- O której kończysz lekcje? - zapytał Jordan, zatrzymując samochód przed Starling Academy.
Roy zamarł, podczas schylania się po torbę znajdującą się pod jego nogami. Spojrzał wymownie na latarnika i westchnął ciężko.
- Nie musisz mnie odbierać. Oliver nie odbiera mnie ze szkoły odkąd skończyłem trzynaście lat. - Hal już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale rudzielec nie dał mu dojść do słowa – A kiedy mnie podwozi, nie staje pod samą bramą. - rzucił z wyrzutem. Mężczyzna zamknął usta, patrząc badawczo na nastolatka, po czym zaczął się rozglądać po jezdni, kładąc dłoń na skrzyni biegów i cofnął samochód kilka metrów dzięki czemu nie stał pod samym wejściem na teren szkoły.
- Zadowolony?
- Ta, dzięki. - mruknął, podnosząc torbę i otworzył drzwi – Kończę o piętnastej dziesięć. Tylko bądź na czas. Oliver zawsze przyjeżdżał z godzinnym opóźnieniem.
- Jasne, jasne. Leć już, bo zaraz ty będziesz miał opóźnienie. - wywrócił oczyma, machając ponaglająco dłonią – Dam znać, jeśli coś mi wypadnie.
Roy skinął głową i wysiadł z auta. Zamknął za sobą i zdążył zrobić ledwie jeden krok, kiedy Hal ruszył z dużą prędkością i piskiem opon. Popisywacz....
Chłopak powoli ruszył w kierunku wejścia do szkoły, jednak już po chwili znacznie przyśpieszył, kiedy rozległ się pierwszy dzwonek na lekcje.
Starling Academy było prestiżową placówką edukacyjną (takie Gotham Academy tylko w Star City) stworzone głównie z myślą o dzieciach wpływowych osób i gwiazd ze Star City i najbliższych okolic. Byli też stypendyści, ale byli nieszczególnie lubiani przez uczniów „lepszego sortu", a nawet samych nauczycieli. I chociaż Roy z definicji zaliczał się do uczniów tej wyższej rangi to też nie cieszył się szczególną popularności. O ile uczniów był jeszcze jakoś zrozumieć, tak z kadrą nauczycielską było gorzej. Okazuje się, że większość z pracowników akademii ma na pieńku z Oliverem Queenem jeszcze z czasów szkolnej ławy, ale nie wypada się na nim mścić bezpośrednio, więc za swój cel wybrali sobie niewinnego Harpera. Chociaż nie wykluczone, że nie był wcale taki niewinny...
Szkoła była łasa na uzdolnionych uczniów i ich osiągnięcia, co było dodatkową szpilą dla nauczycieli – Roy był jednym z głównych zawodników drużyny baseballowej na poziomie gimnazjum. Zaliczał się do najlepszych zawodników tej grupy, chociaż jeszcze trochę mu brakowało do licealistów. Wniosek? Zawieszenie lub wyrzucenie go ze szkoły nie wchodziło w rachubę. Tak samo jak zbytnie dokuczanie mu, ponieważ szybko mogłoby się okazać, że Oliver przeniesie go do innej szkoły, przez co oni straciliby szanse na wygraną w turnieju międzyszkolnym oraz jednego z darczyńców, którym niewątpliwie był Queen.
Pierwszą lekcję miał z chyba najbardziej upierdliwym nauczycielem świata, który zawsze miał jakiś powód, aby zepsuć chociaż jednemu uczniowi w klasie humor. Wyłapywał każde, najmniejsze potknięcie. Jak na złość, jego zajęcia odbywały się w najbardziej oddalonej sali, gdzie łatwo było o spóźnienie nawet, jeśli przyszło się do szkoły przed dzwonkiem.
Zatrzymał się na chwilę przed klasą, aby złapać oddech. Poprawił czarną marynarkę z logiem szkoły, wygładził białą koszulę i wyprostował krawat, który w trakcie biegu przesunął się na plecy. No. To chociaż w chwili śmierci będzie schludnie wyglądał.
Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, mrucząc pod nosem „przepraszam za spóźnienie". Nie pewnie spojrzał na biurko nauczyciela, który studiował właśnie jakieś papiery. Z duszą na ramieniu Roy ruszył cichaczem w kierunku swojej ławki. Może się uda...?
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...