042

140 31 2
                                    

 Roy zahamował gwałtownie, a suchy piasek wzbił się w powietrze od starcia z kołami jego motoru, tworząc chmurę kurzu. Obok niego zatrzymał się inny motor, którego kierowca spojrzał na niego przez przyciemnianą szybkę w kasku.

Speedy odpiął zapięcie i zdjął hełm, uśmiechając się wyzywająco do brata, który również pozbył się swojego ochraniacza na mózg.

Odbicie księżyca i gwiazd tańczyło wesoło w ich niebieskich oczach.

- Piękne wzgórza Arizony, co?! - starszy z braci machnął dłonią, pokazując otaczające ich góry i kanion. Właśnie to ostatnie sprawiło, że chłopak poczuł dziwne ukucie niepokoju.

- Yeah. - Sharper skinął głową, uśmiechając się z zadowoleniem – Wracają wspomnienia.

- Ścigamy się? - spytał z ekscytacją, zsiadając z pojazdu. Rory znów skinął głową na znak zgody.

- Kto pierwszy na dole. - rzekł, również zsiadając i podszedł do krawędzi urwiska, patrząc w dół.

- Co? - mruknął, marszcząc brwi i też stanął nad urwiskiem.

- Powiedziałem – kto pierwszy na dole. - powtórzył powoli, po czym położył dłoń na plecach brata i zepchnął go w przepaść.

Roy wrzasnął z przerażeniem.

Poderwał się do siadu i rozejrzał po zatopionej w mroku sypialni. Był w łóżku. A to był tylko sen.

- Ja pierdolę. - wysapał, ocierając pot z twarzy.

Wzdrygnął się z zimna i złapał za leżący na szafce nocnej telefon, aby sprawdzić godzinę.

Czwarta trzydzieści dwie.

Westchnął, opadając na poduszki i zamknął oczy. To już drugi koszmar tej nocy. W poprzednim widział swojego brata w gabinecie Luthora – Rory był ubrany na czarno, całkiem nie nerdowsko. Wyglądał jak typowy popularny dzieciak, a nie koleś, który twierdzi, że przez całą sprawę z Cadmusem nie dostał listu z Hogwartu ani Pokedexu od profesora Oaka. I włosy! Miał ułożone włosy! Rory z ułożonymi włosami nie może być dobry!

W tym śnie był też Lex. Mówił coś Rory'emu i wyglądał na zdenerwowanego. Roy nie wiele pamiętał z tego o czym rozmawiali. Pamiętał tylko, że Luthor zakończył ich rozmowę zapewnieniem, że kocha ich obu. Roy nie wiedział o kogo chodziło. O Rory'ego i niego czy może Rory'ego i Connera, bo to też całkiem możliwe.

Naciągnął na siebie koc i skulił w kłębek.

- Ogarnij się, koleś. - wymamrotał jeszcze.

* * * *

Hal wracał właśnie z patrolu w Coast City. Lubił sobie czasem polatać nad swoim miastem, popatrzeć i upewnić się, że wszyscy są bezpieczni. Wylądował przy jednym z zaułków i wszedł do niego, przypominając sobie, że to właśnie tam znajdował się teleport. Nie korzystał z nich zbyt często, więc czasami zdarzało mu się zapomnieć, gdzie ich szukać.

- Siema, Jordan. - drgnął i uniósł ramię z pierścieniem gotów walczyć z właścicielem głosu – Opuść tą łapę. - mruknął Guy Gardner, wychodząc z cienia i zasłaniając oczy dłonią.

- Guy? Co ty tutaj robisz? - zdziwił się, opuszczając pierścień.

- Nie odbierasz telefonów ani wiadomości przesyłanych pierścieniem. - burknął, patrząc na niego z wyrzutem – Natomiast Kilowog zarejestrował „żółtą smugę energii, zmierzającą ku Ziemi" kilka dni temu. - oznajmił, biorąc się pod boki i cmoknął – Pomyślałem, że chciałbyś o tym wiedzieć.

The QueensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz