Oliver stanął w drzwiach salonu i spojrzał na swoich synów grających na konsoli w jakąś grę polegającą na wyścigach samochodowych.
- Ostatnia prosta, Harper wychodzi na prowadzenie...
- A jego brat bliźniak zrzuca go z drogi i odnosi spektakularne zwycięstwo! - Rory z prędkością Flasha zwinnie poruszał palcami na swoim padzie i uniósł ręce w geście zwycięstwa – Jeeesss!
Roy rzucił swój kontroler na stolik do kawy, krzyżując ramiona na pierś.
- Oszust. - bąknął.
- Po prostu umiem grać. - drugi rudzielec wystawił mu język.
Queen ruszył dalej, pozostając nie zauważonym. Jakoś tak nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Dinah była na mieście z Dianą, dopinając ostatnie guziki na wieczór panieński, który miał się odbyć następnego dnia, chłopaki spędzali czas razem, a on włóczył się z kąta w kąt, próbując znaleźć sobie jakieś zajęcie.
Hal postanowił urządzić mu wieczór kawalerski, nie wdając się z nim w szczegóły, zaprzągł do pomocy Arthura, Barry'ego i Clarka, a Bruce milczał jak grób. Podobnie jak Patrick i Guy, z którym właściwie nigdy za dużo nie rozmawiał, ale z jakiegoś powodu niby znalazł się na liście gości. Nawet Micheal nabrał wody w usta!
Oliver podszedł do okna i wyjrzał na ogród skąpany w letnim, wieczornym świetle.
* * * *
Siedmioletni blondynek stał przy oknie, patrząc na spowite światłem księżyca podwórze, słuchając stłumionych dźwięków rozmów i muzyki dobiegających z sali bankietowej. Pociągnął za muszkę, chcąc ją nieco rozluźnić.
Jego rodzice wydali jakiś bankiet z jakiegoś głupiego powodu i zmusili go do tego, aby był przy tym obecny. Nudził się przez cały wieczór. Najpierw musiał stać z rodzicami i witać gości, a potem pozostało mu podpieranie ściany, patrząc na nudne rozmowy dorosłych. W końcu udało mu się wydostać z głównej sali i zaszył się na korytarzu za schodami, gdzie zajął się patrzeniem na ogród.
- Oliver! - drgnął przestraszony i spojrzał w bok, ku źródłu głosu, ale ku jego uciesze, zobaczył tam tylko uśmiechniętego Thomasa Wayne'a – Co? Nudzisz się? - podszedł bliżej i stanął obok niego, klepiąc go po ramieniu – Ja też właśnie uciekłem twojej matce i szukam kryjówki. Mogę się przyłączyć?
- Oczywiście, panie Wayne. - przytaknął. Mężczyzna skrzywił się lekko.
- Nie uda mi się namówić cię na zwracanie się do mnie „wujku", co?
- Mama mi zabroniła. - wymamrotał cicho.
Lekarz skinął głową z cichym westchnieniem. Stali przez chwilę w ciszy, kiedy znów odezwał się Wayne.
- A jeśli powiem, że zwinąłem dla ciebie butelkę coca-coli?
* * * *
Z zamyślenia wyrwały go wibracje w kieszeni. Wyciągnął telefon, odblokował go i otworzył wiadomość, której nadawcą był Tommy Merlyn.
S.O.S. Merlyn Manor
Oliver rzucił się biegiem do garażu i wsiadł do pierwszego lepszego wozu, stwierdzając, że najważniejsze jest teraz jak najszybsze dotarcie do przyjaciela, który potrzebował jego pomocy. Blondyn nie był pewien ile zajęło mu dotarcie do posiadłości, ale był niemal pewny, że złamał po drodze kilka przepisów.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...