" - Nie - oznajmił Chejron. - Dobra, Percy. Wiesz już, że twój przyjaciel Grover jest satyrem. Wiesz - wskazał na róg leżący w pudełku po butach - że zabiłeś Minotaura. To nie byle co, chłopcze. Być może natomiast nie wiesz, że w twoim życiu działają potężne siły. Bogowie... potęgi, które nazywasz greckimi bogami; są jak najbardziej prawdziwe.
Gapiłem się na moich towarzyszy przy stoliku.
Czekałem na jakiś krzyk protestu, ale rozległ się jedynie wrzask Pana D.
- O! Joker! Ha, ha! - zagdakał wyłożył karty i zapisał sobie punkty.
- Panie D. - odezwał się nieśmiało Grover - skoro nie je pan tej puszki, czy mógłbym ją wziąć?
- Co? Ach, jasne.
Grover odgryzł spory kawałek pustej aluminiowej puszki po dietetycznej coli i żuł go żałośnie.
- Przepraszam - zwróciłem się do Chejrona. - Więc mówi pan, że istnieje coś takiego jak Bóg.
- Chwila, chwila - odpowiedział Chejron. - Bóg - przez duże B, Bóg. To zupełnie inna sprawa. Nie będziemy się zajmować metafizyką.
- Metafizyką? Przecież właśnie mówił pan...
- Ach, o bogach, liczba mnoga, potężne istoty odpowiedzialne za siły natury i ludzkie czyny: nieśmiertelni Olimpijczycy. To zupełnie inna sprawa.
- Inna?
- Całkowicie. Bogowie, o których rozmawialiśmy na lekcjach łaciny.
- Zeus - powiedziałem. - Hera. Apollo. Ma pan na myśli tych wszystkich?
Znów w oddali rozległ się grzmot pomimo bezchmurnego nieba.
- Młody człowieku - powiedział Pan D. - Na twoim miejscu naprawdę nie rzucałbym tych imion na wiatr.
- Ale to tylko opowieści - odparłem. - To znaczy...mity... które wyjaśniają błyskawice i pory roku, i tak dalej. Ludzie w to wierzyli, zanim powstała nauka.
- Nauka! - zadrwił Pan D. - Powiedz no mi, Perseuszu Jacksonie - wzdrygnąłem się, słysząc swoje pełne imię, którego nigdy nikomu nie zdradziłem - co pomyślą ludzie o twojej "nauce" za dwa tysiące lat?- ciągnął Pan D. - Hmmm? Nazwą ją prymitywni bredniami. Och, jak ja kocham śmiertelników - są całkowicie pozbawieni perspektywy. Wydaję im się, że tytule osiągnęli. A jak to jest naprawdę, Chejronie? Spójrz a tego chłopaka i powiedz mi.
Nie czułem sympatii do Pana D., Ale w tym, jak nazwał mnie śmiertelnikiem było coś, co sugerowało, że... On sam nim nie był. Wystarczyło, żeby ścisnąć mnie za gardło oraz wyjaśnić, czemu Grover tak pilnie wpatruję się w swoje karty, żuje puszkę po coli i trzyma gębę na kłódkę.
[...]
Machnął ręką i na stole pojawił się puchar - jakby słońce pochyliło się na moment i utkało szkło z powietrza. Puchar napełnił się sam czerwonym winem.
Szczęka mi opadła, ale Chejron nawet nie drgnął.
- Panie D. - rzekł ostrzegawczo. - zakaz.
Pan D. Spojrzał na wino z udawanym zaskoczeniem.
- Niech mnie. - Podnosił oczy ku niebu i wrzasnął. - Stare nawyki! Przepraszam!
Kolejny grzmot.
Pan D. Machnął ponownie ręką i puchar z winem zamienił się nową puszkę dietetycznej coli. Westchnął żałośnie, otwarł puszkę i wrócił do kart.
Chejron mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Pan D. Obraził jakiś czas temu swojego ojca, interesując się leśną nimfą, która była zakazana.
- Leśną nimfą - powtórzyłem, nie mogąc oderwać wzroku od celu, która przybyła tu z kosmosu.
- Owszem - przyznał Pan D. - Ojciec uwielbia mnie karać. Najpierw prohibicja. Koszmar! Potworna dekada! Potem...no, ona była naprawdę ładna, nie mogłem się powstrzymać...w każdym razie za drugim razem zesłał mnie tutaj. Wzgórze Herosów. Obóz letni dla twoich łobuzów jak ty. "Postaraj się poprawić" - powiedział. - " Pracuj z młodzieżą, zamiast rozrywać ją na strzępy." Ha! Co za niesprawiedliwość.
Pan D. Mówił jak sześciolatek, jak obrażone dziecko.
- A...- wyjąkałem - pana ojcem jest...
- Di immortales, Chejronie! - wykrzyknął Pan D. - Myślałem, że nauczyłeś go przyjamnjej podstaw. Moim ojcem jest oczywiście Zeus.
Przebiegłem w pamięci imiona zaczynające się na D w greckiej mitologii. Wino. Tygrysia Skóra. Ci najwyraźniej pracujący tu satyrowie. Zachowanie Grovera, jakby Pan D. Był jego panem.
- Jest pan Dionizosem - powiedziałem. - Bogiem wina.
Pan D. przewrócił oczami.
- Jak się teraz mówi, Grover? Czy dzieciaki mówią "no, raczej"?
- Ta...tak, Panie D.
- No to, Percy Jacksonie: raczej jestem! A myślałeś, że kim - Afrodytą?
- Jest pan bogiem.
- Owszem, dziecko.
- Bogiem. Pan.
Odwrócił się i wbił we mnie wzrok, a ja dostrzegłem w jego oczach coś jak ciemny ogień: sugestie, że ten marudny, pękaty człowieczek pokazuję mi zaledwie maleńką cząstkę swojej prawdziwej natury. Ujrzałem wizję winorośli duszącej na śmierć niedowiarków i pijanych wojowników w szale bitewnym, usłyszałem krzyki żeglarzy, których ręce zamieniały się w płetwy, a garaże wydłużyły w pysku delfinów. Wiedziałem, że jeśli doprowadzę Pana D. do ostateczności, to pokaże mi znacznie gorsze rzeczy. Wprawi mnie w obłęd, który zapewni mu resztę życia w kaftanie bezpieczeństwa i pokoju bez klamek.
- Masz ochotę poddać mnie próbie, dziecko? - spytał cicho.
- Nie. Nie, proszę pana.
Płomień nieco przygasł.
[...]
Pan D. Zwrócił się do mnie.
- Domek numer jedenaście, Percy Jacksonie. I zachowuj się jak należy."Strona 68-73, "Złodziej Pioruna "
CZYTASZ
Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy : Moje ulubione momenty i cytaty 📚
FanfictionCześć! W tej książce możecie znaleźć moje ulubione fragmenty i cytaty z pierwszej serii Ricka Riordana "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Każdy rozdział to inny cytat lub moment, specjalnie przeze mnie zatytułowany. W nawiasie obok tego tytułu...