- /Synoptycy ostrzegają: nad Kalifornię zmierzają śniegowe chmury! Zapowiadają się tak śnieżne święta, jakich nie było w słonecznej Kalifornii od ponad dwóch dekad! Wyciągnijcie najcieplejsze świąteczne sweterki od waszej babci jakie tylko macie i zróbcie zapas gorącej czekolady!/
- /A teraz przebój, na który wszyscy czekacie! Last Chrisma-!/
Oliver mruknął niezadowolony, wyłączając radio.
- Rok w rok, w każde święta puszczają to cholerstwo średnio co trzynaście minut! - warknął, poprawiając tylne lusterko i zerknął na siedzących na tylnym siedzeniu Rossa i Rory'ego - Czy nie ma innych "świątecznych przebojów"?! - kontynuował, po czym trąbnął na innych uczestników ruchu drogowego, którzy tak jak on stali właśnie w korku.
- Mama lubi tą piosenkę. - zauważył najmłodszy z synów Green Arrowa.
- Tatuś też, tylko nie chce się przyznać. - zaśmiał się siedzący na siedzeniu pasażera Roy.
- Nie prawda. - zaprzeczył mężczyzna.
- Prawda.
- Zaraz cię tu wysadzę. - zagroził.
- I tak dotrze na miejsce przed nami. - burknął znudzony Rory, który od dłuższego czasu wpatrywał się w widok za oknem - Tkwimy w tym korku od dwudziestu minut!
- Cierpliwość jest cnotą, a chwile spędzone w gronie rodziny najcenniejszym skarbem. - rzekł filozoficznie blondyn.
- Powtarzasz to co roku. - Roy zdjął czapkę z głowy i zmierzwił rude włosy dłonią - Naucz się w końcu, że choinki można kupić na placu od połowy grudnia, a nie tylko dzień przed wigilią.
- Wcześniej nigdy nie ma czasu.
- Od ośmiu lat?
- Owszem. - skinął głową Queen i ruszył powoli do przodu razem z tłumem innych aut.
- Tato?
- Tak, Ross?
- Czy to prawda, że Mikołaj przynosi prezenty? I tylko grzecznym dzieciom? I że wchodzi przez komin? - wyrzucił z siebie jeszcze kilka pytań o brzuchacza w czerwonym kubraczku, po czym wbił w rodzica spojrzenie wielkich oczu szczeniaczka.
- Eee... Jasne synu. - odpowiedział po chwili, marszcząc brwi.
Roy zauważył lekkie zakłopotanie ze strony opiekuna.
To były tak naprawdę ich pierwsze święta Bożego Narodzenia. Do tej pory obchodził je tylko z Oliverem. Tymczasem w ciągu ostatnich sześciu miesięcy ich rodzina wzbogaciła się o trzech członków. Oliver, gdy Roy pojawił się w jego domu, postawił sprawę jasno - nie ma żadnego gościa z brodą, który przynosi dzieciom prezenty. To on mu je kupuje i zostawia pod choinką. Harper w rezerwacie to święto obchodził nieco inaczej niż w pozostałych częściach Ameryki, więc sama idea, choć całkiem fajna, wydawała mu się bez sensu, więc z ulgą przyjął, że nie będzie miał kolejnego bzdurnego zwyczaju do wyuczenia.
Rory przez ostatnich kilka miesięcy tak zakopał się w różnych rejonach popkultury, chcąc lepiej poznać ten nowy świat, do którego nagle został wrzucony, że o Bożym Narodzeniu wiedział chyba więcej, niż Oliver i Roy razem wzięci. Potrafi bez mrugnięcia okiem wyrecytować sposoby na wywołanie świętego Mikusia w poszczególnych częściach Simsów, chociaż sam nigdy nie miał okazji w żadną zagrać.
Natomiast Ross... Ross to była inna bajka. Był święcie przekonany, że nie pamięta dotychczasowego życia ze względu na powypadkową amnezję. Pewnie nawet przez myśl mu nie przeszło, że tak na prawdę nie urodził się jako syn Queenów. Aktualnie o świecie wiedział tyle, co dowiedział się od kolegów i koleżanek, i rodziny. Dinah i Oliver od miesiąca prowadzili kłótnię czego będą się trzymać. Oliver chciał powiedzieć synowi, że to oni stoją za prezentami, ponieważ jego matka również nie pozostawiała mu złudzeń, że jest inaczej. Tymczasem Dinah upierała się, że ona nadal wierzy w Mikołaja i nie pozwoli wypaczyć mężowi wiary jej lub co gorsza, ich synka.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...