Całą niedzielę Roy spędził w domu, odrabiając zadania z matmy, których zadali im chyba z kilka stron oraz trenując. No dobrze. Trenując i przepisując zadania z zeszytu Rory'ego, który rozprawił się z pracą domową już w piątek, aby w weekend móc skupić się na pracy z Batmanem oraz spotkaniu z jakimś kumplem w galerii handlowej. Harper nie wiele wiedział na ten temat, ale Hal doniósł mu, ze jego bliźniak wrócił obładowany siatkami ze sklepu dla skejtów i z Empiku*.
Pod wieczór walnął się na łóżku, po wcześniejszym puszczeniu muzyki. Skrzyżował ręce pod głową i przymknął oczy, przypominając sobie dzisiejszą rozmowę przez telefon z Oliverem. Ktoś doniósł mu o jego ataku i cały stroskany dopytywał czy wszystko okej, czy nie chce wziąć swoich starych leków albo spotkać się z lekarzem.
Chłopak westchnął, przewracając się na lewy bok. Na ponowne spotkanie z terapeutą nie miał ochoty i nie czuł potrzeby zażywania leków, po których chodziłby otumaniony przez pół dnia.
Wiedział, że ten incydent nie powinien mieć miejsca, ale to była jego wina. Niepotrzebnie się nakręcił.
- To się więcej nie powtórzy. - mruknął do siebie, przewracając się na drugi bok.
Ktoś zapukał do drzwi i od razu zajrzał do środka.
- Śpisz?
Powoli otworzył oczy i spojrzał na swojego brata bliźniaka. Podniósł się do siadu.
- Nie, właź. - machnął ręką, zapraszając go do siebie.
Rory przeszedł przez całą szerokość pokoju i usiadł w nogach łóżka, opierając się plecami o podporę baldachimu.
- Jestem wykończony. - jęknął boleśnie. Starszy z braci zachichotał złośliwie.
- Wujcio Be dał ci w kość?
- Nie, to akurat była czysta przyjemność. - odparł, wywracając oczami. Speedy'emu mina nieco zrzedła – Wally poprosił mnie, żebym poszedł z nim i Connerem na zakupy. To mnie wykończyło.
Roy pokiwał głową. Sam też nie przepadał za zakupami. Powoli wstał z łóżka i podszedł do okna, po czym otworzył je na oścież. Po drodze ściszył muzykę.
- Chodź. - machnął na niego dłonią i wdrapał się na parapet. Przerzucił nogi przez futrynę, łapiąc się rękoma za wystające elementy. Rory dołączył do niego i już po chwili razem patrzyli na gwiazdy.
- Inaczej je zapamiętałem. - westchnął Kudłaty. Drugi skinął.
- Nawet tutaj, kilka kilometrów od zgiełku miasta, gwiazdy nie są tak jasne, jak w rezerwacie. - zgodził się, błądząc wzrokiem po niebie - Światło lamp zabija je dla oka zwyczajnego człowieka. - wyjaśnił.
- To smutne. Ludzie sami sobie odbierają prawdziwe piękno...
- Ta świadomość bardzo przerażała tatę. - wyznał, przypominając sobie list od przybranego ojca, który znalazł kilka miesięcy temu.
Zapadła między nimi cisza.
- Roy, nie rozmawialiśmy o nim jeszcze... Jak zginął? Kiedy?
Żaden nie odważył się spojrzeć na drugiego.
Siedzieli na parapecie kilkanaście metrów nad ziemią, mając świetny widok na skąpany w mroku nocy ogród, okoliczne pola i lasy. Trzymali głowy zadarte lekko do góry, przypatrując się gwiazdom.
- On... Tata... - zawahał się – Zmarł niedługo po, no, tobie. Pewnego dnia po prostu zasnął i już się nie obudził.
Znów zapadła cisza.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...