Los Angeles, 15 października 2026
Kyle Rayner siedział przy stoliku w kawiarni, nerwowo zerkając przez okno na ulicę i bawiąc się trzymanym w kieszeni kurtki pierścieniem. Czekał na kogoś. Kogoś ważnego. Ostatnio wydarzyło się w jego życiu coś dziwnego, niesamowitego. Coś w co, aż trudno uwierzyć.
Na telewizorze za ladą z wystawionymi słodkościami wyświetlane były wiadomości. Głos z głośników ledwo dochodził do nastolatka, ale niewyraźne zdjęcie Szmaragdowego Banity i podpis „Heroiczna Śmierć Green Arrowa" mówiły mu wszystko. Od blisko tygodnia ciągle o tym nadawano. Na każdej stacji, w każdej gazecie. Wszyscy, nawet ludzie niepowiązani ze Star City, zdawali się to przeżywać.
Brunet oderwał wzrok od ekranu i spojrzał w kierunku drzwi, gdy usłyszał, że ktoś je otwiera, a stojący za barem kelner wita się z nowo przybyłym, zmęczonym „Dzień dobry". Kyle uśmiechnął się na widok blondyna i uniósł rękę, machając do niego.
Rosline Queen uśmiechnął się do niego ciężko, smutno i z wysiłkiem. Podszedł powoli do jego stolika, niespiesznie wyciągając ręce z kieszeni czerwonej bluzy z żółtą błyskawicą na białym tle na jego piersi.
Los Angeles, 07 marca 2025
- Ładny rysunek.
Kyle zadarł głowę i spojrzał w niebieskie oczy, które iskrzyły się, gdy ich właściciel uśmiechał się do niego radośnie.
- Dzięki. - mruknął, mimowolnie zasłaniając ręką swój szkic przedstawiający Wonder Woman w locie. Drugą ręką wygasił telefon, na którym przeglądał zdjęcia bohaterki z googla. Dla inspiracji.
- Mogę się dosiąść? - zapytał blondyn i nie czekając na odpowiedź, zajął miejsce naprzeciwko Kayle'a. Uniósł rękę, posyłając kelnerce uśmiech pełen bielutkich jak śnieg zębów i gdy podeszła, zamówił dla siebie herbatę oraz ciasto. Sernik dokładniej. Zerknął na opróżniony kubek Raynera – I dolewkę tego samego dla kolegi. Na mój koszt. - sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął czarny portfel. A następnie z samego portfela kartę płatniczą, którą podał kobiecie – O, i dla niego też ciasto!
Gdy odeszła, pochylił się przez stół, patrząc znów na rysunek.
- Myślę, że powinieneś powiększyć jej biust.
- Co?
-Biust. - wyprostował się nieco i pokazał na migi kobiece piersi – Powinny być większe. Spłaszczyłeś ją.
Kyle spojrzał nieprzytomnie na swój rysunek.
- Myślę... Myślę, że jest okej. - mruknął w odpowiedzi. Niezbyt chętny na kontynuowanie rozmowy, chwycił pewniej ołówek i wrócił do poprawiania swojej pracy.
- Mam na imię Ross. - przedstawił się po chwili ciszy, widocznie nie mogąc znieść milczenia.
Westchnął.
- Jestem Kyle.
- Fajnie.
Mimochodem uniósł wzrok i zauważył, że Ross się uśmiecha. Dlaczego właściwie się przysiadł? Było pełno wolnych miejsc. Jego spojrzenie musiało być dość wymowne, ponieważ blondyn znów przemówił.
- Jestem tu przez kilka dni z ojcem. Ma do załatwienia jakieś sprawy w tutejszej fili firmy. Nudziłem się, czekając aż skończy zebranie, więc powiedziałem sekretarce, że jak coś, to idę się przejść i jestem pod telefonem. - oparł się o swoje siedzenie, robiąc przerwę, gdy kelnerka przyniosła im ich zamówienie. Schował kartę do portfela – Szedłem ulicą, kiedy zobaczyłem przez okno ciebie. Pomyślałem, że pewnie jesteśmy w podobnym wieku i obaj spędzamy to popołudnie sami, więc wszedłem się zaprzyjaźnić. - wyszczerzył szeroko zęby.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...