011

222 32 34
                                    


Cześć! Nim przejdziemy do rozdziału, mam Wam coś do powiedzenia.

Wczoraj stuknęło pięćdziesięciu obserwujących, za co serdecznie z całego serducha Wam dziękuję. To naprawdę fajne, widzieć, że komuś podoba się to, co robisz. Chociaż nie obraziłabym się za większą ilość komentarzy. ^^'
Gdyby nie moje trwające blisko dwa miesiące problemy z komputerem, dziś, a może nawet jeszcze wczoraj, pojawiłby się jakiś special, ale niestety sprzęt ze mnie zakpił, więc nic z tego nie wyszło. Miejmy nadzieję, że na setkę uda mi się coś stworzyć!
Stawiam wam po soczku ze Scooby'm i wnoszę toast!
Przy okazji chciałabym zaprosić was na grupę na facebooku naszego Podziemnego Zakonu Kapturzystów ( 
https://www.facebook.com/groups/426729917668434/ ). Mamy nawet dostawcę marihuany, więc jesteśmy już w mocno zaawansowanym stopniu rozwoju. Oferujemy przyjemną atmosferę i... więcej! Każdy może rozpocząć dyskusję na temat dowolny, chociaż za poruszanie tematu marvela Miszcz[czyt. ja] może was ukarać. Publikuję tam również mini opowiadanie wyłącznie dla członków Zakonu. ^^



 Roy przebierał z nogi na nogę, gdy Jim rozmawiał z lekarzem o stanie Rory'ego. Żyje, przytomny, stabilny, w miarę ogarniający rzeczywistość, ku zdziwieniu wszystkich całkiem nieźle radzi sobie z angielskim, chociaż czasem wplata jakieś niezrozumiałe słowa i zwroty. To cudownie, ale młody Harper już nie mógł się doczekać, aż nareszcie ponownie zobaczy brata.

- Na tę chwilę największymi wadami wydają się brak prawego przedramienia oraz zacofanie rozwoju psychicznego o jakieś dwa, trzy lata. - zaszczycił lekarza swoim spojrzeniem oraz pełną uwagą – W kwestii ręki, pan Wayne oznajmił, że się tym zajmie, a specjaliści jego firmy stworzą chłopcu idealną protezę. W kwestii rozwoju – Rory nadrabia powagą, która jest nietypowa nawet dla osób w jego wieku, chociaż po części może być to spowodowane lękiem przed otaczającym go światem. Jednak są leki, dzięki którym za kilka miesięcy jego psychika będzie praktycznie normalna.

- Praktycznie normalna? - powtórzył James, patrząc podejrzliwie na lekarza, na co ten skinął twierdząco głową.

- Są rany, których nawet najlepszy psycholog i psychiatra nie wyleczą. Rozumie pan, większość ludzi takie ma. - zerknął kątem oka na Roya – Jestem pewien, że nawet brat takie posiada.

Łucznik zamarł w bezruchu i wbił nieobecny wzrok przed siebie. Rany... Tak, owszem. Ma takie. Męczysz się z tym całe życie, a kiedy myślisz, że to koniec, że to już cię nie boli... To wraca. Boli ze zdwojoną siłą, dusząc cię, dławiąc i zmuszając do łez, i wycia oraz wykrzykiwania próśb o ratunek, sprzeciwu, imion ludzi, których uważasz za swój potencjalny ratunek, oparcie.

- Roy. - poczuł dłoń Jima na swoim ramieniu. Uniósł powoli głowę i spojrzał na niego, a wtedy natrafił na zmartwione oblicze wujka – Wszystko w porządku? - niemrawo skinął głową – Możesz iść do Rory'ego. Ja dołączę później. Mnie nie zna. - wzruszył ramieniem z cieniem uśmiechu, widząc jego pytający wzrok.

Speedy ponownie skinął głową, po czym stanął przed drzwiami sali, na której leżał jego brat i złapał za klamkę. Wziął głęboki oddech i powoli wszedł do środka.

Na łóżku siedziała chuda postać bez prawej ręki i z przydługimi, mocno rozczochranymi rudymi włosami. Pochylała głowę, czytając artykuł rozłożonej na kolanach gazety.

The QueensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz