- Twój tata to prawdziwy bohater. - oznajmiła z uśmiechem Kara, podając chłopcu szklankę z sokiem i usiedli razem przy stoliku.
Ross skinął głową, uśmiechając się dumnie, po czym spojrzał na nią z zaciekawieniem, gdy kontynuowała swoją wypowiedź.
- Pamiętam jak go poznałam. To był dopiero początek okresu, w którym główna siódemka Sprawiedliwych zaczęła rekrutować do ligi nowych członków. Twój tata działał samotnie na terenie Star City i nie odpowiadał na żadne wiadomości, więc John Steward, inny latarnik, postanowił spotkać się z nim osobiście. Dalej się upierał, że-
- Opowiadasz młodemu o pierwszej misji Arrowa? - na jedno z wolnych krzeseł przy ich stoliku usiadł ciemnoskóry mężczyzna, z talerzykiem ciasta w jednej dłoni i widelczykiem w drugiej. Supergirl uśmiechnęła się nieco szerzej, witając z nowo przybyłym – John Steward. - przedstawił się Rossowi – Muszę przyznać, że trochę się nerwów z twoim staruszkiem nażarłem. On koniecznie nie chciał się do nas przyłączyć, a Batman nalegał, że ma się dołączyć. - westchnął – Diana skądś wyciągnęła informację, że są kumplami jeszcze z pieluch, więc dość dobrze się znali. - dźgnął widelcem tort, zbierając myśli – Złapałem go akurat, jak walczył ze złodziejami w supermarkecie.
Rosline wydał się być bardzo nie pocieszony tą informacją. Skrzywił się i bezgłośnie powtórzył „w markecie?". John zauważył jego zawód i zaraz sprostował.
- To byli bardzo groźni przestępcy. Było ich dużo i mieli bardzo niebezpieczną broń. - wyjaśnił, a chłopiec nieco się rozchmurzył, a Kara zasłoniła dłonią usta, próbując ukryć śmiech.
- Ściągnąłem go do Strażnicy, kiedy akurat marudził, jak to robimy wszystko pod publikę i inne takie. - wywrócił oczami – Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, tylko Batman wydawał się być nagle niepocieszony z obecności Arrowa. Ten człowiek powinien się leczyć. - pokręcił głową.
- Green Arrow rozmówił się z Batmanem i oznajmił, że on nie zamierza z nimi zostać.
- I Batman w końcu odpuścił. - dodał Steward – Gorzej, że Oliver nie chciał wracać teleportem, bo nie lubi jak mu się grzebie w molekułach... Akurat leciałem z Karą i Kapitanem Atomem na misję, więc- Nie, nie tym Atomem. - zaprzeczył, widząc, że młody Queen zerka w kierunku stojącego niedaleko Raya Palmera – Innym. - dopowiedział, a zaraz kontynuował główny wątek – No, więc stwierdziłem, że po zakończeniu roboty podrzucimy go do domu. - nagle zmarkotniał, wbijając wzrok w biały obrus.
- No? I co było dalej? - dopytał Ross, patrząc na niego z niecierpliwością i żądzą poznania reszty historii. Kara zachichotała.
- John zamilkł, bo nie chce się przyznać, że po przybyciu na miejsce, zaledwie po minucie twój tata uratował nam życie. - oznajmiła, uśmiechając się zaczepnie do latarnika.
- Nieco się przyczynił. - odparł szybko – Tylko nas ostrzegł.
- Gdyby tego nie zrobił, nie rozmawialibyśmy teraz. - wystawiła mu język, a następnie spojrzała na chłopca – Grupka żołnierzy otworzyła w naszym kierunku atak i tylko twój tata, który został przy samolocie, w porę to dostrzegł i nas ostrzegł. - wyjaśniła – Poza tym przyczynił się do tego, że John odebrał im bronie i-
- Wtrącał się. - burknął John. Oboje spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Pomagał nam! - odparła Kara.
- Dosłownie godzinę wcześniej upierał się, że nie chce być członkiem Ligi, a tu nagle zaczął się wtrącać i mnie pouczać!
- Aż tak cię to boli, że do dzisiaj masz żal? - spytała z udawaną troską.
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...