienawiści wobec Gryfonów. Ba, nawet im pomaga! Jest równi...