Cześć! Nim przejdziemy do rozdziału, mam Wam coś do powiedzenia.
Wczoraj stuknęło pięćdziesięciu obserwujących, za co serdecznie z całego serducha Wam dziękuję. To naprawdę fajne, widzieć, że komuś podoba się to, co robisz. Chociaż nie obraziłabym się za większą ilość komentarzy. ^^'
Gdyby nie moje trwające blisko dwa miesiące problemy z komputerem, dziś, a może nawet jeszcze wczoraj, pojawiłby się jakiś special, ale niestety sprzęt ze mnie zakpił, więc nic z tego nie wyszło. Miejmy nadzieję, że na setkę uda mi się coś stworzyć!
Stawiam wam po soczku ze Scooby'm i wnoszę toast!
Przy okazji chciałabym zaprosić was na grupę na facebooku naszego Podziemnego Zakonu Kapturzystów ( https://www.facebook.com/groups/426729917668434/ ). Mamy nawet dostawcę marihuany, więc jesteśmy już w mocno zaawansowanym stopniu rozwoju. Oferujemy przyjemną atmosferę i... więcej! Każdy może rozpocząć dyskusję na temat dowolny, chociaż za poruszanie tematu marvela Miszcz[czyt. ja] może was ukarać. Publikuję tam również mini opowiadanie wyłącznie dla członków Zakonu. ^^
Roy przebierał z nogi na nogę, gdy Jim rozmawiał z lekarzem o stanie Rory'ego. Żyje, przytomny, stabilny, w miarę ogarniający rzeczywistość, ku zdziwieniu wszystkich całkiem nieźle radzi sobie z angielskim, chociaż czasem wplata jakieś niezrozumiałe słowa i zwroty. To cudownie, ale młody Harper już nie mógł się doczekać, aż nareszcie ponownie zobaczy brata.
- Na tę chwilę największymi wadami wydają się brak prawego przedramienia oraz zacofanie rozwoju psychicznego o jakieś dwa, trzy lata. - zaszczycił lekarza swoim spojrzeniem oraz pełną uwagą – W kwestii ręki, pan Wayne oznajmił, że się tym zajmie, a specjaliści jego firmy stworzą chłopcu idealną protezę. W kwestii rozwoju – Rory nadrabia powagą, która jest nietypowa nawet dla osób w jego wieku, chociaż po części może być to spowodowane lękiem przed otaczającym go światem. Jednak są leki, dzięki którym za kilka miesięcy jego psychika będzie praktycznie normalna.
- Praktycznie normalna? - powtórzył James, patrząc podejrzliwie na lekarza, na co ten skinął twierdząco głową.
- Są rany, których nawet najlepszy psycholog i psychiatra nie wyleczą. Rozumie pan, większość ludzi takie ma. - zerknął kątem oka na Roya – Jestem pewien, że nawet brat takie posiada.
Łucznik zamarł w bezruchu i wbił nieobecny wzrok przed siebie. Rany... Tak, owszem. Ma takie. Męczysz się z tym całe życie, a kiedy myślisz, że to koniec, że to już cię nie boli... To wraca. Boli ze zdwojoną siłą, dusząc cię, dławiąc i zmuszając do łez, i wycia oraz wykrzykiwania próśb o ratunek, sprzeciwu, imion ludzi, których uważasz za swój potencjalny ratunek, oparcie.
- Roy. - poczuł dłoń Jima na swoim ramieniu. Uniósł powoli głowę i spojrzał na niego, a wtedy natrafił na zmartwione oblicze wujka – Wszystko w porządku? - niemrawo skinął głową – Możesz iść do Rory'ego. Ja dołączę później. Mnie nie zna. - wzruszył ramieniem z cieniem uśmiechu, widząc jego pytający wzrok.
Speedy ponownie skinął głową, po czym stanął przed drzwiami sali, na której leżał jego brat i złapał za klamkę. Wziął głęboki oddech i powoli wszedł do środka.
Na łóżku siedziała chuda postać bez prawej ręki i z przydługimi, mocno rozczochranymi rudymi włosami. Pochylała głowę, czytając artykuł rozłożonej na kolanach gazety.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...