Gotham City, 2 maja 2027
Rosline siedział na parapecie sali treningowej Teda, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo nad Gotham City. W rękach obracał wyłączoną komórkę.
Czy matka naprawdę to zrobiła? Zdradziła ojca z Bruce'm? W porządku, ojciec nie żył, miała prawo prędzej czy później kogoś sobie znaleźć, ale dla Rossa... To za szybko! Nie minął nawet rok, jak nie ma z nim Olivera! Do tego, naprawdę, Bruce? Dlaczego właśnie on?
Zerknął kątem oka na Teda, wyjmującego ubrania z suszarki w rogu sali. Było już grubo po północy, ale mężczyzna, podobnie jak sam Ross, wciąż nie poszedł spać. Chłopaka nieco to nurtowało. Czyżby bał się zostawić go samego? A może wbrew pozorom wcale nie prowadził takiego zdrowego trybu życia i siedział do późna?
Jak na zawołanie domofon przy drzwiach mieszkania rozdzwonił się sygnalizując czyjeś przybycie. Grant zerknął na niego nerwowo i szybko udał się, aby podnieść słuchawkę. Blondyn szybko połączył kropki. Kilka godzin temu Ted wyszedł gdzieś zadzwonić. A teraz domofon.
Matka.
Zsunął się szybko z parapetu, nasłuchując głosów. Ted wpuścił kogoś na klatkę budynku. Rosline zerknął na kosz z suchym praniem, a potem na okno, za którym znajdowały się schody przeciwpożarowe. Może zachowywał się jak szczeniak, ale nie miał teraz ochoty na konfrontację z matką. Doszedł do wniosku, że jego życie, jak z jakiejś „bajki", naprawdę go już męczy. Męczy go to, że w rodzinie nigdy nie może być spokojnie. Męczy go bycie zepchniętym do Ligi Młodych, do roli pomagiera. Zwyczajnie miał ochotę uciec i oderwać się od tego choć na chwilę.
A ciężko się ucieka w pstrokatej, czerwonej bluzie. Zrzucił z siebie ulubioną bluzę z Flashem i chwycił zdecydowanie za dużą jak na niego czarną, dresową bluzę Teda. Naciągnął ją na siebie, podwijając niedbale rękawy i otworzył na oścież okno. Wyskoczył przez nie na stalowe rusztowanie, słysząc jak mężczyzna wpuszcza kogoś do mieszkania. Szybko zbiegł po schodach, mając nadzieję, że nie usłyszą odgłosu jego kroków. Pod blokiem zauważył auto swojej matki. Czyli to faktycznie ona. Zacisnął zęby, biegnąc przed siebie. Wyciągnął z kieszeni spodni komórkę i spojrzał na nią ostatni raz, nim wyrzucił ją z całą posiadaną mocą w ciemny zaułek. Coś z tyłu jego głowy mówiło mu, że zachowuje się irracjonalnie i głupio. Rozum kazał mu się uspokoić i wrócić, pozwolić matce się wytłumaczyć. Ale serce kazało mu biec, aż cała złość i poczucie zdrady z niego wyparuje.
Na ulicach jak raz było niemal całkowicie pusto, więc dotarcie do domu nawet na piechotę nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Wpadł do swojego pokoju, łapiąc za szkolny plecak leżący w nieładzie na podłodze. Wywrócił go górą do dołu, wysypując książki na podłogę, a następnie na szybko zaczął pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Zapakował odrobinę ubrań na zmianę i bransoletę, którą dostał od Artemis po śmierci Hermesa. Wygrzebał spod łóżka tajemniczą skrzynkę, którą znalazł zaadresowaną do Johna Constantine'a. Ją też spakował. Nie wiedział jeszcze jak to zrobi, ale pomyślał, że zajęcie się dostarczeniem przesyłki ojca, pozwoli mu oderwać myśli od zdrady matki i poczuć choć odrobinę tej niezależności od Drużyny Arrowa.
Opuścił mieszkanie matki, mając nadzieję, że zdąży stąd zniknąć, nim wróci. Może gdy z Tedem odkryją, że znowu uciekł, pojedzie od razu do domu. A może będzie jeździć do rana po mieście, próbując dostrzec go w każdym mijanym przechodniu. Najchętniej opuściłby miasto przy pomocy teleportu Ligii, ale wtedy matka będzie mogła bez problemu wyśledzić go po lokalizacji teleportu, z którego wysiądzie. Podobnie „obciążała" go karta bankomatowa. Musiał ograniczyć jej używanie, więc po oddaleniu się od swojego osiedla, skorzystał z bankomatu i wybrał dwa tysiące dolarów. Chciał więcej, ale urządzenie miało ograniczenie do konkretnej sumy na jedną transakcję. Stwierdził więc, że póki co, tyle gotówki powinno mu wystarczyć.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...