Rozdział XXXV

1.9K 124 4
                                    

Abigail

Znalazłam się na korytarzu przed lochami. Było tam wyjątkowo ciemno, tylko dwie lampy oświetlały to miejsce. Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się pewnym krokiem w stronę Wieży Astronomicznej. Moje kroki lekko stukały na betonowej posadzce. Skręciłam w lewo i prawie wpadłam na profesora Slughorna.
-Och, dzień dobry...- Wyjąkałam. Nauczyciel nagle rozpromienił się.
-Och, tak, dzień dobry, dzień dobry. A raczej teraz dobry wieczór. -Powiedział. Uśmiechnęłam się. Profesor Slughorn mnie lubi. Ciekawe czemu. No dobra, jestem dobra (najlepsza) z tych eliksirów, ale bez przesady. To dziwne być takim pupilkiem.

-Gdzie idziesz? Robi się późno, a wy ostatnie klasy macie mnóstwo pracy- Rzekł, spoglądając na mnie nadal radośnie. Chyba on niczego nie potrafi u mnie podejrzewać. No cóż.
-Zaraz wrócę. Mam pewną sprawę do załatwienia- Wywinęłam się. Spojrzał na mnie lekko zabawnie i kąśliwie, a potem powiedział:
-No dobrze, dobrze. Tak po prostu pytam. Jestem w końcu waszym opiekunem- Wytłumaczył. Uśmiechnęłam się i odeszłam.

Uff, całe szczęście. Nie lubię, kiedy ktoś mnie tak wypytuje o jakieś moje plany. Głupio mi o tym mówić. Znowu szłam. Zobaczyłam schody i weszłam po nich na górę. Po paru minutach w końcu byłam na miejscu. Uderzyło mnie świeże i zimne powietrze. Podeszłam bliżej, do poprzeczki chroniącej przed spadem. Moje buty mocno były słyszalne na drewnianej podłodze. Oparłam ręce na balustradzie i zamyśliłam się. Tak, chcę to zrobić. Wyciągnęłam różdżkę.

Oni wszyscy jakoś sobie poradzą. Nie są tacy słabi jak ja. Zrozumieją. Mam taką nadzieję. Każdy dzień jest dla mnie swoistym piekłem i marzę, by umrzeć, więc czemu mam nie pomóc "szczęściu"? Martwi mnie to, jak zareaguje moja Jo. Może to się wydawać dziwne, ale ją kocham. Wierzę, że to silna dziewczyna. Chcę, aby zrozumieli, że nie potrafię się odnaleźć po ich śmierci... To mnie tak dobiło... Gdybym mogła jakoś zadziałać, albo chociaż czytać Proroka Codziennego i wiedzieć o przewidywanych atakach...

Otarłam wierzchem dłoni łzy z moich policzków. Przełknęłam ślinę. Postanowiłam. Bałam się jak cholera, że będę umierała wiele godzin i że moja rodzina będzie czuła się strasznie... Ale ja tu naprawdę nie mogę wytrzymać!

Wyjęłam z kieszeni różdżkę. Złapałam ją dobrze w dłoń, w końcu używam jej po raz ostatni. Wiem że różdżka nie ma duszy, ale byłam z nią zżyta. 12 cali, włos z ogona jednorożca, niesamowicie wierna, idealna do klątw, słaba do czarnej magii. Była mi wierną towarzyszką. Cieszę się, że mogłam czarować akurat nią. Pamiętam nawet, jak kiedyś Walburga chciała jej użyć, a moja różdżka kompletnie jej nie posłuchała.

Żal mi, że ich zostawiam. Są naprawdę świetni. Jeśli dostanę się do piekła, to mam nadzieję, że za jakiś czas przyjdzie tu Tom. Podokuczam mu trochę.  Ale ja już nie potrafię normalnie żyć. Moje marzenia i cele przestały być ważne. Chyba nikt nie potrafi zrozumieć mojego bólu. I wiem, że nie będzie lepiej. Bo jak?

Wzięłam głęboki oddech. Nie widziałam zbyt dobrze widoku przede mną, ponieważ moje oczy całkowicie zaszły łzami, których nie potrafiłam zahamować. Rzadko płaczę, dlatego od razu skarciłam się w duchu. Starałam się nawet zacząć liczyć od stu w dół, ale nie pomogło. Skierowałam różdżkę na kłąb kurzu na podłodze. Szepnęłam cicho zaklęcie i kurz zmienił się w mały sztylet. Sięgnęłam po niego...

*******

😢😢😢😢😢😢 Smutno

Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz