038

143 28 15
                                    



 Całą niedzielę Roy spędził w domu, odrabiając zadania z matmy, których zadali im chyba z kilka stron oraz trenując. No dobrze. Trenując i przepisując zadania z zeszytu Rory'ego, który rozprawił się z pracą domową już w piątek, aby w weekend móc skupić się na pracy z Batmanem oraz spotkaniu z jakimś kumplem w galerii handlowej. Harper nie wiele wiedział na ten temat, ale Hal doniósł mu, ze jego bliźniak wrócił obładowany siatkami ze sklepu dla skejtów i z Empiku*.

Pod wieczór walnął się na łóżku, po wcześniejszym puszczeniu muzyki. Skrzyżował ręce pod głową i przymknął oczy, przypominając sobie dzisiejszą rozmowę przez telefon z Oliverem. Ktoś doniósł mu o jego ataku i cały stroskany dopytywał czy wszystko okej, czy nie chce wziąć swoich starych leków albo spotkać się z lekarzem.

Chłopak westchnął, przewracając się na lewy bok. Na ponowne spotkanie z terapeutą nie miał ochoty i nie czuł potrzeby zażywania leków, po których chodziłby otumaniony przez pół dnia.

Wiedział, że ten incydent nie powinien mieć miejsca, ale to była jego wina. Niepotrzebnie się nakręcił.

- To się więcej nie powtórzy. - mruknął do siebie, przewracając się na drugi bok.

Ktoś zapukał do drzwi i od razu zajrzał do środka.

- Śpisz?

Powoli otworzył oczy i spojrzał na swojego brata bliźniaka. Podniósł się do siadu.

- Nie, właź. - machnął ręką, zapraszając go do siebie.

Rory przeszedł przez całą szerokość pokoju i usiadł w nogach łóżka, opierając się plecami o podporę baldachimu.

- Jestem wykończony. - jęknął boleśnie. Starszy z braci zachichotał złośliwie.

- Wujcio Be dał ci w kość?

- Nie, to akurat była czysta przyjemność. - odparł, wywracając oczami. Speedy'emu mina nieco zrzedła – Wally poprosił mnie, żebym poszedł z nim i Connerem na zakupy. To mnie wykończyło.

Roy pokiwał głową. Sam też nie przepadał za zakupami. Powoli wstał z łóżka i podszedł do okna, po czym otworzył je na oścież. Po drodze ściszył muzykę.

- Chodź. - machnął na niego dłonią i wdrapał się na parapet. Przerzucił nogi przez futrynę, łapiąc się rękoma za wystające elementy. Rory dołączył do niego i już po chwili razem patrzyli na gwiazdy.

- Inaczej je zapamiętałem. - westchnął Kudłaty. Drugi skinął.

- Nawet tutaj, kilka kilometrów od zgiełku miasta, gwiazdy nie są tak jasne, jak w rezerwacie. - zgodził się, błądząc wzrokiem po niebie - Światło lamp zabija je dla oka zwyczajnego człowieka. - wyjaśnił.

- To smutne. Ludzie sami sobie odbierają prawdziwe piękno...

- Ta świadomość bardzo przerażała tatę. - wyznał, przypominając sobie list od przybranego ojca, który znalazł kilka miesięcy temu.

Zapadła między nimi cisza.

- Roy, nie rozmawialiśmy o nim jeszcze... Jak zginął? Kiedy?

Żaden nie odważył się spojrzeć na drugiego.

Siedzieli na parapecie kilkanaście metrów nad ziemią, mając świetny widok na skąpany w mroku nocy ogród, okoliczne pola i lasy. Trzymali głowy zadarte lekko do góry, przypatrując się gwiazdom.

- On... Tata... - zawahał się – Zmarł niedługo po, no, tobie. Pewnego dnia po prostu zasnął i już się nie obudził.

Znów zapadła cisza.

The QueensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz