2.19

11 1 0
                                    

Pamięci kota Czarnego, psinki Kulki i wszystkich bardziej lub mniej puchatych przyjaciół, których musieliśmy pożegnać, choć chcieliśmy tulić już wiecznie.





Star City, 17 luty 2027

Rory poprawił kołnierz płaszcza, czując jak przejmująco zimny wiatr zawiewa mu w kark. Pochylił z pokorą głowę, łącząc ze sobą swoje dłonie.

- Droga rodzino, drodzy przyjaciele... i ty Wally.

West wywrócił oczami, ale darował sobie komentarze.

- Jestem pewien, że Hermes, widząc was wszystkich tutaj, na pewno zamruczałby z zadowoleniem. - wskazał dłonią na stojące na piedestale zdjęcie kota w czarnej ramce – Dziękuję, że zgromadziliście się tutaj, aby towarzyszyć mu w jego ostatniej drodze.

Kiedy Dinah wróciła trzy dni temu do domu i usłyszała krzyki syna, od razu ruszyła mu na pomoc. Wezwali weterynarza, ale ten ocenił, że Hermes umarł we śnie. Prawdopodobnie nie był chory, odszedł ze starości. Spędził w rodzinie Queenów jedenaście lat, a wcześniej przeżył dwa lata w oczekiwaniu na rodzinę, która da mu dom.

Miał dobre życie, ale Rosline i tak nie mógł się pogodzić z jego odejściem.

- To kolejny dotkliwy cios dla naszej rodziny. - kontynuował Rory, patrząc z powagą na swoją rodzinę (i Wally'ego) – Jeśli życie nas czegoś uczy, to przede wszystkim tego, że na świecie nie liczy się nic poza miłością. Hermes był kochany przez nas wszystkich i miejmy nadzieję, że i on w swoim kocim serduszku znalazł do nas choć odrobinę tej miłości. - uśmiechnął się słabo, słysząc krótki śmiech Artemis i Heleny – Już zawsze z rozczuleniem będę wspominał te drobne gesty z jego strony, gdy budził nas jeśli nie zadzwonił budzik czy kiedy raz zaalarmował nas, że Oliver wykrwawia się w swojej kryjówce. Hermes poza byciem kotem domowym, był kotem bohaterów. Myślę, że spokojnie mógł nosić przydomek Green Mrreow. - uśmiechnął się z zadowoleniem, widząc, że udało mu się choć trochę rozchmurzyć nawet Rossa – Choć dziś czuję tylko rozżalenie i jesteśmy zmuszeni się pożegnać, jestem pewien, że w przyszłości jeszcze się spotkamy. Czekaj na nas wśród Gwiazd, Hermesie.

Rory skinął głową na Wally'ego. We dwóch złożyli małą, kocią trumienkę w wykopanym grobie przy krzewach, przy których Hermes uwielbiał się latem wylegiwać. West chwycił łopatę i powoli, w milczeniu przysypał otwór ziemią.

Pochowali Hermesa w ogródku za Queen Manor z zamiarem postawienia mu tam płyty nagrobnej, aby nawet prawnuki Rossa wiedziały kto tam spoczywa.

Rory, robiący za mistrza ceremonii, gestem zaproponował wszystkim, żeby weszli do środka. Powoli ruszyli w stronę posiadłości. Jedynie Rosline stał na swoim miejscu, wpatrując się mokrymi oczami w świeżo usypany kopiec. Drgnął, gdy ktoś go objął. Powoli spojrzał na Artemis. Widząc, że po jej policzkach płyną łzy, pozwolił sobie na słabość.

- Jak się trzymasz? - spytała łamliwie.

- Wcale się nie trzymam. - odparł, ocierając policzki rękawem kurtki – Kochałem Hermesa.

- Wiem, Rossie. - ostrożnie otarła jego łzy dłonią – Rory ułożył mu piękną przemowę, nie uważasz?

Pokiwał głową, pociągając głośno nosem.

- "Czekaj na nas wśród Gwiazd"... Roy powiedział to na pogrzebie taty...

Przytuliła go do siebie.

- Teraz obaj na nas czekają. Ollie na pewno zadba o Hermesa. - pogłaskała go czule po głowie – Rany, jesteś już wyższy ode mnie. Kiedy ty tak wyrosłeś, Rossie?

Położyła dłonie na ramionach młodszego brata, odsuwając go od siebie i przyjrzała mu się uważnie.

- Mam dla ciebie prezent, Rossie. To nie ukoi twojego bólu, ale pozwoli ci zawsze mieć przy sobie cząstkę Hermesa. - sięgnęła do kieszeni i podała mu srebrną bransoletkę z odciskiem kociej łapki odbitej w srebrnej blaszce. Z pozoru przypominała trochę zegarek. Miejscach poduszeczek były małe diamenciki (ciekawe czy prawdziwe?), a w środkowej, największej zatopiono sierść.

- To Hermesa? - spytał, pociągając nosem i dotknął ostrożnie palcem dużego kryształu.

- Firma zajmująca się kremacją oferuje różne pamiątki po zmarłych pupilach. - wyjaśniła. Wyjęła mu z dłoni bransoletę i powoli założyła na lewy nadgarstek – To nie tylko sierść Hermesa. To odcisk jego łapki. Żadnego innego kota.

Ross poczuł jak coś ściska go w sercu. Tym razem sam przytulił się do siostry.

- Dziękuję, Arty.

- Nie ma za co. - odpowiedziała, obejmując go w pasie.

- Kocham cię. - szepnął, chowając twarz w zgięciu jej szyi.





Rozdział 19 jest smutny i krótki, i trochę płakówa, bo przypomniał mi się mój kot, którego już nie ma, i nie chcę teraz pisać cokolwiek, co by nadało rozdziałowi jakikolwiek weselszy ton, więc to na dzisiaj tyle. Jutro dodam rozdział 20, żebyście nie byli stratni. A przynajmniej taka jest moja decyzja na dzień, w którym to piszę (01.03.2022)

The QueensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz