018

155 32 6
                                    


Może i jestem Polsatem, ale takim szybko wrzucającym następne odcinki.

Julekeł, nie podniecaj się. I tak miałam to zrobić, a dwa dni temu po prostu Cię podpuszczałam.


 - Roy...! - z rosnącym przerażeniem obserwował kobietę zmierzającą w jego kierunku z wyciągniętymi rękoma.

Czego ona chciała? Kim ona była?

- Synku...

O nie. Mowy. Nie. Ma.

Odtrącił jej dłonie i zwinnie ją ominął, i cofnął w kierunku Lexa, patrząc na nią spod byka. Już wolał Luthora od NIEJ.

- Nie. Synkuj. - wycedził. Kobieta spojrzała na niego z bólem.

- Chyba nie muszę przedstawiać, ale to zrobię. - odezwał się mężczyzna, powoli podnosząc się ze swojego fotela – Roy, to jest twoja matka, Janet Evans.

* * * *

- Gorączka nadal nie spada. - stwierdziła Dinah, zabierając dłoń z parzącego czoła trzynastolatka.

Roy spojrzał na nią ostrożnie, doskonale zdając sobie sprawę sprawę z tego, co to oznacza.

- Ja nie chcę. - bąknął.

- Kiddo, to dla twojego dobra. - oznajmiła, sięgając po leżącą na stoliku nocnym łyżkę i buteleczkę z jakimś lekiem, który nalała na sztuciec. Podsunęła chłopcu lekarstwo pod sam nos – Otwieraj. - poleciła. Rudzielec niechętnie otworzył usta i przyjął syrop. Przełknął go, podczas gdy Dinah odłożyła butelkę i łyżkę.

- Ble! - skrzywił się, wystawiając język i wzdrygając się – Ohyda. - stwierdził, otwierając nieznacznie oczy.

- Ale gorączka ci spadnie i poczujesz się lepiej. - zapewniła go, odgarniając mu spocone włosy z czoła – Zdrzemnij się, Roy. Dobrze ci to zrobi.

Chłopak wydał z siebie potakujący pomruk i przewrócił się na bok, wtulając policzek w miękką poduszkę.

- Dobranoc, kiddo. - szepnęła, poprawiając kołdrę i pocałowała go w czubek głowy. Już miała odejść, kiedy coś jeszcze usłyszała.

- Dzięki... mamo...

* * * *

- Nie. - warknął. Brunetka spojrzała na niego zaskoczona – Nie jesteś moją matką. - oznajmił stanowczo.

- Jak... Jak śmiesz tak mówić? - wykrztusiła z trudem – Po tym, jak nosiłam ciebie i twojego brata pod sercem przez dziewięć miesięcy i urodziłam w bólach?

Chłopak zacisnął zęby, próbując nie wybuchnąć, ale było to naprawdę ciężkie. Lex opadł z powrotem na swoje krzesło, uważnie przyglądając się i przysłuchując dyskusji.

- A co potem? - spytał rudzielec – Gdzie byłaś, gdy zginął ojciec? O ile to on jest moim ojcem! Bo już naprawdę zdążyłem się pogubić! - krzyknął, zaciskając dłonie w pięści. Jane chciała coś powiedzieć, ale on nie zamierzał jej dać dojść do słowa – Pierwsze urodziny? Nie było cię. Pierwsze kroki? Nie było cię. Ząbkowanie? Nie było cię. Pierwszy dzień w szkole? Nie było cię. Pierwsza wizyta u dentysty? Nie było cię. Pierwsza jazda na rowerze? Nie było cię. Pierwszy nocny koszmar? Nie było cię, żeby przytulić, pocieszyć, otrzeć łzy. To nie ty zajmujesz się mną i wciskasz mi ohydne lekarstwa, kiedy jestem chory.

The QueensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz