Było koło południa, gdy Oliver, mimo ogromnego kaca, zwlekł się z łóżka. Darował sobie śniadanie, czując w przełyku posmak żółci na samą myśl o jakimkolwiek jedzeniu. Możliwe, że trochę wczoraj zabalował. Ale to wina Batmana! Gdyby go nie wkurzył, nie poszedł by pić i wróciłby do domu zaraz po wątpliwie szczęśliwym zakończeniu zabawy z Sportsmasterem i jego córkami.
Wszedł do salonu, aby oznajmić zwykle przesiadującej tam o tej porze Dinach, że żyje, i już wiedział, iż lepiej byłoby zostać w łóżku.
Oprócz żony, zastał w pomieszczeniu Jima Harpera. Po kołczanie i czerwonym, skórzanym kostiumie na fotelu wywnioskował, że przyjechał tu razem z Royem.
-Ojciec narodów nareszcie wstał. - rzucił z przekąsem znad filiżanki z kawą James.
Na usta blondyna cisnął się jakiś wyrafinowany komentarz, ale skacowany mózg potrafił wytworzyć tekst „wyrafinowany" na poziomie przedszkolaka, więc postanowił być cicho.
-Gdzie Roy? - spytał tonem, jakby tamten co najmniej go porwał.
-Poszedł do siebie. - odparła spokojnie Canary. Poklepała miejsce koło siebie – Siadaj, Ollie. Właśnie mieliśmy o nim rozmawiać.
-W sensie? - mimo postawy „na nie", posłusznie poczłapał w stronę małżonki i usiadł obok niej.
-Zasadniczo, to Jim chciał z tobą porozmawiać. - spojrzała wymownie na szatyna. Ten nagle pobladł, patrząc na nią zdezorientowany, ale już po chwili odchrząknął i spojrzał poważnie na blondyna.
-Porozmawiałem trochę wczoraj z Royem. Nie lubi swojego psychologa. - odstawił filiżankę na stolik i złączył palce – Wydaje mi się, że lepsze skutki przyniesie terapia u innego specjalisty.
Queen westchnął.
-Nie mogę go zmienić.
-Czemu? - spytała szczerze zaciekawiona Dinah.
-Bo to ostatni psycholog dziecięco – młodzieżowy w Star City, którego Hal nie zwolnił za „brak kompetencji" przy sprawie z Sytuacją. - oparł łokieć o podłokietnik i wsunął palce we włosy – Nie ma tu ani jednego psychologa, który nie miałby zapisanych naszych danych z doczepioną karteczką „Nie przyjmować. Przekierowywać opiekuna do psychiatryka".
-Przecież Hal nie jest jego opiekunem prawnym.
-W testamencie mam, że w razie mojego wypadku lub śmierci, to on przejmie opiekę na Royem. W tamtym momencie to on był prawnym opiekunem i choć to było tymczasowe, tutejsi lekarze mają już z nami złe wspomnienia. - westchnął, wzruszając ramionami.
Nastała cisza.
-To ty masz testament? - zdziwiła się kobieta.
-Spokojnie, planuję go zmienić już od naszego ślubu, ale cały czas nie mam na to czasu. - pokręcił głową – Aktualnie wszystko jest na Hala i Roya.
James spojrzał na nich ze zmęczeniem. Naprawdę, muszą to teraz omawiać? Chyba mają ciutkę ważniejsze tematy do dyskusji, niż plany zmiany testamentu Queena.
-Możemy wrócić do głównego tematu? - upomniał się. Małżeństwo automatycznie zaprzestało rozmowy, aby skupić się na nim. Nim znów zaczął mówić, zaczerpnął większy haust powietrza, koncentrując się – Z nim jest źle, Oliverze. To wszystko go przerasta. Wiem, że bardzo chciałby, aby traktować go jak dorosłego, ale to tylko dziecko. - spojrzał mężczyźnie w oczy. Były bladozielone. Jakby ktoś pozbawił je życia i radości, którymi tętniły kiedy pierwszy raz skrzyżowali się wzrokiem. Nagle Jamesa olśniło – Czy... Czy próbowałeś z nim o tym rozmawiać?
CZYTASZ
The Queens
Fanfiction"Jeszcze będziemy szczęśliwi, kiddo." Pierwszy był Green Arrow, potem Speedy. Inna, stworzona przeze mnie historia Team Arrow. Czerpię z różnych źródeł od komiksów, przez animacje i serial Arrow kończąc. A przede wszystkim - z mojej własnej wyobra...