- To nie potrwa długo... - wymamrotał pod nosem mężczyzna w białym fartuchu aptekarza i dziwnych goglach nasuniętych na nos. Pochylił się nad metalowym stolikiem i zaczął grzebać w jakichś przyborach.
Rory zmrużył oczy pod wpływem ostrego światła padającego na niego z lampy chirurgicznej. Mruknął niezadowolony i spróbował podnieść ramię, aby się nim zasłonić, ale czuł zbyt dużą bezsilność, a ręka wydawała się być zrobiona z waty. Przełknął z trudem ślinę, odnosząc wrażenie, że w przełyku ma tysiące igieł.
Mężczyzna wyprostował się z okrutnym uśmiechem. W ręku ściskał garść kabli, które wyglądały trochę jak parzydełka meduzy, ale na końcu miały specjalne plastry, aby nie odklejały się od ciała ofiary.
Chłopiec chciał krzyczeć, ale nie był w stanie, był zbyt nieprzytomny, aby od razu zdać sobie sprawę z tego, co go czeka.
Parzydełka zostały przyczepione do różnych fragmentów jego nagiego ciała, a po chwili przez jego ciało przebiegły mocne wstrząsy elektryczne. I znów, i znów. Chłopak w końcu mógł otworzyć usta, krzyknąć. Darł się wniebogłosy, aż drzwi od ciemnej sali badań otworzyły się i wpadł do środka drugi mężczyzna. Zdaje się, że był łysy.
- Co ty wyprawiasz, głupcze?!
- Spokojnie, szefie. - pierwszy zagrodził mu drogę, kiedy tylko spróbował zbliżyć się do Rory'ego – To konieczność. - dodał z lubieżnym uśmiechem, patrząc na obiekt badań – Może pan z nim posiedzieć. - rzucił od niechcenia i podał mu nieprzewodzące prąd rękawice.
Łysy mężczyzna spojrzał na nie krótko, po czym wsunął do nich dłonie i podszedł bliżej Rory'ego, przyglądając mu się z troską, kiedy chłopak cierpiał pod wpływem „badań". Poczuł silne dłonie, łapiące go za głowę, które przytrzymywały go, aby nie walił nią o twardy kozetko-fotel.
- Rory.
Chłopak poderwał głowę i rozejrzał się wokół. Kawałek obślinionej kartki, która chyba niegdyś była jakąś notatką, odkleiła się od jego policzka i upadła na blat biurka, przy którym siedział. Przed nim leżała otwarta książka oparta o stosik innych książek, walało się więcej notatek, kilka narzędzi i długopis. Lampka nadal się świeciła, chociaż za oknem było już jasno.
Zasnął. To był tylko sen. Zły, bo zły, ale tylko sen.
Obrócił się do tyłu, gdzie ujrzał Carol stojącą w drzwiach. Miała rozpuszczone włosy, a na sobie dresowe spodnie i nieco przydużą koszulkę z napisem „Moim chłopakiem jest GL". Uśmiechała się do niego łagodnie.
- Zasnąłeś nad lekcjami? Czas do szkoły.
Kiwnął głową, przełykając ślinę i spojrzał na swoje prawe ramię. Od zgięcia w łokciu, aż do dłoni włącznie miał mechaniczna protezę, która akurat była „odbezpieczona". Zamknął klapkę, ukrywając okablowanie i włączył ponownie maskowanie. Znów miał zwyczajne, niczym nie różniące się od tych należących do innych dzieciaków, ramię.
* * * * *
Oliver wyszedł na balkon widokowy i oparł się o balustradę, patrząc w dal, na niebo rozpościerające się nad lasami i górami. Mimowolnie sięgnął do kieszeni dłonią, ale zaraz ją cofnął, przeklinając w duchu. Nie pali. Nie pali od czterech lat i nie może tego zmienić, bo znienawidzi sam siebie. I tak nienawidzi się za picie alkoholu. Nie raz próbował to rzucić, ale nie był w stanie. Nie mógł żyć bez alkoholu. Tak, jak jedni nie potrafią żyć bez muzyki, czy adrenaliny, tak on nie dawał rady bez alkoholu. A próbował wszystkiego, by to zmienić.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...