Kiedy dociera do Ciebie, że się walnęłaś i zaplanowałaś The Queens dwa razy w jednym tygodniu, nie masz pojęcia czemu nie skapnęłaś się wcześniej i nie chce Ci się szukać w folderach czegoś innego do publikacji i robić temu czemuś na prędce korekty. Trzy razy The Queens! Przechodzisz dalej!
- No dalej, Roy. - wymamrotał do siebie pod nosem, zaglądając do szafy. - Wiem, że tu jesteś... - kucnął przy łóżku i zajrzał pod nie.
Wydał z siebie pełne poirytowania i zdesperowania westchnięcie. Zgubił dziewięciolatka. I co on powie Oliverowi, kiedy wróci? „Wybacz Ollie, ale dzieciak gdzieś się schował dwa tygodnie temu i do dziś nie wyszedł z ukrycia". No raczej nie, prawda?
Wyszedł z jednej z licznych sypialni na korytarz, gdzie natknął się na Alfreda, który zapewne go szukał.
- Przykro mi. Nigdzie nie znalazłem panicza Roya. - oznajmiłze smutkiem. Bruce westchnął ciężko. Chyba wolałby się teraz naparzać z Jokerem, Two-Facem i Poisony Ivy. I żeby gdzieś z boku Riddler zadawał mu te swojego głupie zagadki.
- Cholerny dzieciak! Ciągle się gdzieś chowa! - rozmasował nasadę nosa – Nigdy więcej nie zgodzę się nim zajmować! Jeśli Jordan znów poleci na Oa, kiedy Oliverowi wypadnie jakiś wyjazd, kiedy akurat While będzie siedział u swojej matki...
- To schorowana staruszka, sir.
- ... to niech Ollie weźmie go ze sobą! - nie zwrócił szczególnej uwagi na słowa Pennywortha – Niech go nawet zgubi na jakimś lotnisku! Będzie problem z głowy! - zamilkł, widząc spojrzenie Alfreda – Dobrze. Teraz to już przesadzam. - uniósł dłonie w geście kapitulacji – Po prostu się o niego martwię, dobrze? To szatan w ciele dziewięciolatka, a dom jest duży. Ogród jeszcze większy...
- Paniczu, wydaje mi się, że przesadza pan również, mówiąc „szatan w ciele dziewięciolatka". - przerwał mu kamerdyner ze stanowczym wyrazem twarzy – To dziewięcioletni chłopiec, którego dwaj poprzedni opiekunowie prawni odeszli na tamten świat, a jego aktualny opiekun często zostawia go pod opieką innych, całkiem obcych mu ludzi. On zwyczajnie się boi. - zmrużył lekko oczy, przewiercając Bruce'a spojrzeniem.
Wayne wciągnął głośno powietrze przez nos.
- Ale przecież nie chcę mu zrobić krzywdy! - niemalże jęknął, opuszczając ręce.
- A skąd chłopiec ma to wiedzieć? Odniosłem wrażenie, że...
Nie dane mu było dokończyć. Z podwórka dobiegło ich ujadanie psów. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo i podeszli do okna, aby zlokalizować szczekanie. Dwa psy trzymane dla dodatkowej ochrony zajadle obszczekiwały drzewo.
- Alfredzie, myślisz...?
- Owszem, myślę.
Bruce wydał z siebie przeciągłe westchnięcie i ruszył korytarzem w stronę schodów. Wyszedł z posiadłości do przestronnego ogrodu i podszedł do drzewa, pod którym stały psy. Pomiędzy psim ujadaniem dało się usłyszeć dziecięcy głosik, który ewidentnie próbował w jakiś sposób przegonić pupile pana Wayne'a. Mężczyzna zwolnił nieco kroku, chcąc się jeszcze chwilę popastwić nad dziewięciolatkiem. Powoli podszedł do drzewa.
- Spokój. - uciszył czworonogi, głaszcząc je po łbach. Udał, że rzuca patyk, a te za nim pognały. Brunet uniósł głowę i spojrzał z pewną satysfakcją na skulonego na gałęzi rudowłosego chłopca – Zejdziesz do mnie? - zapytał, po chwili ciszy. Dzieciak pokręcił gorliwie głową, zmieniając pozycję i przygotowując się do wejścia na wyższą gałąź – Roy. - rzucił oschle. Stanął na palcach i ledwie sięgając, złapał za podeszwę buta, ciągnąc go w dól.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...