2.04

29 7 0
                                    

Star City, Queen Manor, 31 października 2026

- Yeeeaaah, rather be alone then unhappy! - gdy wyciągnął ostatnią głoskę, uniósł dłoń z mikrofonem – Tak to się robi, dzieciaczki. - puścił oczko do swojej widowni – To kto teraz?

- Ja chcę jeszcze raz! - zawołał Dick gdzieś od strony stołu z przekąskami.

- Biiiisss! Chcemy jeszcze jedną piosenkę! - zawtórowała mu M'gann.

Jeszcze kilka osób wyraziło chęć usłyszenia Rossa z kolejną piosenką. Wyszczerzył nieco zęby i ukłonił się im w pas.

- Ostatnia!

Nie był pewien czy oni tak na serio, czy tylko robią sobie jaja, ale czuł się na fali. Za każdym razem, gdy kończył śpiewać, zaczynali mu klaskać. Jakby był gwiazdą rocka. Naprawdę go to kręciło. Uwielbiał być chwalony. Kto nie lubi? Dobrze się bawił i przy okazji nic nie zaprzątało mu myśli. Był tylko on, mikrofon od konsoli i muzyka, która wtórowała mu, gdy wyśpiewywał kolejne linijki tekstu wyskakujące na ekranie.

Z drugiej strony, zaśpiewał już jakieś pięć, może sześć piosenek. Wiedział, że zbliża się kres jego możliwości. A to, że jutro nie będzie w stanie mówić, to więcej niż pewne. Mając tego świadomość, wybrał piosenkę rockową. Jak dobrze pójdzie, zyska tym tydzień wolnego od szkoły.

Gdy tylko skończył i rozległy się oklaski, wepchnął mikrofon komuś innemu i przecisnął się przez przyjaciół, rozglądając za Kyle'm. Nie mógł nigdzie go dostrzec i nim zdążył choćby pomyśleć o obejściu pomieszczenia w poszukiwaniu kumpla, ktoś wcisnął mu kubek z colą.

- Jest i mój ulubiony fan! - silne ramię przyciągnęło go do ciepłego ciała, a jego nozdrza zostały zaatakowane przez przyjemną woń perfum wymieszanych z ostrawym zapachem chemikaliów.

- Wujek Barry! - ucieszył się, obejmując mężczyznę jednym ramieniem. Podniósł głowę do góry, opierając podbródek na ramieniu mężczyzny. Kiedyś mógł tylko pomarzyć o tym, że będą mogli porozmawiać twarzą w twarz. Bez niezręcznego kucania Allena – Jesteś!

Odsunęli się od siebie i starszy rozłożył ręce, uśmiechając się do niego.

- Nie mogłem ominąć osiemnastki chrześniaka! - poklepał go mocno po ramieniu. Nie było to takie mocne poklepanie, jak w wykonaniu jego ojca, ale było równie pokrzepiające – Powinieneś rozważyć karierę gwiazdy rocka albo popu. - wskazał dłonią na konsolę, przy której wył teraz bezradnie Bart.

Wypił za jednym razem połowę zawartości kubeczka, czując suchość w gardle. Spowodowaną nie tylko śpiewem.

- Nie... To chyba nie dla mnie. - nigdy nie myślał o swojej przyszłości, ale chyba chciałby pójść w ślady rodziców i zostać bohaterem. A bycie potencjalnie rozchwytywaną gwiazdą estrady mogłoby nieco komplikować sprawę. Tak przynajmniej mu się wydawało – Coś cię zatrzymało?

- A, tak. - wskazał na swoje ucho, w którym tkwiła mała słuchawka – komunikator Ligii Sprawiedliwych – Aquman dał mi cynk, że jest jakieś włamanie w Star City u jubilera. Musiałem o to zahaczyć. - poprawił złoty pierścień na palcu. To w nim trzymał kostium Flasha – Powinienem być teraz na zebraniu Ligii, ale wykręciłem się pracą w laboratorium. - przyłożył palec do ust i puścił mu oczko. Ross pokiwał w zrozumieniu głową – Twoja mama jest tutaj czy...?

Pokręcił pośpiesznie głową.

- Nie, powiedziała, że chciałaby skupić myśli na czymś innym, niż tata i poszła na zebranie. Obiecała, że jutro spędzimy razem czas. Może pójdziemy do kina albo...

The QueensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz