Śnieg nie oszczędzał również Gotham. Biały puch osiadł na dachach i drogach, aby po kilku godzinach zmienić swoją barwę na brudną od spalin samochodów i dymów z okolicznych fabryk. Artemis Crock patrzyła na to przez przybrudzone okno w swoim pokoju. Z dołu dobiegały ją podniesione głosy kłócących się rodziców. Z cichym westchnieniem przeniosła wzrok na puste łóżko starszej siostry. Jade znów gdzieś wybyła, byle dalej od okropnego ojca. Czternastoletnia blondynka nie miała na to szansy, w przeciwieństwie do o cztery lata starszej siostry.
Dziewczyna sięgnęła po swój stary telefon z klapką i sprawdziła godzinę. Wpół do dziewiętnastej. Niedługo powinna wyjść, aby zdążyć na co tygodniowe spotkanie z Green Arrowem. Nadal nie mogła pojąć jak ją znalazł i czemu chciał jej pomóc. I czemu był, aż tak uparty w dążeniu do tego?
Wstała ze swojego posłania, podnosząc szarą bluzę i założyła ją na siebie. Wyszła z sypialni i zeszła na dół do przedsionka. Rodzice byli w kuchni i nie słyszeli jej kroków. Pośpiesznie założyła buty i kurtkę, i już miała wyjść, kiedy w drzwiach kuchni stanął Lawrence, jej ojciec.
-Gdzie idziesz? - spytał sucho. Odwróciła w jego stronę głowę, uśmiechając się lekko.
-Spotkać się z koleżanką. - odparła spokojnie – Chyba zostawiłam u niej zeszyt od chemii.
Mężczyzna skinął powoli głową.
-Nie szlajaj się tylko.
-Dobrze! - przytaknęła i już po chwili znalazła się na zewnątrz, naciągając na głowę kaptur. Mimo chłodu, kroczyła przed siebie całkiem szczęśliwa. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo lubiła te spotkania. Były odskocznią od jej smutnego życia, wydawały się być wręcz nieprawdopodobne!
Po kilkunastu minutach znalazła się na schodach pożarowych jakiejś starej kamienicy. Wdrapała się na górę, gdzie oparty o murek stał jej, hm, Zielony Kolega. Miał na sobie zimową wersję kostiumu z długimi rękawami i polarem wystającym z wewnątrz kaptura. Nie zwracał na nią uwagi, pałaszując paczkę kolorowych żelków.
-Cześć. - przywitała się, stając koło niego.
Spojrzał na nią i przez chwilę nic nie mówił. W końcu skinął głową.
-Cześć. - odrzekł nieco ponuro.
-Wszystko w porządku? - zainteresowała się, opierając o jego bok. Biło od niego przyjemne ciepło.
-Niezbyt.
-Chcesz pogadać?
-A wyglądam?
-Zjadłeś prawie całą paczkę żelków. Poniekąd wyglądasz. - zaśmiała się lekko, gdy podsunął jej pustawą torebkę z gumowymi przekąskam – Dzięki. - wzięła niebieskiego glutka i włożyła go sobie do ust – To co się dzieje? Mów. Zawsze mówimy o mnie.
-Ciężko ubrać to w słowa. - westchnął – Poza tym, nie słyszałem jeszcze o takim przypadku jak mój...
-Wal śmiało. Znam dużo przypadków beznadziejnych. - szturchnęła go lekko łokciem, posyłając pokrzepiające spojrzenie.
-A jeśli zorientujesz się, kim jestem?
-Będę milczeć, Grandpa! - obiecała, a Arrow zacisnął usta w wąską kreskę.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Czemu?
-Mógłbym być co najwyżej twoim ojcem.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...