Roy ziewnął, zamykając drzwiczki od swojej szafki i obrócił się w lewo, aby udać się do toalety. Niestety coś, a raczej ktoś stanął mu na drodze. Wszedł na tego kogoś i syknął, cofając się.
-Cholera, jak łazisz...?! Issac?
Przed nim oto stał najlepszy przyjaciel z miną jasno mówiącą, że jest wkurzony i poirytowany. Okularnik złapał kumpla za przód mundurka, pilnując, aby nie uciekł mu.
-Długo zamierzasz mnie jeszcze ignorować?! Od tego twojego porwania rozmawiałeś ze mną tylko kilka razy i do tego przelotnie! Mamy już grudzień, Roy! Chcę ci pomóc! - potrząsnął nim lekko.
Rudzielec znów ziewnął, zasłaniając usta dłonią. Rany... Co ich wszystkich wzięło na pomaganie mu? Doskonale sobie radzi. Poza tym, Issac i tak nie mógł mu pomóc, nie znając prawdy. A zdradzenie mu faktycznych zdarzeń, wiązało się z wytłumaczeniem mu dlaczego Sinestro postanowił go porwać i ze zdjęciem przed nim maski Speedy'ego.
Issac był jego najlepszym przyjacielem, ale Roy nie mógł tego zrobić. To zbyt duże ryzyko.
-Wybacz, Issac. - uśmiechnął się do niego lekko. Szatyn zacisnął mocno wargi, patrząc na niego nieufnie – To... Było istne szaleństwo... Moje ostatnie tygodnie życia. Wiesz, latanie po lekarzach, psychiatrach... Nie miałem zbytnio siły na rozmowy.
James wydawał się być lekko dotknięty tymi słowami, ale pokiwał głową i puścił go.
-Rany, Roy... - westchnął, odsuwając się na krok – Czasami zastanawiam się czy w ogóle żyjesz w tym samym świecie, co ja.
Harper uśmiechnął się smutno. Nie żył. Nie żył w tym samym świecie, co Issac, chociaż bardzo tego pragnął.
-Może wpadłbyś dzisiaj do mnie po szkole? - zaproponował – Zagramy w coś, zjemy pizzę i pomogę ci z chemią.
-Z chemią? - powtórzył zdziwiony.
-Nie udawaj. Widziałem na lekcji jak się męczyłeś z ostatnim tematem. - poklepał go po ramieniu, uśmiechając się ciepło.
-Nie jesteś orłem z chemii, Roy.
-Nie jesteś orłem z chemii, co?
Trzynastoletni Roy Harper uniósł głowę znad swojego zeszytu i spojrzał na chłopca z jego klasy, który opierał się o jeden z regałów z książkami szkolnej biblioteki. Stał na tyle daleko, aby rudzielec wcześniej go nie zauważył i na tyle blisko, aby dostrzec jego bazgroły.
-A co ci do tego? - odparł, zasłaniając ramionami notatki. Drugi chłopczyk na chwilę zawiesił wzrok na zadrapaniach i plamach od atramentu na skórze rozmówcy.
-Mogę ci pomóc. - zaproponował ze wzruszeniem ramion.
-Czemu miałbyś mi niby pomóc?
-Bo ty masz z tym problem, a ja nie, do tego nie chcę jeszcze wracać do domu, bo taty i tak nie będzie do dziewiętnastej, a samemu siedzieć to nuda. - odparł bez zastanowienia – To jak? Pomóc ci? Ty mi też pomogłeś w zeszłym roku. Chciałbym ci się odwdzięczyć!
Roy przez chwilę się zawahał, ale skinął powoli głową na tak. Co prawda, nie pamiętał kiedy niby pomógł temu chłopcu, ale skoro tak stawiał sprawę... Szatynek uśmiechnął się, siadając naprzeciwko niego.
-Jesteś Roy, nie? Jestem Issac.
* * *
-Pan Luthor ma nadzieję, że zechce pan współpracować. - oznajmił Tucker, wbijając przenikliwe spojrzenie w Olivera.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...