- Kurwa mać! Merlyn! Jesteś skończonym debilem! - ryknął William, patrząc z niewyobrażalnym gniewem na przerażonego Tommy'ego.
Roy siedział na ławce przed jego gabinetem, zapewne wszystko słysząc, więc starszy mężczyzna starał nad sobą zapanować. Starał się. Ale było to ciężkie, kiedy dopracowaną na tip-top strategię na wybronienie Queena przed więzieniem, a młodych Harperów przed Luthorem, spieprzył nierozgarnięty kumpel oskarżonego.
- Panie Evans, ja... - próbował się bronić, jednak William mu na to nie pozwolił.
- Co ty masz we łbie, Merlyn?! - warknął, uderzając dłońmi o biurko – Na śniadanie, obiad i kolację pizza albo inne śmieciowe żarcie! Pozwalasz mu jeździć na rowerze po domu i na inne niebezpieczne głupoty! I to jeszcze wtedy, kiedy doskonale wiesz, że jest pod obserwacją!
- N-nie wiedziałem, że będą to jakkolwiek kontrolować. - wydukał, kuląc się jeszcze mocniej na swoim krześle.
- To przeczyść sobie uszy, bo kiedy przyznawano ci opiekę nad Royem zostało to zaznaczone! Serio! Wyczyść, może mózg odblokujesz, o ile nie wyniósł się jeszcze na Majorkę! - przeszedł w tę i z powrotem, od ściany do ściany, a potem znów skupił się na Thomasie – Nawet jeśli – jaki rodzic czy opiekun pozwala dziecku na... coś takiego?!
- Fajny wujek? - uśmiechnął się, jednak mina zaraz mu zrzedła.
- Ja. Ci. Kurwa. Dam. Fajnego. Wujka. - wycedził, pochylając się przez biurku tak, że jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko twarzy Merlyna – Jeśli wypuszczą Queena, to zapewniam cię, że wróci do więzienia za morderstwo. - syknął – A wiesz dlaczego? - dał mu chwilę na odpowiedź, jednak brunet jedynie otworzył i zamknął usta, zupełnie jak ryba – Bo przez jego genialnego kumpla, mam czas do wieczora, aby spakować Roya, zgarnąć Rory'ego ze szpitala i odstawić ich do Luthora!
Młody lekarz milczał przez chwilę.
- Alę to tak do końca nie jest moja wina. - stwierdził. Evans wypuścił ciężko powietrze, unosząc oczy do nieba i opadł na swój fotel.
- Boże, ty go widzisz i nie grzmisz...
- Chłopaki nie musieliby się teraz iść do Luthora, gdyby nie to, iż sędzia uwierzył w ojcostwo Lexa jeszcze przed wykonaniem testu na ojcostwo!
William oparł twarz na dłoni, patrząc na Tommy'ego z politowaniem.
- Merlyn?
- Słucham.
- Już wiem, czemu Bóg cię jeszcze nie grzmotnął pianinem i kowadłem spadającym z nieba. Jak zobaczył cię zaraz po porodzie, popełnił samobójstwo.
Brunet uśmiechnął się krzywo, nie widząc czy się śmiać czy płakać.
- Mogę jakoś panu pomóc z, no, sprawą? - spytał cicho.
- Ty już lepiej nie pomagaj. - westchnął, prostując się – Albo nie. Idź do więzienia, w którym siedzi Queen. Może się budynek podpali, a Queen zdoła uciec.
* * * *
- Puścicie mnie? - spytał bezradnie William, patrząc na uczepionych jego nóg dwóch rudzielców. Znaczy, Roy był uczepiony. Rory na tyle, na ile pozwalał mu fakt, posiadania jednej ręki.
- Nie. - odparł szybko starszy z braci.
- Roy, kazał nie puszczać. - zawtórował mu brat.
- Dobra. Koniec tego dobrego. - oznajmił tonem, który dał im do rozumienia, że nie przyjmuje żadnych sprzeciwów, po czym złapał ich za kołnierze, podciągnął i postawił na ziemi.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...