Gotham, 6 stycznia 2027
Gdy tylko skończyli zadawać mu pytania, podziękowali za pomoc i wyszli. Ross raczej nie zdradził im zbyt wiele rzeczy, o których już by nie wiedzieli, bo nie robili zbyt obszernych notatek z tego, co im powiedział. Spytali go o podobne rzeczy, co matkę – kiedy ostatni raz się widzieli, o czym rozmawiali i czy Roy czegoś mu nie zdradził.
Teraz chłopak siedział na kanapie, pieszcząc Hermesa za uchem i obserwując matkę, która krzątała się po kuchni. Miała ściągnięte brwi, jakby coś ją dręczyło i zaciskała mocno usta. Ciekawiło go, czy to przez wizytę policji. Domyślała się, że prędzej czy później, będzie trzeba powiadomić służby o tym, że nie mogą skontaktować się z Royem? Czy może była w szoku?
Hermes zeskoczył mu z kolan, słysząc znajomy dźwięk miseczki z kolacją stawianej na podłodze. Rosline powoli poszedł w jego ślady, bynajmniej nie ze względu na kolację. Podszedł bliżej i oparł się o wyspę kuchenną.
- Mamo?
- Tak, kochanie? - spytała, nawet na niego nie zerkając.
- Wiesz, kto złożył zawiadomienie o zaginięciu? - złączył dłonie, nerwowo zaciskając palce. Obserwował matkę, jakby bał się, że zaraz się posypie.
Odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Chyba Rory.
Skinął głową.
- Powinnam to zrobić już dawno. - stwierdziła, nastawiając wodę na herbatę.
- Nie obwiniaj się, mamo. - usiadł na stołku i zgarbił się nad blatem – Roy czasem już znikał. Zawsze wracał. Chyba wszyscy liczyliśmy, że tak będzie też tym razem.
- Policjanci uświadomili mi, że faworyzowałam waszą trójkę. - stwierdziła, ustawiając dwa kubki. Spytała, jaką chce herbatę. Odrzekł, że wystarczy czarna – To tata był za niego odpowiedzialny, a kiedy go zabrakło... - urwała, wykrzywiając twarz w grymasie, jakby zaraz miała się rozpłakać – Nawet nie pomyślałam, jak jego śmierć wpłynęła na Roya...! Dopiero, co stracił Hala... - zasłoniła usta dłonią, a po policzku pociekła jej łza.
Ross wstał pośpiesznie i objął matkę, przytulając ją. To zabawne, ale nawet nie zauważył, kiedy stał się wyższy od niej. A przecież kiedyś ledwo sięgał jej do pasa. Przytulił policzek do jej włosów, przypominając sobie, jak niegdyś robił to ojciec.
- Mamo, to nie twoja wina. Wiesz o tym, tak? - spytał cicho.
- Powinnam była z nim porozmawiać.
- Wszystkim było nam ciężko, mamo.
- Mimo to...
Odsunął ją od siebie i otarł jej mokry policzek.
- Mamo, przestań. - poprosił, marszcząc brwi – W ogóle, z góry zakładasz najgorsze, prawda? Ja myślę, że Roy gdzieś pojechał, żeby się wyszumieć. Jasne, nic nam nie powiedział i zawalił sprawę ze ślubem Rory'ego. Ale Roy już taki jest, nie? Pępek świata. - spróbował się do niej uśmiechnąć, choć łzy zaczęły cisnąć się do oczu i jemu – Dupek. Wredny kutafon. Pamiętasz?
Zaśmiała się przez łzy i pokiwała głową.
- A ty... To do ciebie nie podobne, tak się rozpłakać, mamo. Zawsze podziwiałem cię za twoją siłę...
- Czasami człowiek nie ma już siły, żeby się trzymać, synku. - otarła oczy nadgarstkami – Sama miałam się za silną, samowystarczalną kobietę, a tymczasem... - rozłożyła bezradnie ręce – Tak bardzo chciałabym, żeby był tu teraz twój tata.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...