045

130 28 8
                                    



 Roy patrzył spode łba na mijanych przez niego kosmitów. Dłonie miał skute kajdanami wytworzonymi pierścieniem Sinestro. Utykał lekko na jedną nogę, którą stłukł sobie jeszcze na Ziemi, kiedy próbował się wyrwać. Bluzę rozdarł sobie, zahaczając o jakiś pręt.

Syknął, gdy prowadzący go Sinestro szarpnął nim, zmuszając do skręcenia w kierunku krętych schodów.

- Zainwestuj w windę. - wymamrotał pod nosem.

Głowa Korpusu Sinestro puścił to mimo uszu albo zwyczajnie nie usłyszał.

Droga na sam dół była długa i męcząca. Szczególnie, kiedy jesteś prowadzony jako więzień przez gościa, który niesamowicie nienawidzi twojego ojca chrzestnego i chce cię wykorzystać do złamania go.

Znaleźli się w lochach. Wyglądały one na mało używane. Mimo to, Sinestro zaprowadził go na koniec korytarza, otworzył drewniane drzwi po lewej stronie i wepchnął Roya do środka. Wszedł za nim i stanął przy drzwiach, po uprzednim ich zamknięciu.

Harper rozejrzał się po celi. Była całkowicie wykuta z kamienia. Ciut nierówno, ale idzie przeżyć. Do ściany pod sufitem ktoś wbudował kajdany do podwieszania.

- Tu nie ma nic żółtego! - rzekł z podziwem – Już się bałem, że nie akceptujesz innych barw czy coś w tym rodzaju...

Sinestro skrzywił się, przyglądając mu się.

- No co? Mój ojczym nie akceptuje innych kolorów niż zielony. - wzruszył ramionami. Zamruczał niezadowolony, gdy Sinestro złapał jego twarz, ściskając policzki.

- Jesteś pyskaty. - stwierdził, mrużąc swoje żółte oczy – Roy mimowolnie zachichotał. Zarówno Oliver, jak i Sinestro, ubierali ciuchy w takim samym kolorze, w jakim mają oczy – Zupełnie, jak Jordan. - rzekł z niezadowoleniem.

Harper ponownie lekko wzruszył ramionami. Wiedział, że powinien się uspokoić. Tym razem nie miał do czynienia z typowymi, ziemskimi porywaczami, którzy chcieli wydębić za niego od Olivera pieniądze. Teraz był na łasce i nie łasce Sinestro – dopóki Hal albo Liga nie przybędzie mu na ratunek.

O ile ktokolwiek przybędzie.

- Wybacz mi. Jestem przeciwny porywaniu i krzywdzeniu dzieci, ale kilka miesięcy temu Jordan posunął się za daleko. - uśmiechnął się „przepraszająco" i wzruszył ramieniem – Będziesz musiał trochę pocierpieć. Muszę cię złamać, żeby Jordan jeszcze długo musiał patrzeć na twój ból. - to mówiąc, szarpnął za klamrę paska od spodni nastolatka.

Roy zapewne podarował mu duże pokłady energii strachu.

* * * *

Rory długo siedział na parapecie swojego okna, patrząc na ogarnięte nocnymi ciemnościami podwórko. Dochodziła gdzieś pierwsza w nocy, kiedy do jego pokoju zajrzała Carol.

- Nadal nie śpisz? - spytała, podchodząc bliżej. W milczeniu pokręcił głową. Odgarnęła mu z twarzy kosmyk włosów – Rory, połóż się. - poprosiła – Hal sobie z tym poradzi. Nie pozwoli nikomu skrzywdzić Roya. - zapewniła cicho.

- Skąd ta pewność? - odparł wypranym z emocji głosem – Nigdy nie zdarza mu się nawalić? - oparł czoło o zimną powierzchnię szyby.

- Każdy czasem nawala. - powiedziała powoli, po zastanowieniu się – Nawet Hal. Nawet Superman. - dodała, licząc, że powołanie się na ulubionego bohatera chłopaka da jej przewagę w starciu słownym.

- To skąd wiesz, że akurat dziś nie nawali?

- Bo Hal jest superbohaterem. - odpowiedziała z całkowitym przekonaniem – Superbohaterowie nawalają od czasu do czasu, ale nigdy się nie poddają.

The QueensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz