90

1K 64 2
                                    

Czwartek, 1946 rok, 3 stycznia. Godzina osiemnasta.

Bitwa dobiegła końca. Czarodzieje czuli się zmęczeni. Nie było to zaskakujące: bitwa, nawet oglądając to z boku, wyglądała niesamowicie... ciężko. Jednak trzeba było coś postanowić.

Wygrali.

Czystokrwiści, zamknięci pod wpływem zaklęcia patrzeli z nienawiścią na osoby, które ich zwyciężyły.

Wszyscy ludzie spoglądali na Abigail i Toma Riddlów, jako na czarodziejów, dzięki którym udało im się. A poza tym, uważali ich za świetnych dyktatorów tej bitwy. Abigail popatrzyła kątem oka na męża i przemówiła, tym razem odważnie, choć na ogół taka nie była:

-Wygraliśmy!- Powiedziała głośno. Rozległy się wiwaty. Abi spojrzała się na męża, który lekko się do niej uśmiechnął. Wyglądało na to, że ludzie im zawdzięczali zwycięstwo. Przede wszystkim dzięki wspaniałemu zaklęciu Abigail. Jednak dziewczyna nie do końca potrafiła odnaleźć się w tej sytuacji. Tom z kolei już kiedyś był podziwiany przez tłumy. No ale teraz były one o wiele liczniejsze. Przecież trzeba było ustalić warunki z czystokrwistymi...

Tom zaczął do nich więc przemawiać, zdając sobie sprawę, że będzie to za trudne dla Abi. Tam przecież była również jej rodzona siostra. Czarodziejskie rozmowy ucichły, a czystokrwiści przestali się szamotać w ich twierdzach.

-Dajemy wam szansę. Możecie zaprzestać swojej działalności i dołączyć się do nas. Do czarodziejów tolerancyjnych. Po co nienawidzić? To tylko ludzie tworzą pewne ramy. Żyjmy bez tego, szczęśliwi. Wszyscy są równi. Mugolak nic nie zawinił w tym, że urodził się w takowej rodzinie. A my czarodzieje dajemy im szansę. Ja sam jestem czarodziejem półkrwi. Ukrywałem to długi czas... Ale teraz wiem, że nie warto było. Nienawiść sprawia, że my sami czujemy się jako chorzy. Nie warto nienawidzić- przemówił. Abigail opadła szczęka, mówiąc kolokwialnie, że Tom przyznał się do takiej rzeczy. Pierwszy raz, przed kimś więcej niż ona. Miała powody, by go szczerze za to miłować. Nawet zakręciła jej się łezka w oku.

Czarodzieje nie wiedzieli, co mają uczynić. Cho9ć niektórzy z nich zastanawiali się, nie wiedząc jeszcze o zwycięstwie, jak utworzyć nowy, demokratyczny rząd. W końcu to było bardzo ważne i elementarne dla tej społeczności. Należało wtrącić do Azkabanu czarodziejów, którzy w trakcie wojny zachowywali się niehumanitarnie, mówiąc łagodnie. Zwycięzcy zebrali się w gruzach Hogwartu by uzgodnić, jakie mają być ich działania.

W końcu przegłosowali sprawę i okazało się, że wszyscy, zupełnie wszyscy, chcą ukarać czystokrwistych i wtrącić ich do więzienia. Miało stać się to w trybie natychmiastowym. Należało również uwolnić czarodziejów tych tolerancyjnych, którzy siedzieli zamknięci. No i dementorzy. Trzeba było ich przekonać, by współpracowali z nowym Ministerstwem Magii, które miało wkrótce przecież się utworzyć.

Abigail nie czuła się zbyt szczęśliwie, mimo wiktorii całego jej świata, który kochała. Martwiła się tym, że jej siostra miała tak skończyć. Jednakże zdawała sobie sprawę, że zasługiwała na to swoimi czynami. Tom widział jej smutek, więc starał się być dla niej wsparciem. Często posyłał jej porozumiewawcze uśmiechy, by dodać jej otuchy. Ale, oczywiście, nie było to wystarczające, o czym wiedział Riddle. Miał zamiar z nią o tym porozmawiać, ale w domu. Teraz należało zająć się tymi bardzo ważnymi sprawami.  No i Prorok Codzienny musi zostać przywrócony do dawnego zarysu, z wolnością słowa oraz bez czystokrwistej propagandy!

********************

Matko! Przepraszam za to, że tak długo nie wstawiałam rozdziału! Obiecuję poprawę! To jednak ja: uosobienie chaosu.

Tom Riddle. Miłość, która zmienia ludzi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz