005

248 41 23
                                    


Eev, kolejny rozdział tego samego dnia?! Dlaczemu?! - Mam dobry humor. Kto mi zabroni?



 Jak głosi pewien mem „Rosja to nie kraj. Rosja to stan umysłu". I wiecie co? Oliver siedząc na kolejnym z rzędu spotkaniu z tutejszymi biznesmenami doszedł do jednego wniosku – czas zaufać memom. Rosjanie są dziwni. W sumie Chińczycy, Koreańczycy i Francuzi również. I Anglicy też do końca normalni nie są.

Siedział właśnie w sali konferencyjnej z przedstawicielami firm wywodzących się z tych krajów. Aktualnie pałał największą sympatią do anglika, który ze stoickim spokojem siorbał herbatę od początku spotkania, kiedy pozostali się o coś wykłócali. Queen w najlepsze bazgrał w swoim kalendarzu. Z pod jego ręki wyszedł już uśmiechnięty Batman w stylu chibi otoczony chmarą serduszek oraz Superman – również chibi – lecący w górę, a napis obok niego głosił „Na koniec świata i do łazienki Batmana!". Teraz rysował chibi Flasha ścigającego się ze strusiem Pędziwiatrem i dzieciakiem z Iniemamocnych.

Zmęczony kłótnią francuz opadł na swoje miejsce obok Olivera i mimowolnie zajrzał mu przez ramię, co nie uszło uwadze łucznika. Żabojad spojrzał na blondyna z politowaniem i pokręcił lekko głową, uśmiechając się kpiąco.

Queen nie spuszczał z niego przewiercającego na wylot spojrzenia.

- Na co patrzysz? - zapytał nieco zdezorientowany mężczyzna z charakterystycznym akcentem i przy okazji doprowadzając uszy Amerykanina do krwotoku.

- Zastanawiam się, jakbyś wyglądał z penisem na czole.

Niespodziewanie Rosjanin i Koreańczyk coś powiedzieli, co widocznie było skierowane do wszystkich, ale Oliver nic nie zrozumiał. Spojrzał spanikowany na dalej siorbiącego herbatę Anglika, licząc, że on coś zrozumiał. Na żabojada nie będzie patrzył. Nie lubi typa. Już wiadomo z kim współpracy nie nawiąże Queen Industries.

Anglik z niezadowoleniem odstawił swoją herbatę i zaczął zbierać swoje rzeczy. Podobnie pozostali, więc i Queen pośpiesznie pozbierał swoją własność i wepchnął do teczki.

- Już późno. Dokończymy rozmowy jutro. - wyjaśnił mu Francuz z miną, jakby Oliver był niedorozwinięty. Prosił się o złamanie mu nosa.

- Dzięki. Zrozumiałem, kiedy oni mówili. - odparł, chociaż prawdą to zdecydowanie nie było.

Głupi żabojad.

Założył swój płaszcz i owinął się szczelnie szalikiem, który dostał od matki Supermana – nigdy więcej nie odważy się postawić tam nogi bez grubego, wełnianego swetra, czapki, szalika i pary rękawiczek. Nawet latem – i niechętnie wyszedł z budynku. Teczkę wcisnął pod pachę, a dłonie wsadził do kieszeni. Kto to widział, żeby w czerwcu było tak zimno?

Stan umysłu, cholera. Pewnie Batmana.

Dreptał sobie do hotelu, w którym się zatrzymał. Nie ufał taksówkarzom w Rosji. Niczemu tutaj nie ufał. Nawet ubikacji. Jak sika to pół metra dalej i rozgląda się na boki czy na pewno jest bezpiecznie.

Miał zamiar wrócić do hotelu, wziąć długą, ciepłą kąpiel i zadzwonić do domu sprawdzić czy się nie pozabijali. Albo czy chociaż dom stoi. Niestety los postanowił pokrzyżować mu plany.

Koło niego zatrzymał się radiowóz, a z niego wyskoczyła dwójka stróżów prawa. Zaczęli coś pokrzykiwać, a po chwili blondyn leżał powalony na ziemi, a jeden z nich zakuwał mu za plecami dłonie w kajdanki.

The QueensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz