Rozdział XXXVII

2K 135 11
                                    

Tom

Ta wariatka Abigail sobie coś ubzdurała. Siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym i narzeczeni Blackowie czekali na odpowiedź wariatki. Ona mocno zacisnęła ręce i widać było kompletny niepokój i panikę w jej oczach. Pod wpływem niekontrolowanej magii, zniszczyła szklankę. Orion ponaglił ją.

-No...? Mów!- Powiedział. Spojrzałem się na Atkins. Jej zielone oczy jakby panicznie szukały pomocy w tym pomieszczeniu, gdzie i tak nie było dla niej ratunku. Włosy były jakoś dziwnie ułożone. Chyba rozpuszczone. Rzadko tak je nosi, ale jej ładnie tak. Po minucie usłyszeliśmy przestraszony głos dziewczyny. Zaczęła mało odważnie.

-Bo.... Ja.....Yyy....Ja...-Jej oczy dziwnie skrzyły się, a palce mocno zaciskały na kolanach.

-Wiem, kto zabił moich rodziców.- Powiedziała szybko na jednym oddechu i równie
szybko spuściła wzrok na kolana, zaciskając pięści. Co? To po prostu niemożliwe. Nie mogłem pogodzić się z tą myślą, że ona wie. Byłem dziwnie przekonany, że z tym morderstwem miała związek Bella i William. Wiedziałem, że nienawidzi swoich rodziców, którzy nigdy nie poświęcali jej uwagi. Z rozmyślań oderwał mnie głos Walburgi:

-Skąd? I kto ich zabił?!- Krzyknęła. Abigail popatrzyła się na nią dość dziwnie, jakby walczyła ze sobą w środku. Po chwili, w której Black piorunowała ją stanowczym spojrzeniem, Abi odezwała się.

-Nie mogę powiedzieć... I tak mi nie uwierzysz... Ale zabiję ją!- Krzyknęła i poderwała się z kanapy. Była wściekła. Muszę przyznać, że nawet mnie interesowało to, kogo podejrzewa. Może w końcu gdy dostrzeże jak kończą zdrajcy krwi, przyłączy się do mnie. Jak na razie Walburga mogła tylko bezradnie błagać spojrzeniem Abi, by jej to jednak wyjawiła, ale wiedzieliśmy, że jak Atkins się uprze, to już nic jej nie powstrzyma.

*************

14 grudnia, czwartek. 1944 rok. Godzina 1 w nocy.

Od tych wydarzeń minął miesiąc. Abi chodzi wściekła jak osa. Nawet Markusowi nie wyjawiła osoby, którą podejrzewa o morderstwo rodziców. Tego dnia miała znowu dyżur z Tomem. Nie chciała z nim przebywać, dlatego umówiła się z Markusem, że Anne-Marie Hopkins pójdzie na piętro, gdzie był Riddle, a ona sama spotka się z ukochanym.

Abigail przyszła na korytarz, gdzie miała dyżurować z Markusem. Zobaczyła, że go nie ma. "Pewnie znowu zaspał"- pomyślała z lekkim uśmiechem. Stanęła gdzieś na środku korytarza i oparła się plecami o ścianę. Westchnęła głośno, i popatrzyła się rozmarzona w widok za oknem na Zakazany Las. Niedługo święta. Znowu powróciła do swojej dawnej formy z ocenami. Niedawno mieli szkolenia na teleportację. Zdała je bez problemów. Atkins zaczęła poważnie zastanawiać się nad swoją przyszłością. Lubi przecież eliksiry, transmutację, historię magii... Myśli o karierze magomedyka. W tym zawodzie przecież robiłaby to, co lubi najbardziej. Pomagałaby ludziom i pracowałaby z eliksirami. Czego chcieć więcej?

Abi dostrzegła idącego w jej kierunku Markusa. Dziewczyna nabrała lekkiego rumieńca na twarzy i uśmiechnęła się do narzeczonego. Chłopak przybiegł do niej ze swoimi brązowymi włosami ułożonymi w artystyczny nieład i porwał ją w swoje ramiona. Złożył na jej ustach pocałunek, a potem narzeczeni uśmiechnęli się do siebie.

-Przepraszam za spóźnienie- wydyszał chłopak. Abi uśmiechnęła się lekko do niego, spoglądając swoimi mocno zielonymi oczyma.
-Musisz mi to jakoś wynagrodzić...- powiedziała figlarnie, na co chłopak od razu połączył ich usta w namiętnym pocałunku. Te 3 godziny dyżuru miną im chyba całkiem nieźle...

**********

Tom był wściekły. Spędzał czas z Anne-Marie Hopkins podczas dyżuru. Nie potrzebował wiele czasu, by zorientować się, że Abigail go wystawiła. Cały dyżur spędził na zaciskaniu zębów i pięści, i słuchaniu gadania tej pokręconej Anne-Marie. Bardzo chciała mu się przypodobać, ale tak jakoś... Była zbyt ekscentryczna i po prostu mało inteligentna. Po 3 godzinach, gdy dyżur się skończył, wściekły Tom poszedł swoim nietoperzastym krokiem w stronę wieży Slytherinu. Szybko zostawił Anne-Marie w tyle i wreszcie mógł sam pobyć ze sobą.

Myślał, że go rozniesie. Jak ona mogła?! Głupia zdrajczyni czystej krwi! Jego nie można tak traktować! Co ona sobie myśli?! Że może romansować sobie i wystawiać go do towarzystwa jakiejś głupiej Gryfonki?!

Tom oparł się plecami o ścianę. Spod zmarszczonych brwi wypatrywał swoimi zimnymi oczyma Atkins. Po kilkunastu minutach dostrzegł flirtującą ze sobą, rozchichotaną parę. Oni nie zauważyli Riddla. Gdy byli już bliżej, Tom z łatwością wyłowił ich słowa.

-Och, jak dobrze, że cię mam... Ciekawe, co powie...- Chichot. Abi po tych słowach, rozchichotana obdarzyła Markusa pocałunkiem. Ten położył rękę na jej policzku i ten buziak szybko przerodziłby się w namiętny, gdyby nie Tom. Zakochani usłyszeli zirytowane chrząkanie i odskoczyli od siebie jak poparzeni. Markus miał przy ustach ślady po różowej szmince Abi, a dziewczyna miała wypieki na twarzy. Spojrzała się dziwnie na Toma.
-Och, jak miło panią widzieć, panno Atkins. Jaka szkoda, że opuściła mnie i pozostawiła pani na TRZY BITE GODZINY Z TĄ GŁUPIĄ HOPKINS!- Wysyczał przez zęby, wysyłając ze swoich oczu pioruny. Abi nie zareagowała na jego słowa, tylko szepnęła do Markusa. On pokiwał głową, skinął do Toma, pocałował ją w policzek i poszedł w stronę Wieży Gryffindoru.

Abi zwróciła się  do Riddla, który właśnie odprowadzał wzrokiem przyszłego męża dziewczyny. Gdy Markus zniknął za zakrętem, Tom nareszcie spojrzał się na Ślizgonkę.
-Powiedz mi, jak mogłaś mi to zrobić? Czemu nie uprzedziłaś mnie o tym, że spędzasz dyżur w innym towarzystwie?!- Warknął i boleśnie złapał Abi za ramię. Pociągnął ją w stronę Pokoju Wspólnego. Gdy stanął przed obrazem, wydyszał:
-Klub Ślimaka-. Obraz odsunął się. Tom spojrzał się wściekły na dziewczynę i popchnął ją w stronę przejścia do dormitorium. Abigail stanęła na środku pokoju. Tom stał naprzeciwko niej i nadal bezlitośnie piorunował ją wzrokiem.

-Co ty sobie myślałaś? Że możesz tak mnie traktować?!- Krzyknął. Gdy skończył, Atkins dostrzegła, że zaciska w pięść lewą rękę i ma mocno zaciśniętą szczękę. Jego brązowe fale były teraz w lekkim nieładzie, co sprawiało, że chłopak wyglądał tak... Inaczej niż zwykle.
-Od kiedy muszę pytać cię o zgodę, kiedy mogę się spotykać z narzeczonym?! Możesz się ogarnąć i po prostu ode mnie odczepić?!- Dziewczyna przejęła kontrofensywę. Tom mocno wciągnął powietrze w płuca. Po chwili, kiedy już doliczył do dziesięciu, powiedział:
-Razem dyżurujemy. Rozumiesz?! To nie czas na twoje amory!- Warknął. Abi dziko się zarumieniła, ze wstydu i ze złości.
-Naprawdę? Myślałam, że jako prefekci możemy się zmieniać. -Odparowała.

Tom gwałtownie zaczerpnął powietrza w płuc i odwrócił się przez prawy bok. Stał do niej plecami, a do dziewczyny powoli dochodziła logika i dziwność tej sytuacji.

Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz