Kara Zor-El, ewentualnie Kara Danvers, poprawiła swoje okulary zerówki i naciągnęła swoją bluzę z logiem kapeli, zasłaniając pasek od spodni. Minął ją tłum ludzi, którzy podobnie jak ona wysiedli z autobusu i rozejrzała się wokół. Znajdowała się przy skwerku przylegającym do Starling Academy. Kilka minut temu rozbrzmiał dzwonek na przerwę, więc dostrzegła kilka grupek nastolatków w mundurkach.
Po chwili ruszyła chodnikiem ku bramie szkoły. Gdy przez nią przeszła, uczniowie nie kryli swojego zainteresowania jej osobą. Nic dziwnego. Bliżej jej było do uczennicy, niż do potencjalnej matki lub opiekunki. Próbowała wypatrzeć w tłumie trójki chłopców, których miała skontrolować z polecenia Olivera, ale nigdzie ich nie dostrzegła. Pozwoliła sobie skorzystać ze swojego rentgenu w oczach jako pomocy. Oczywiście, bez podglądania kto i co ma pod ubraniem.
Skierowała kroki ku grupce gapiów, którzy coś pokrzykiwali. Niektórzy wyciągnęli telefon, aby nagrać bójkę. Kara stanęła zaraz za nimi i uniosła się na palcach, aby lepiej widzieć. Skrzywiła się. Bójka! Raczej jednostronne bicie jakiegoś biednego kujona czy... O cholera.
-Hej, koleś! - zaczęła przepychać się przez uczniów, ale ci tylko ją odepchnęli, nawet nie zwracając na nią większej uwagi.
Pośrodku kręgu stał jakiś osiłek wyglądający na typowego byczka z drużyny footballowej. Stał nad jakimś chudym rudzielcem, który próbował pozbierać się z ziemi po tym, jak został na nią popchnięty.
-Warren! - warknął gdzieś z boku inny, chłopięcy głos. Supergirl spojrzała w tamtym kierunku.
Ku zbiorowisku zmierzał wściekłym krokiem drugi rudzielec. Wepchnął swoją torbę w ręce innego chłopaka w okularach i bez trudu przepchnął się przez tłum do Byczka i pierwszego rudzielca.
-Roy... - sapnęła. Zerknęła na tego na ziemi – I Rory...
Byczek zaśmiał się tylko, widząc bojową postawę Harpera. Tłum wokół wydał tylko radosny okrzyk. Widocznie spotkała się dwójka ich ulubionych bokserów. Kara, zacisnęła dłonie w pięści, pozwalając póki co zająć się sprawą Speedy'emu.
Footballista górował nad chłopakiem wzrostem, ale i ilością mięśni. Dziewczyna podskórnie czuła, że nie skończy się to najlepiej.
Warren zamachnął się na Roya, ale ten w porę odskoczył w bok, jednak zaraz dostał z łokcia w brzuch i wylądował na tyłku obok brata, wypuszczając z płuc całe powietrze. Blondynka skrzywiła się i zasłoniła usta dłonią.
Widzowie zaczęli coś skandować na zachętę. Zapewne na zachętę dla tego silniejszego. Mimo to, Harper wstał na równe nogi i oddał przeciwnikowi kopniakiem w bok. Nagle wszystko umilkło, a zastąpił go dziecięcy głosik.
-Puszczajcie mnie! - zażądał właściciel głosu. Tłum rozstąpił się z jednej strony i podeszła dwójka chłopaków, najpewniej kumpli Warrena, trzymając za ramiona małego blondynka.
-Ross! - kilka dziewczynek ewidentnie chciało mu pomóc, ale zostały odgrodzone od kolegi przez starszych uczniów.
-Tego już za wiele. - mruknęła do siebie Kara. Nie chciała się mieszać, żeby nie narobić Royowi większych problemów, ale nie może patrzeć jak jakieś przygłupy z liceum będą znęcać się na ośmiolatkiem.
Nim zdołała choćby ruszyć nogą, w Roya wstąpiła nowa siła. Wyprostował się, niczym napięta struna.
-Postawcie go.
-Ojoj, Harper to opiekuńczy starszy braciszek! - zakpił ktoś. Natomiast trzymająca Queena dwójka, uśmiechnęła się tylko złośliwie.
-Bo co nam zrobisz, Harpi?
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...