061

87 16 10
                                    



 - Chyba sobie żartujesz. - chłodny głos Roya odbił się echem po sali bankietowej – Żartujesz, prawda? - spytał Olivera, mrużąc na niego groźnie oczy.

Mężczyzna spojrzał na niego bez wyrazu, po czym przejechał wzrokiem po wyrażających niepewność twarzach pozostałej dwójki synów. Następnie położył dłoń na drobnym ramieniu stojącej obok niego nastolatki o azjatyckich rysach twarzy.

-To nie jest żart, Roy. - ukrócił dalsze protesty nastolatka jednym, krótkim zdaniem – Jak już powiedziałem, Artemis od dzisiaj jest członkiem naszej rodziny. Zarówno Queenów, jak i rodziny Arrowa.

Rudzielec znów mu przerwał, tym razem gardzącym prychnięciem.

-Serio? A czy ona w ogóle umie używać łuku?

Queen na chwile przymknął oczy, modląc się o siłę i cierpliwość, i już miał odpowiedzieć, gdy Artemis straciła swoją cierpliwość i odparowała:

-Tak, ona umie. - przechyliła głowę, mrużąc oczy w podobny sposób co Speedy.

Dziewczyna straciła zainteresowanie najstarszym z braci i spojrzała sceptycznie na pozostałą dwójkę. Rory patrzył na nią z uniesioną jedną brwią i dłońmi wciśniętymi swobodnie w kieszenie za szerokich dżinsów. Ross stał połowicznie schowany za Sharperem, spoglądając na nią spod byka, jednocześnie udając groźnego i starając się ukryć nieznaczne drżenie rąk poprzez zaciskanie ich w piąstki.

-Po co? - drążył dalej Roy. Oliver wciągnął głośno powietrze.

-Nie mam zamiaru ci się z niczego spowiadać, Roy. Razem z Dinah zdecydowaliśmy się na adopcję Artemis. Oficjalnie jeszcze nie jesteśmy jej prawnymi opiekunami, ale zapewniono nas, że to już tylko kwestia formalności i pozwolono zabrać ją do domu. - ton mężczyzny był stanowczy. Od jego postawy i mimiki powiewało chłodem. Definitywnie nie miał zamiaru się dalej z nimi użerać w tej kwestii – Roy, pozwolisz na chwilę? - zabrał dłoń z ramienia nastolatki, posłał chłopakowi ostatnie spojrzenie i ruszył do wyjścia.

Roy, choć niezadowolony, podążył za nim.

Jego bliźniak odprowadził go wzrokiem, po czym spojrzał na nową „siostrę" z delikatnym uśmiechem i z wysuniętą dłonią do powitania, postąpił krok do przodu.

-Wybacz za Roya. Jest trochę porywczy, ale myślę, że moglibyśmy się wszyscy- ...!

Sharper w ostatnim momencie wykonał wyciągniętym wcześniej ramieniem blok, którego nauczył się na lekcjach Guy'a, dzięki czemu teraz zatrzymał atak z pięści, którą zamachnęła się na niego blondynka.

Harper-Queen zmarszczył brwi, patrząc dziewczynie w oczy. Ona odwzajemniła kontakt wzrokowy. Rudzielec miał szczęście, że to prawe przedramię posłużyło mu jako tarcza, ponieważ nie sądził, aby jego normalne, z kości i skóry, ramię to przetrzymało. Dziewczyna miała parę w łapach. Wibracje, które przeszły go od uderzonej metalowej protezy, poczuł, aż w barku.

-Jesteś cyborgiem czy coś? - spytała cicho, zerkając krótko na jego blok, po czym odskoczyła, zwalniając go. Chłopak opuścił rękę wzdłuż ciała. Nic nie odpowiedział, a raczej nie zdążył, ponieważ jego proteza zareagowała odruchowo, chowając maskowanie i przetransformowała się w pełni uzbrojone ramię.

... zupełnie jak u cyborga.

Pośpiesznie naciągnął na nią bluzę, nie odrywając wzroku od Artemis.

-Bardziej „czy coś". - odparł cicho. Obawiał się czy dziewczyna nie zdecyduje się zaatakować go po raz kolejny. Nie sądził, aby zdziałał coś więcej prócz dania skopać sobie tyłek. Zaskoczył sam siebie umiejętnością wykonania bloku. Nie sądził, aby jego ciało zdążyło zapamiętać jakieś inne przydatne ruchy – Hej, nie chcę się bić. - rzekł, prostując pochylone plecy – Nie wnikam czemu zdecydowałaś się mnie zaatakować, ale możemy puścić to w niepamięć.

-Posłuchaj, chuderlawy nerdzie, nie przyszłam się tutaj z wami kumplować, a po to, aby przygotować się do zemsty.

Rory westchnął cicho.

-Jako nerd mogę powiedzieć ci jedno – wiele historii pokazuje, że zemsta nie prowadzi do niczego dobrego.

Artemis uśmiechnęła się z odrobiną kpiny i politowania.

-Jest różnica między fikcją a prawdziwym życiem. Musisz się nauczyć, że twoje książeczki nie zawsze mają oparcie w rzeczywistości. Z chęcią pokażę ci granicę między snem a jawą.

Sharper otworzył szerzej oczy, widząc jak dziewczyna się na niego zamierza. Jego ciało znów zareagowało odruchowo, jednak tym razem kontrolę przejął „nerd". Ugiął kolana i złączył ramiona, unosząc je, aby posłużyły mu za tarczę.

Ze zdezorientowaniem ujrzał szybką, czerwoną plamę, która pojawiła się przed nim i bez problemu odparła Artemis, uderzając kolanem w brzuch.

Powoli opuścił ręce, aby lepiej się przyjrzeć. Blondynka, aż przewróciła się do tyłu i przejechała kawałek na tyłku. Tymczasem przed nim stał Ross w bojowej pozycji.

Cudownie. Dziewięciolatek dał sobie radę ze starszą o sześć lat dziewczyną, a Rory? To trochę poniżające, musieć polegać na młodszym braciszku.

-Mścij się na kim chcesz, ale od nas się odwal. - oznajmił chłopiec. Wydawał się być bardziej dojrzały, niż wskazywałby jego wiek czy kruche ciałko. Uniósł jedno ramię, wskazując na nią palcem – To nasz dom. - Rory poczuł lekki chłód, który przeszedł mu po kręgosłupie. Nie widział twarzy brata, ale jakoś... poczuł przerażenie, widząc same plecy i słysząc ten słodki głos, brzmiący jakby przemawiał nim dorosły – Panują tu pewne zasady i lepiej, żebyś się do nich dostosowała, jeśli chcesz zostać. - Rudzielec odwrócił wzrok od dziecka i spojrzał na Artemis. Doznał szoku, gdy dostrzegł na jej twarzy gniew wymieszany... Hm. Czyżby miała podobne odczucia co on?

Minęła dłuższa chwila, nim którekolwiek z nich poruszyło się lub chociażby odezwało. Nagle postawa blondynka poluźniła się i opuścił ramię. Starszy chłopak był niemal pewien, że właśnie uśmiechnął się szeroko, jak to Ross miał zawsze w zwyczaju.

-Bądź grzeczna, Arty! Bo poskarżę się mamie! – zawołał radośnie i roześmiał się swobodnie. Rory był zszokowany tą nagłą zmianą tonu, jednak coś zmusiło go, aby również się zaśmiać. Z jego ust wyrwał się krótki śmiech, po czym uśmiechnął się krzywo, trzymając kurczowo za protezę, która powoli zaczynała mu wariować.

Ross obrócił się na pięcie i jego starszy brat mógł dostrzec ten lekki uśmieszek pogardy, który zdążył już dobrze poznać podczas braterskich strać, które kończyły się uznaniem przez Dinah, że to Ross jest tym „dobrym". Mały Queen uniósł bezradnie ręce, kierując się do drugiego wyjścia z sali bankietowej.

-Co ci poradzę...? To ja rozdaję karty w tej grze. - rzekł Ross.

-Cholerny kmiot. - mruknęła ze złością Artemis, podnosząc się i ruszyła do innego wyjścia.

Rory został sam ze sobą. Młodszy brat zaimponował mu tym, ile zdążył opanować z walki wręcz przez te miesiące, kiedy Oliver i Dinah go szkolili. Wyglądało to tak, jakby urodził się po to, aby zostać naczyniem dla następnego Green Arrowa czy coś w tym rodzaju.

Spojrzał z determinacją na puste przejście między pomieszczeniami i uśmiechnął się do siebie, zaciskając dłonie w pięści.

-Nie zamierzam być gorszy, Rossy. Nie dam ci się wyprzedzić! - oznajmił. Był sam, więc nikt go nie słyszał, ale był to dla niego szczegół.

Zamierzał nie odstawać od swojej szalonej rodzinki i po kryjomu dalej ćwiczyć walkę, aż pewnego dnia będzie mógł ich zaskoczyć tym, co potrafi!

... Nawet, jeśli jego głównym rywalem jest teraz Ross. Ech... Nie ma co wybrzydzać. Młody przynajmniej jest zdolny obronić się co najmniej przed dziewczyną w wieku licealnym, a rudzielec nie potrafi nawet tego...



Staram się jak mogę, ale jak nie zmęczenie po pracy, to przeziębienie. A jak nie przeziębienie, to okres. Kill me, please.

Pytanie teoretyczne do moich czytelników-fanów Naruto; czy ewentualnie czytalibyście moją pracę w tym uniwersum? Jeśli tak, to czy jest coś (para, jakaś historia), na którą liczylibyście jakoś szczególnie w moim wykonaniu? Nie mówię, ze się za to biorę czy wezmę w najbliższym czasie, ale tak z ciekawości.

The QueensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz